– Nie wiedziałem, że zwyczajni członkowie Ludzi Lodu mogą nawiązywać kontakt z wami, sądziłem, że jesteśmy na to zbyt pospolici – rzekł drżącym głosem i mimo woli ukłonił się temu wysokiemu panu. Mój Boże, jak głupio to brzmi: „Jesteśmy na to zbyt pospolici”! Czy w ogóle można mówić o pospolitości w takim kontekście!
– Musimy prosić ciebie – powiedział znowu gość. – Nie mamy nikogo innego. Sytuacja jest bardzo niebezpieczna dla wszystkich. Nie tylko dla Ludzi Lodu.
– Tak, ja wiem. Wojna.
– Wojna toczy się swoim tragicznym torem. Ale jeśli twój zły przodek znowu ruszy do ataku, następstwa mogą być trudne do ogarnięcia.
Język? Teraz, kiedy ustał już szum w głowie, Vetle rozpoznawał język. To staronorweski. Nie ten najstarszy, do którego najbardziej podobny jest islandzki, nie, to jakby bliższa wersja. Vetle mógłby odnieść go gdzieś do lat pomiędzy 1100 a 1400.
Vetle, mimo że jeszcze bardzo młody i mimo tak nieokiełznanego charakteru, był chłopcem żądnym wiedzy i wciąż jej poszukującym. A przy tym miał znakomitą pamięć. To, czego raz się nauczył, pozostawało mu w głowie na zawsze.
Przybysz mówił swoim głuchym głosem:
– Nie mogliśmy prosić Benedikte, która jest w tej chwili jedyną obciążoną. Kobieta, na dodatek w jej wieku, nie zniosłaby wszystkich trudów. Twój ojciec, Christoffer, także nie jest wystarczająco silny. Andre natomiast jest zbyt potężnej budowy. Im wszystkim brak ponadto odwagi niezbędnej dla tego przedsięwzięcia, oni by się w różnych sytuacjach wahali, a tego nie wolno robić. Potrzebujemy małej, drobnej istoty, a przy tym kogoś nieulękłego. I ty chyba taki jesteś, Vetle?
Chłopiec pomyślał, że przecież dopiero co tak strasznie się bał ciemności. Ale to z pewnością coś całkiem innego.
– Odważę się na bardzo wiele – posiedział z leciutkim drżeniem w głosie. – W każdym razie, kiedy chodzi o rzeczywiste zagrożenia. Dlaczego jednak nie poprosicie Imrego?
– W tym przypadku Imre nie może się pokazywać.
Vetle poczuł, że jest bardzo blady.
– No, to w takim razie musi chodzić o Tengela Złego – powiedział tak spokojnie jak tylko mógł.
– Tak.
– Ale to akurat nie są zagrożenia osadzone w rzeczywistości…
Gość odrzekł równie spokojnie:
– To, niestety, jest właśnie takie zagrożenie, jakiego ty boisz się najbardziej. Wszystko dotyczy mroku i spraw okultystycznych. Wobec tego muszę zapytać raz jeszcze: Odważysz się, Vetle?
Vetle znowu przełknął ślinę. A niech ta licho porwie! To znaczy, że jego lęk przed ciemnością był aż tak widoczny? Ale ów nocny gość budził zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Vetle nie mógł zawieść jego oczekiwań, okazać się niegodnym.
– Co mam zrobić?
– Będziesz musiał pojechać daleko, daleko stąd. I musisz działać sam. Nie, bądź spokojny, poinformujemy rodzinę o wszystkim.
Nagle chłopiec przypomniał sobie o zasadach grzeczności.
– Nie zechciałbyś usiąść?
Powinien był zauważyć, że postać uśmiechnęła się.
– Usiąść? Ileż to czasu minęło, odkąd proszono mnie o to po raz ostatni! Ale nie, dziękuję.
– Ty przywykłeś do wędrówek, prawda? Ty jesteś Wędrowcem w Mroku? Tak, tak mnie nazywają. Jak widzę, znasz historię rodziny!
– Ale ja myślałem…
– Że trzymam się raczej południowych krajów? To też jest prawda. Teraz jednak, jak powiedziałem, potrzebujemy twojej pomocy, Vetle, a to sprawa z obszaru mojej odpowiedzialności.
Gość był wyszukanie grzeczny. Jakby rozmawiał z dzieckiem, pomyślał chłopiec lekko zirytowany. Ale w głuchym głosie przybysza pobrzmiewała ironia, jakiś lekko żartobliwy ton.
Vetle nabrał więcej pewności siebie, chciał się okazać odważny, pojmował też, że nie ma się czego obawiać ze stron tego „ducha”. Zresztą wcale nie miał wrażenia, że stoi oto naprzeciwko kogoś, kogo można by określić mianem ducha. Widział po prostu troszkę dziwnego przyjaciela.
