Выбрать главу

– I nie mogłaby dotrzeć do wyjścia! – dodał Dolg ze śmiechem.

Obaj bardzo kochali Theresę, dlatego też mogli sobie pozwolić na żarty z jej słabości, robili to wszak z życzliwością dla tej osoby o wielkim sercu.

Przyglądali się ogromnym budowlom.

– W istocie jest to gotyckie miasto. A mnie się wydawało, że Burgos to zwyczajne maleńkie miasteczko.

Willy dobrze nauczył się lekcji, zresztą dopiero przed chwilą wysłuchał wykładu.

– W pierwszym wieku naszej ery Burgos było stolicą pierwszej prowincji, późniejszego królestwa Kastylii, a katedra zalicza się do najwspanialszych na świecie. Powiedzieli mi o tym tuż pod miastem. Ta kraina nazywa się zresztą Stara Kastylia, Nowa Kastylia położona jest bardziej na południe.

– Brawo, Willy! – pochwalił żołnierza Móri. – Co byśmy zrobili bez ciebie?

Willy odwrócił się, by ukryć uśmiech dumy. Wyrazy uznania z ust samego Móriego były naprawdę czymś szczególnym dla wszystkich z jego otoczenia, zarówno tutaj, jak i w Theresenhof, i wszędzie indziej. Być może dlatego, że na jego twarzy tak często gościł wyraz surowości lub ponieważ umiał o wiele więcej niż inni.

Kilka godzin zajęło im znalezienie noclegu, posilenie się i ułożenie planu działania. W sali jadalnej gospody, w której się zatrzymali, trwało właśnie wesele, musieli więc zasiąść w ogrodzie przy kamiennym stole, w niczym jednak im to nie przeszkadzało, gdyż wieczór był cudownie ciepły, w trawie cykały świerszcze. Znów posmakowali hiszpańskiego wina, które wszystkim, z wyjątkiem rzecz jasna Dolga, przypadło do gustu. Młode Hiszpanki przyniosły jedzenie, te same dania, które serwowano weselnikom, mieli więc prawdziwą ucztę.

Na drzewach zawieszono latarnie, Nero bezwstydnie żebrał o smaczne kąski u stóp Dolga, a w sali jadalnej rozpoczęły się śpiewy i tańce. Przemiły, nastrojowy wieczór!

Móri rozłożył na stole szkic planu miasta i twierdzy. Dyskutowali, co należy zrobić, dokąd iść, i złościli się na Heinricha Reussa, który nie potrafił im dokładniej opisać, w jaki sposób można zejść do wielkiej sali zakonu rycerskiego. Nie było to jednak winą Reussa. Z bastionem Zakonu łączyło się ogromnie wiele tajemnic. Sami bracia wiedzieli zdumiewająco mało, znajomość tajemnic zarezerwowana była dla wielkiego mistrza i jego najbardziej zaufanych ludzi. Obecnie byli nimi kardynał von Graben, brat Lorenzo i usunięty biskup Engelbert.

Dolg czymś się niepokoił. Móri wyczuł to, sam zresztą był trochę podekscytowany, nie mógł jednak zrozumieć przyczyny.

– Uważasz, że porywamy się na coś bardzo niebezpiecznego, Dolgu? – spytał cicho.

– Nie wiem, ojcze. Ty także to wyczuwasz, prawda?

– Rzeczywiście. Ale nie potrafię powiedzieć, co to jest.

Postanowili do świtu odłożyć wyprawę do starej twierdzy, którą obrali sobie za siedzibę członkowie zakonu. Twierdza leżała na skale, roztaczał się z niej widok na miasto. Podjęli taką decyzję, ponieważ chcieli najpierw odpocząć, a poza tym o wybranej przez nich porze kręciło się najmniej ludzi. Najwcześniejsza godzina dnia, szarówka, wilcza godzina, zawsze była najlepszą porą dla przedsięwzięć, które chciano zachować w sekrecie.

Móri zbudził ich, zanim koguty w mieście zaczęły piać, na niebie jeszcze blado świeciły gwiazdy i tylko jaśniejsza smuga nad horyzontem zwiastowała nowy dzień.

Szli na palcach przez uśpione miasto, a mimo to ich kroki odbijały się od ścian.

Dolg spoglądał na ojca i oczy lśniły mu z napięcia. Nikt tak jak on nie potrafił wczuć się w nastrój.

Dobrze, że memu synowi dane jest to przeżyć, poznać Południe i ludzi o całkiem innej niż austriacka kulturze, pomyślał Móri.

