Выбрать главу

Żołnierze dyskretnie poprawiali mundury po szaleńczych uściskach czworga dzieci, bo oczywiście Rafael i Danielle musieli koniecznie naśladować Taran i Villemanna! Dolg żegnał się w całkiem inny sposób; z łagodnym, ciepłym uśmiechem i mądrością całego świata bijącą z oczu.

Żołnierze jechali wciąż wzruszeni, dokuczało im niezwykłe wrażenie nagłej pustki. Wielka przygoda dobiegła końca i, jak przypuszczali, już nigdy nic nie będzie się z nią mogło równać. Tym trudniej było im się rozstać z ludźmi, których tak serdecznie polubili, z księżną, Tiril, Mórim, niezwykłym Dolgiem, dwoma parobkami, pokojówką Edith, czwórką pozostałych dzieci, z miłymi służącymi w Theresenhof. No i z Nerem. Wciąż mieli w pamięci jego czujnie patrzące, trochę zdziwione, mądre oczy.

Towarzystwem Erlinga mogli się cieszyć jeszcze przez kilka dni.

Oczywiście przyrzekli uroczyście dochować tajemnicy. Nikt niepowołany nie mógł się dowiedzieć, w jakich to wydarzeniach brali udział. Cesarz jednak miał poznać całą prawdę, z wyjątkiem kilku szczegółów, dotyczących zwłaszcza złego Zakonu.

Uzgodnili, że do odwiedzenia olbrzymiej dworskiej biblioteki najlepiej nadaje się Willy, najbardziej z nich oczytany, zresztą wielokrotnie już tam bywał. Nie warto było, by Erling jeszcze tym się zajmował, wystarczyła mu już sprawa oświadczyn.

– Kim ty właściwie jesteś, Willy? – spytał Erling, kiedy jechali przez piękne doliny Kärnten. W powietrzu czuło się już jesień, a las przywdział swe najpiękniejsze barwne szaty. – Nie jesteś zwyczajnym żołnierzem.

Młody człowiek odparł z uśmiechem:

– Wszyscy gwardziści Jego Cesarskiej Mości muszą pochodzić z dobrych rodzin, najchętniej szlacheckich. Jako dziecko otrzymałem bardzo staranne wykształcenie, a mój ojciec posiada wielki dwór pod Wiedniem. Matka moja, dona Elena, jak wiesz, pochodzi z Hiszpanii i już z tytułu widać, że wywodzi się z wysokiego rodu szlacheckiego.

– No i dodałbym jeszcze, że masz niezwykle tęgą głowę.

– Oczywiście – odparł Willy z taką pewnością siebie, że obaj wybuchnęli śmiechem.

W Hofburgu, wspaniałym zamku Habsburgów, przyjęto ich życzliwie. Cesarz Karol VI poświęcił im parę godzin, bo chciał usłyszeć historię podróży swej siostry i walki ze strasznym kardynałem.

Łaskawie przyjął list Theresy i oświadczyny Erlinga, szczegółowo wypytywał o pochodzenie Norwega i obiecał przemyśleć sprawę. Erling miał otrzymać odpowiedź przed opuszczeniem Wiednia. Co prawda Karol VI poznał wybrańca swej siostry już wcześniej i uznał go za przyzwoitego człowieka, ale kwestia była nadzwyczaj delikatna i cesarz potrzebował czasu na zastanowienie.

Po długiej rozmowie z pięcioma przybyłymi Karol VI, dowiedziawszy się o klęskach kardynała, wpadł w taki świetny humor, że awansował czterech żołnierzy w nagrodę za dobre wywiązanie się z obowiązków. Erlingowi szepnął w tajemnicy, że z pewnością da się załatwić dla niego jakiś tytuł szlachecki, o ile małżeństwo okaże się aktualne. Obietnica ta wstrząsnęła Erlingiem, ale po zastanowieniu doszedł do wniosku, że czemu nie? Pomysł nie był wcale taki głupi.

Nowo mianowany porucznik Willy otrzymał pozwolenie odwiedzenia biblioteki. Cesarz nie bardzo wiedział, gdzie może się znajdować słynna, już dawniej poszukiwana skrzynka z księgą Ordogno. Słyszał oczywiście o próbach jej odnalezienia nie uwieńczonych powodzeniem. Potrafił też udzielić Willy’emu pewnych wskazówek.

O całej sprawie rozmawiano w hallu. Niestety, żaden z uczestników rozmowy nie wiedział, jak wygląda brat Johannes ani też tego, że należy on do cesarskich dworzan.

Przebywał w Hofburgu po prostu jako szpieg kardynała, a cesarz nie miał pojęcia, że jest członkiem Zakonu Świętego Słońca.

Nikt nie zauważył, że brat Johannes ukrył się na szczycie schodów i stamtąd słyszał każde wypowiedziane słowo. O Ordogno i oryginalnej księdze, schowanej w skrzyni…

Miało to przynieść tragiczne skutki.

