Выбрать главу

Teraz pojawił się nowy problem. I myśl, że powinien był wcześniej się do tego przygotować. Co mianowicie powinien zrobić z tymi nutami, które wyniósł właśnie z zamku?

Nie należy lekceważyć Tengela Złego. Nie wolno po prostu wyrzucić tej kartki ani próbować jej ukryć gdzieś na bagnach. Siła myśli Tengela Złego natychmiast to odkryje i jakiś jego pomocnik szybko tam przybędzie.

Podrzeć na drobne kawałki?

Vetle nie sądził, żeby to wystarczyło. Żywił uzasadnione, jak się zdaje, podejrzenia, że jego zły przodek w takiej sytuacji nie ustąpi, dopóki Erling Skogsrud nie odnajdzie wszystkich najdrobniejszych kawałeczków i nie złoży na powrót arkusza.

Istniał tylko jeden sposób ostatecznego unicestwienia nut. Należało je mianowicie spalić.

Ale akurat teraz Vetle absolutnie nie miał na to czasu. Bo akurat teraz musiał się zatroszczyć o to, by i on, i dziewczyna znaleźli bezpieczne schronienie.

Poza tym był do tego stopnia gapowaty, że nie zabrał ze sobą zapałek. Na taką ważną wyprawę! Trzeba nie mieć dobrze w głowie! Całkowicie niegodny zaufania przodków. Zapałki, które zabrał z domu, już dawno zostały zużyte.

No i co z dziewczyną?

Vetle pozwolił sobie przerwać na kilka sekund ten bieg do strażnicy.

– Dońa Esmeralda – rzekł zdyszany. – Nie musi pani iść ze mną, ja mogę być dla pani niebezpieczny, bo to ja ciągnę za sobą tego potwora. Ma pani pełną swobodę działania i może pani wrócić do swego wuja. Bestia opuściła już zamek.

To w każdym razie chciał jej powiedzieć. Ale czy ona rozumiała jego nader ubogą hiszpańszczyznę, składającą się zaledwie z kilkudziesięciu słów?

Owszem, Esmeralda najwyraźniej rozumiała. Nawet w tym mroku, rozpraszanym jedynie przez mdłe światło księżyca, widział zdecydowanie w jej czarnych jak węgiel oczach.

– Ale ja nie chcę wracać. On nie jest moim prawdziwym wujem, Jestem siostrzenicą jego zmarłej żony i on wcale nie jest dla mnie dobry.

Vetle pojmował znakomicie, co dziewczyna mówi, bo naprawdę rozumiał już dużo po hiszpańsku. Tylko że ogromna przepaść dzieli rozumienie języka od umiejętności czynnego posługiwania się nim.

Znowu zaczął biec, a ona dotrzymywała mu kroku, choć wyglądała na bardzo zmęczoną.

– Nie jest dobry? – zapytał. – Co to znaczy?

– Ech, nie, nie chciałabym o tym mówić.

– Musisz. Powinienem wiedzieć. Bo teraz ja odpowiadam za to, co się z panią stanie, dońa Esmeralda.

Sam zauważał, jak bardzo wydoroślał w czasie tej podróży. Niewiele już zostało z tamtego skorego do szaleństw chłopca. Nawet głos zaczynał mu się zmieniać. Zdarzało się często, że nieoczekiwanie zadudnił basem albo znowu przechodził w piskliwy falset.

– Nie, ja… – zaczęła dziewczyna z uporem. Po czym rozmyśliła się. – No, dobrze. Don Miguel jest głupi! Nie pozwala mi zawiesić lustra w pokoju, bez przerwy mnie wychowuje. Już jestem prawie taka wytworna jak on!

O mój Boże, myślał Vetle. Czy to są powody, żeby uciekać z domu?

Ale, oczywiście, to są powody, kiedy ma się tyle lat co ona. Sam przecież bardzo dobrze pamiętał, jak się buntował i chciał opuścić dom, bo rodzice go nie rozumieli i na przykład kazali mu włożyć niebieską koszulę zamiast szarej albo nie pozwalali mu samemu wiosłować po jeziorze. Wtedy przysięgał sobie, że ucieknie z domu i dopiero zobaczą. Będą siedzieć i rozpaczać po stracie swojego jedynego dziecka, które potraktowali tak okropnie!

Tak, dobrze rozumiał jej dziecięcy bunt

– Ile pani ma lat, dońa Esmeralda?

– Dwanaście.

– A ja czternaście.

– O, taki jesteś stary? To musiałeś chyba przeżyć już bardzo wiele.