Choć tak właśnie uważał, to marzył przecież, by pokazać swoim dzieciom Islandię. Islandię i Norwegię. Móri nigdy naprawdę nie zapuścił korzeni w Austrii. Owszem, polubił ten kraj i jego wesołych mieszkańców, lecz nordycka melancholia i jałowe wrzosowiska bardziej odpowiadały jego usposobieniu. Przeklinał Zakon Słońca, uniemożliwiający im wyjazd do północnych krajów. Tyle lat upłynęło, Tiril i on robili się coraz starsi, wprawdzie do starości jeszcze im daleko, ale kiedy wreszcie zdołają się uwolnić od prześladowań rycerzy?

Dolg także nie czuł się w Austrii jak w domu, Tiril, choć nie narzekała, wielokrotnie marzyła o wyjeździe na północ. Taran natomiast zaaklimatyzowała się świetnie, ale jak się sprawa przedstawia z Villemannem – Móri nie wiedział. Chłopiec często pytał o Islandię i Norwegię, nigdy jednak nie wyraził życzenia, by się tam osiedlić.

– Nie, Willy, zatrzymaj się, źle idziesz – Móri zwrócił się cicho do towarzysza. – Heinrich Reuss dokładnie mi opisał właściwą drogę.

Dolg przystanął. Skałę, na której wznosiła się twierdza, mieli tuż przed sobą, wystarczyło tylko piąć się w górę.

– Co się stało, Dolgu?

Chłopiec wyglądał na bardzo zmartwionego.

– Już niewiele lat…

– O czym ty mówisz?

– Widziałem, jak coś się dzieje. Z tą twierdzą przed nami.

Odwrócił się.

– Miasto! Ono niszczeje! Twierdza rozsypuje się w gruzy.

– Moim zdaniem już i tak wygląda na bardzo zniszczoną – zauważył Móri.

Dolg przetarł oczy.

– Wizja już się skończyła. Minęła tak szybko. Może się pomyliłem?

– Nie wydaje mi się. – Móri bacznie przyglądał się synkowi. – Chcesz powiedzieć, że to piękne Burgos zniknie?

– Nie, nie całkiem. Zostanie katedra, ta wielka brama. Nie wszystko legnie w gruzach, ale wiele z tego co piękne zginie na zawsze. Cały zamek!

Pokręcił głową i dał znak, by szli dalej.

Dolg miał rację. W roku 1808 miasto zostało częściowo zniszczone przez Francuzów, a później w 1813 przez wielką armię Wellingtona podczas jego przemarszu przez Hiszpanię. Za swe dokonania na Półwyspie Pirenejskim Wellington otrzymał tytuł książęcy i okrył się sławą…

Umiejętność patrzenia w przyszłość nie jest godna zazdrości. Nie pierwszy raz Dolg miał wizje, których wolałby uniknąć.

Wydarzenia, które ujrzał, miały nastąpić dopiero za osiemdziesiąt lat, lecz on o tym nie wiedział. Po prostu odczuł dotkliwy ból na widok zniszczonych dzieł architektury.

Z pewnym wahaniem Móri prowadził ich pod górę na skałę. Wysłuchanie opisu jakiegoś miejsca jest zupełnie czym innym niż zobaczenie go na własne oczy. Człowiek tworzy sobie pewien obraz, a rzeczywistość okazuje się całkiem odmienna.

Twierdza rozciągała się na o wiele większym obszarze niż się spodziewał. Zajmowała całą skałę, a kiedyś być może zstępowała ku miastu? Takie to sprawiało wrażenie, jakby jej starsze części leżały kiedyś jeszcze niżej.

Co takiego mówili Heinrich Reuss i Tiril?

Wspominali o Wizygotach, czyli Gotach Zachodnich, którzy nadali miastu nazwę, Burgos. Ale jako założyciela Burgos podawano Gonzalo Nuneza, żyjącego w końcu IX wieku.

To się nie zgadzało, Wizygoci przybyli tu już w VI wieku. A przed nimi… Przed nimi Rzymianie nazwali twierdzę Deobrigula; leżała tam, aby chronić rzymską kolonię w północnej Hiszpanii. Burgos znajdowało się w strategicznym punkcie, skąd wiodły szlaki do siedzib Basków, Swebów i innych ludów.

Reuss wspomniał także, że w tym miejscu stał kiedyś klasztor.

Rzymianie. Wizygoci. Ród Nufio. Mnisi. Wszyscy tworzyli wielkie budowle. Ale w tym samym miejscu?

Olbrzymią bramę, Arco de Santa Maria, wybudowano później, w czasach katolicyzmu, ale i ona stanowiła część umocnień, chociaż położona była poniżej, w mieście.

Jak się do tego miał Ordogno Zły z X wieku? Pochodził wszak z Leon, wcale nie Kastylii. Dlaczego miałby ukryć swój kamień tutaj, w sąsiednim królestwie?

Wszystko wydawało się takie zagmatwane. Móri nie mógł się w tym połapać.