Выбрать главу

Palce gorączkowo szukały mechanizmu otwierającego skrzynkę, gdy nagle powoli czyjaś wielka ręka opadła na jego dłoń. Willy poderwał się i podniósł głowę.

Nad nim górowała olbrzymia postać, którą widział już kiedyś wcześniej. Wtedy jednak była utkana z cienia. Teraz, w ciemnej opończy, ze znakiem Słońca na piersi, wydawała się niemal ludzka.

Willy, zaskoczony, nie potrafił wydusić z siebie nawet słów powitania.

Cień odezwał się do niego głuchym głosem:

– Nie ruszaj tego, młody wojaku, to nie dla ciebie.

– Ale miałem przecież zabrać ją…

Cień potrząsnął głową.

– Czas na to jeszcze nie nadszedł. Otwieranie skrzynki oznaczałoby drogę na skróty, co mogłoby sprowadzić nieszczęście na nas wszystkich. A szczególnie na ciebie. Ja tego nie chcę.

Willy nie mógł oprzeć się wrażeniu, że przez “nas wszystkich” Cień rozumie siebie i swoich krewniaków. Ale również rodzinę z Theresenhof i jej przyjaciół.

Ponieważ nic nie mówił, Cień podjął twardym głosem, któremu usiłował nadać łagodne brzmienie, by i w nim odzwierciedliła się jego troskliwość, lecz bez większego rezultatu:

– Jak myślisz, dlaczego Ordogno żył tak krótko? Dlaczego jego następcy kazali wyrzeźbić tę skrzynkę i umierali, chociaż rozkazał, aby nikt jej nigdy nie otwierał? Dlaczego Joanna Szalona straciła rozum? To ona przywiozła skrzynkę z Kastylii i ukryła ją tu, w tym pokoju. Potem odkryto jej istnienie tylko raz i urzędnik, który ją odnalazł, umarł. A teraz ty. Zastanów się!

– Rozumiem. Mam tylko jedno pytanie, póki tu, panie, jesteś. Wszyscy się zastanawialiśmy, skąd Ordogno miał tę księgę, świętą księgę, która teraz jest tutaj. Czy możesz mi na to odpowiedzieć?

– Owszem, mogę. Znalazł ją w ruinach murów dawnego rzymskiego miasta Leon.

– A więc jednak księga to dzieło Rzymian?

– O, nie! Ukrył ją tam pewien król Wizygotów, który zrozumiał, jak bardzo jest niebezpieczna. Nie można jej przeglądać bezkarnie, jeśli nie zna się właściwego kodu. Księgę ukryto na wiele stuleci przed czasami Ordogno.

– Czy księga nie pochodziła z tego samego pałacu rzymskiego, co oba znaki Słońca?

– O, nie! Znaki Słońca zgubiliśmy w czasie burzy podczas błąkania się przez morze ku północy, przy wybrzeżu, na które później sięgnęło imperium rzymskie. Zniknęły na długie lata, zanim wreszcie odnaleźli je Rzymianie, uznali za święte i powiesili po obu stronach ołtarza w bogatym domu. Stamtąd skradli je Kwintus Ursus i jego przyjaciel centurion.

– Ach, tak! – pokiwał głową Willy.

– Centurion zabrał swój znak do miasta Leon, gdzie stacjonował legion, w którym był dowódcą. Wiesz, Legion – Leon.

– Tak, pamiętam, skąd się wzięła nazwa miasta. Czy ten centurion utworzył Zakon, jak zamierzał?

– Rzeczywiście tak się stało. Ale zakon istniał krótko i nic nie zdziałał, oni bowiem znali tylko znaki Słońca, ale nie wiedzieli o nich nic ponad to, że dają idealną ochronę podczas walki. Później znak Słońca wpadł w ręce Wizygotów, tym razem także przez kobietę. Z chciwości ukryła go tylko dla siebie i przetrwał w królewskiej twierdzy w Leon, przez nikogo nie zauważony aż do czasu, kiedy król Alfonso Wielki nie odnalazł go pod koniec dziewiątego wieku. Zrozumiał, jak cenne jest to znalezisko, i od tej pory znak dziedziczyli kolejni królowie, aż do Ordogno Złego w roku dziewięćset czterdziestym dziewiątym. W tymże roku Ordogno założył nowy Zakon Świętego Słońca. Panowanie w Leon objął dopiero w następnym roku, ale wcześniej wykradł znak Sancho Otyłemu. Cztery lata później odnalazł naszą świętą księgę w dawnych murach miejskich Leon. Doprowadził do tego nieszczęśliwy zbieg okoliczności, kilka głazów osypało się z muru tuż przed tym, jak on tamtędy przechodził.

– Ale skąd wzięła się księga? Wiem, że ukrył ją tam król Wizygotów, ale przedtem?