Serce Johannesa mocno tłukło się w szerokiej piersi. Lepiej skrył się za kolumną.

Dopiero będzie co przekazać kardynałowi! Być może on, brat Johannes, zostanie wyznaczony na kolejnego wielkiego mistrza w miejsce brata Lorenzo? To by było sprawiedliwe!

Udało im się odnaleźć kamień Ordogno! Dlaczego ta banda zawsze wyprzedzała rycerzy?

O czym oni teraz mówili? Johannes nie wszystko rozumiał, bo o niektórych sprawach dyskutowali widać już wcześniej, ale dotarło do niego, że wielka tajemnica znajduje się tu, w Hofburgu! Tkwiła tu przez cały czas, podczas gdy bracia zakonni przez stulecia poszukiwali kamienia Ordogno! Z rozmowy wynikało, że sam kamień nie jest właściwie taki istotny, lecz przywiódł ich tutaj! I dlatego był jednak cenny.

Wysłali na poszukiwanie tylko jednego człowieka. Doskonale!

Kiedy opuścili hall, brat Johannes przemknął się do biblioteki w ślad za Willym. Niech szuka! Niech znajdzie! A potem…

Potem przyjdzie kolej na brata Johannesa!

Willy maszerował przez wielkie sale. Wyczuwał zapach kurzu, zapach ksiąg. Zawsze go lubił. Wielu ludzi brzydzi zapach starych tomów, lecz nie jego.

Kiedy dotarł do pomieszczeń, gdzie przechowywano osiem tysięcy inkunabułów, wrażenie starości jeszcze się spotęgowało. Willy wiedział, że skrzynki powinien szukać nie tutaj, lecz w dziale ręcznie pisanych dzieł, jeszcze starszych niż inkunabuły.

Cesarz wyjaśnił mu, gdzie, jego zdaniem, powinien się rozejrzeć. Willy kierując się jego wskazówkami trafił do niewielkiego pomieszczenia w głębi za salami z ręcznie pisanymi księgami, gdzie półki aż po sufit wypełniały zakurzone, nierówne, trudne do odczytania manuskrypty. Pod ścianą leżał stos zwojów, ale część z nich można już chyba było nazwać księgami, bo składały się z ułożonych jeden na drugim arkuszy. Wydawało się, że nie ruszano ich od stuleci. Willy nie wiedział, czy powinien ich dotykać, bo mogły rozsypać się w pył.

Rozglądał się uważnie. Duszne zatęchłe powietrze przyprawiało go o ból głowy. Gdzieś chyba musi się znajdować jakiś spis, pomyślał. Że też takie proste rozwiązanie nie przyszło mi wcześniej do głowy?

Już miał zawrócić i wyjść na poszukiwanie spisu, kiedy jego spojrzenie padło na półkę w rogu. Stało na niej kilka ksiąg, a przecież pozostałe w tym pomieszczeniu leżały. Już wcześniej patrzył na tę półkę, lecz dopiero teraz zauważył, że nie są to zwyczajne książki, lecz skrzynki. Pięć, różnej wysokości.

Odczytał napisy na grzbietach. Trzy natychmiast mógł odrzucić, czwartą także. Piąta napisu nie miała.

Wyciągnął skrzynkę.

Jej wymiary się nie zgadzały, ale i tak spróbował ją otworzyć.

Podniósł głowę. Miał wrażenie, że nie jest sam.

Ale chyba mu się przywidziało.

Księga leżąca w środku wzbudziła jego rozczarowanie. Przepiękny manuskrypt słynnego na świecie czternastowiecznego pisarza, lecz absolutnie nie ten, którego szukał Willy.

Ale pod półką? Czy nie stał pod nią ledwie widoczny stolik? Sięgał prawie do półki. Willy przekrzywił głowę, by lepiej się przyjrzeć, i ujrzał na stoliku księgę… nie, skrzynkę!

Wyciągnął cały stolik. Nie zauważyłby go, gdyby nie szukał czegoś określonego. Stolik tworzył niemal całość z podpórkami półki.

Wątpił, aby tę skrzynkę wymieniono w jakichkolwiek spisach. Również ci, którzy je sporządzali, musieli ją przeoczyć.

Willy’emu trzęsły się ręce. Chociaż jeszcze się nie upewnił, wiedział już, że znalazł to, czego szukał.

Spróbował zdmuchnąć kurz, co przypłacił gwałtownym atakiem kaszlu. Gdy już doszedł do siebie i mógł patrzeć na oczy, ostrożnie starł kurz ręką. Miał przy tym wrażenie, jakby odgarniał warstwę waty.

Na pokrywie widniały ślady zdobień, Willy ocenił je jako hiszpańskie. Tak, trafił we właściwe miejsce.