– Ja zawsze myślałem, że Wędrowiec to zarazem Szczurołap z Hameln.
– No, popatrz, popatrz – mruknął przybysz. – Nieźle to wymyśliłeś. Powiem ci, że ja go naprawdę spotkałem. Rozmawiałem z nim. I dostałem od niego flet. Dziwny człowiek!
– Ale Tengel Zły się z nim nie kontaktował?
– Szczurołap nie życzył sobie spotkania z nim.
– Więc w tamtej podróży uczestniczyło dwóch potomków Ludzi Lodu? Ty i Tengel Zły?
– Ja wędrowałem pierwszy. Szukałem odpowiednich miejsc, dlatego nikt nie słyszał o mnie w związku z wyprawą Tengela. Mieliśmy już wtedy jeden flet, flet Ludzi Lodu czy też flet Tengela Złego. Ten, który miał go obudzić. Dowiedzieliśmy się o Szczurołapie i chcieliśmy, żeby to on swoją grą uśpił Tengela. Szczurołap się na to nie zgodził, ale dał mi flet. Zaufał mi.
– Wtedy nie mieliście już fletu Tengela?
– Nie. Tengel myślał, że mamy, ale ja wiedziałem, że został skradziony.
– Przez pierwszego Jolina? Ukradziony został razem ze starym totemem Ludzi Lodu i ukryty w Eldafjord?
– Jak ty dużo wiesz! – uśmiechnął się Wędrowiec. – Masz rację, tak właśnie było. Jeśli mam być szczery, to wiedziałem, że Jolin zamierza ukraść nasz potężny totem, rogi jaka, w których ukryty był flet. Nie powstrzymałem go jednak, bo wiedziałem, jak bardzo niebezpieczny jest ów flet dla rodziny.
– Jolin chyba nie był jednym z nas?
– Nie, to nędzny szubrawiec, który ukrył się w Dolinie Ludzi Lodu.
– Dziękuję! W takim razie zagadka została nareszcie rozwiązana. Nigdy nie chciałem być jego krewnym.
– O, miałeś chyba gorszych krewnych – mruknął mistyczny gość.
– Tak, to prawda. Jolin jednak był taki… mały drań. Zwyczajny łobuz!
– Masz rację.
– Ale Jolin chyba nie wiedział, że w totemie ukryty jest flet?
– Nie, on szukał wyłącznie jakichś wartościowych rzeczy, które można by sprzedać. Nie zdążył tego zrobić, bo umarł.
Vetle milczał przez chwilę, po czym powiedział:
– A co się teraz dzieje? Dlaczego moi przodkowie się niepokoją?
– Ktoś odegrał na flecie kilka tonów pobudki Tengela.
– Oj! – jęknął Vetle i poczuł, że ze strachu zimny pot spływa mu po plecach. – Jak to się skończyło? Obudził go?
– Nie do końca. Ale i tak nasz straszny pradziad zdołał ściągnąć na świat okropne nieszczęście w ciągu tego krótkiego czasu, który spędził poza swoją kryjówką.
– Jakie nieszczęście?
Wędrowiec zatoczył łuk ręką, okrytą peleryną.
– Spójrz, co się dzieje dookoła na świecie!
– Masz na myśli… wielką wojnę? To dzieło Tengela?
– No… nie tylko jego. Ludzka głupota przygotowała mu pole do działania. Ale impuls do wybuchu pochodził od niego.
– I co teraz? Zasnął znowu?
– Tak; udało mi się go dopaść, ale troszkę za późno. Mimo wszystko zdołałem go ponownie ulokować w kryjówce pod ziemią i uśpić. Nigdy bym tego nie dokonał, gdyby sygnał został odegrany do końca.
– To na czym teraz polega niebezpieczeństwo?
– Dwa lata minęły od chwili, kiedy Tengel ponownie pogrążył się we śnie. Zdążył tymczasem zebrać siły i chce odnaleźć człowieka, który wtedy grał na flecie. Problem polega na tym, że musimy Tengela ubiec.
– Jakim sposobem? – Serce Vetlego biło jak młotem. Prawdę mówiąc, słowa Wędrowca brzmiały nieprzyjemnie.
– Ów nieszczęśnik, który skomponował melodię identyczną z pobudką Tengela Złego, odegrał jedynie dwa takty sygnału, ale stworzył całą melodię i zapisał ją na papierze nutowym. Wrzucił to potem do szkatuły z innymi swoimi kompozycjami. Musimy zniszczyć ten arkusz.
– Shira nie mogłaby sobie z tym poradzić?