– Księgę skradły nam barbarzyńskie plemiona z północy, później, podczas naszej wędrówki. Ich losy potoczyły się niepomyślnie i bardzo długo nie było wiadomo, co się stało z księgą. Jej nie da się zniszczyć. Potem dowiedzieliśmy się, że znaleziono ją w łodzi w grobie jakiegoś wodza. Odkryli ją podczas plądrowania grobu Herulowie lub Wandalowie, a ich potomkowie Wizygoci przenieśli ją do Leon. Wszyscy bali się księgi i chcieli się jej pozbyć, kiedy zrozumieli, że ich klęski i przedwczesne śmierci nastąpiły za jej przyczyną. Nie lepiej się stało, kiedy Ordogno Zły nasączył ją swymi mrocznymi czarami. Był czarnoksiężnikiem.

– Ale zanim księgę ukryto w skrzyni, wielu musiało ją studiować?

Cień uśmiechnął się półgębkiem.

– Owszem. Ale to było śmiertelnie niebezpieczne. I nikt nie rozumiał, co w niej napisano. W tamtych czasach umiejętność czytania nie była tak rozpowszechniona, w dodatku księgę napisano w naszym języku. Ordogno natomiast zdołał wszystko poskładać, udało mu się także mocą jego czarnej magii zapanować nad magią księgi aż do chwili, gdy wszystko przeczytał i skopiował. Zdążył jeszcze tylko wyryć napis na swoim kamieniu, a potem krótki czas jego panowania dobiegł końca. Księga zwyciężyła.

Cień niemal nieznacznie poruszył głową, jak gdyby nasłuchiwał. Willy także usłyszał jakiś dźwięk. Ktoś był w pobliżu.

– Dziękuję – szepnął. – Usłucham twej rady, panie.

Gdy tylko Willy odsunął rękę od skrzynki, Cień zniknął.

Nowo mianowany porucznik przez chwilę stał oszołomiony, dlatego nie zdążył na czas wsunąć stolika pod półkę.

W drzwiach stanął potężny, władczo wyglądający mężczyzna. Cała postać świadczyła o szlachetnym urodzeniu i nie całkiem szlachetnym charakterze.

– Co widzę? – spytał zjadliwie. – Masz zamiar okraść cesarza?

– Nie, ja…

Rosły mężczyzna odepchnął Willy’ego na bok z taką siłą, że żołnierz się zatoczył i mocno uderzył o półki. Upadł na ziemię, nie mogąc się podnieść. Obolałe ciało nie chciało go słuchać, w głowie wirowała karuzela.

Patrzył, jak napastnik śmiejąc się triumfalnie sięga po skrzynkę. Błysnął znak Słońca zawieszony na jego szyi i Willy pojął, że oto znów ma do czynienia z którymś z członków Zakonu. Ale z którym? Austria, Wiedeń? Musi to być brat Johannes. Willy parokrotnie spotkał tego człowieka na dworze, lecz jego imienia nigdy nie poznał.

Szlachcica Johannesa ogarnęła niemal ekstatyczna radość. To on, właśnie on rozwiąże zagadkę Świętego Słońca. Cóż za chwała, jakie zwycięstwo!

Powinien się wstrzymać, lecz przeszkodziła mu chciwość. Musiał to zobaczyć! Przebierając palcami w poszukiwaniu zamka zerknął na żołnierza, całkiem chyba oszołomionego. Tylko zajrzy do skrzynki…

Potem prędko ucieknie. Jeszcze wymierzy żołnierzowi celnego kopniaka, który uciszy go na zawsze. Tak, tak właśnie zrobi!

Jest! Znalazł zamek. Skomplikowany, ale dla brata Johannesa to żadna przeszkoda. Palce plątały mu się wyłącznie z pośpiechu. To niemal jak spełnienie, pomyślał. Równie podniecające i zaspokajające.

Pokrywa podniosła się bezgłośnie. Brat Johannes zaglądał do wnętrza skrzynki. Księga! Widział księgę. Okucia ze szlachetnego kruszczu, błysnął symbol Świętego Słońca.

Ale… wzrok mu się mącił. Wokół zgęstniała mgła, jak gdyby z księgi podnosiły się kłęby dymu.

Nagle w spiralach mgły skoncentrowała się jakaś siła – brat Johannes nie potrafił tego inaczej określić, welony mgły gęstniały wokół niego z potężnym sykiem, który zmienił się w huk. Cofnął się, lecz one zaraz go otoczyły, krzyczał, widział przerażone oczy żołnierza, ale mgła atakowała tylko jego, Johannesa, tamtego łotra zostawiła w spokoju.

Przeciągły krzyk zmienił się w nieartykułowany jęk, miał wrażenie, że mgła wyssie zeń wszelkie życiowe siły, przez co stawał się jakby coraz rzadszy. Ledwie widział swoje dłonie, sprawiały wrażenie przezroczystych. Kości w ciele rozpuściły się z nieznośnym bólem, a potem nie było już nic.