Powiedziała to bez ironii. W jej głosie brzmiał szczery podziw.

– No, to i owo się przeżyło – odparł z nonszalancją.

Był jednak zdenerwowany i naprawdę nie bardzo wiedział, co począć. Co postanowić w sprawie bezdomnej dziewczyny ubranej tylko w nocną koszulę? Kiedy na dodatek samemu jest się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

– No dobrze, możesz iść ze mną do najbliższej wsi, a tam zobaczymy, może znajdzie się ktoś, kto chciałby się tobą zaopiekować.

– Nie masz prawa mówić do mnie ty. Pochodzę z bardzo wysokiego rodu.

– Ja też – burknął Vetle. – Pochodzę z książęcego domu.

Mój Boże, kiedy to było? W dodatku Vetle przecież nie był bezpośrednio spokrewniony w linią Paladinów, ale nie miał ochoty pozwolić, by zwracała mu uwagę jakaś mała gęś, która wlokła się za nim jak kula u nogi.

Esmeralda złagodniała natychmiast.

– No, skoro tak… Ale twoje imię tak trudno zapamiętać. Ja nazywam cię Nińo (chłopiec).

– Dziękuję. Wolałbym zostać przy imieniu Vetle. Vetle Volden z Ludzi Lodu.

– A ja jestem dońa Esmeralda de Braganza y Valencia y Vimiso. Ma pan prawo zwracać się do mnie per Esmeralda, książę Vetle.

O Chryste Panie, pomyślał Vetle, starając się skryć uśmiech. Ale niech dziewczyna ma, co chce, nie jestem w stanie wytłumaczyć jej, jak to jest naprawdę.

– Dziękuję bardzo – rzucił pospiesznie. – Ale doszliśmy już do strażnicy i nie ma czasu na ceremonie. Pozwól, że pójdę pierwszy.

– Nie, nie! – zawołała, wybiegając naprzód. – Nie odchodź ode mnie!

– Ale to może być bardzo nieprzyjemny widok. Być może są tam ranni, którzy potrzebują pomocy.

– Nie mamy czasu na opatrywanie rannych. Poza tym to służba.

– Każdy człowiek ma swoją wartość – odparł Vetle, który podczas podróży przez ogarniętą wojną Europę widział już nazbyt wiele tragedii. I wtedy obiecał sobie, że nigdy w życiu nie zostawi nikogo potrzebującego własnemu losowi. Tak łatwo przecież o zobojętnienie. Kiedy się widzi jedną ludzką tragedię, jest się wstrząśniętym. Ale kiedy tych tragedii jest tysiąc naraz, człowiek obojętnieje. Vetle za nic nie chciał, by coś takiego stało się właśnie z nim.

Koło strażnicy jednak nie było rannych. Pancernik pracował bezbłędnie.

Dońa Esmeralda dostała mdłości i Vetle prosił ją, by zamknęła oczy, dopóki się stąd nie oddalą. On też nie czuł się najlepiej.

– A psy? – mruknęła dziewczyna.

– Uciekły. Słyszałem, jak uciekały.

– To dobrze!

– Dlaczego tak mówisz?

– Bo były okropne. Bałam się ich.

– Ach, tak? – w głosie Vetlego brzmiała ironia. – A ja myślałem, że ucieszyło cię to, iż udało im się uciec. Myślałem, że cieszysz się z ich powodu.

Esmeralda wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, a ponieważ minęli już teren krwawej łaźni, nie zamknęła ich ponownie.

– Dlaczego miałabym się cieszyć? Z powodu zwierząt? Ale czy jesteś pewien, że nie ryzykujemy spotkania z nimi? Są przecież teraz dzikie i mogą być bardzo niebezpieczne. Ja je często drażniłam, uważałam, że to zabawne, bo były uwiązane i nie mogły mi nic zrobić. A teraz są dzikie!

– Nie przejmuj się. Tak szybko nie zdziczały. Tylko pospiesz się trochę! Po tym, co widzieliśmy, chciałbym odejść możliwie jak najdalej od Pancernika.

Znowu biegli przez jakiś czas.

– Dlaczego ty mówisz tak źle po hiszpańsku? – zapytała Esmeralda z pretensją.

– Bo nie jestem Hiszpanem. Pospiesz się, słyszysz? Nie gadaj tyle! On nas może dogonić!

– A dlaczego by mu po prostu nie oddać tych nut?

– Naprawdę mogłabyś to zrobić?

Dziewczyna z trudem łapała powietrze, ale on ciągnął ją za sobą bez litości.

– A co takiego niezwykłego jest w tych nutach? – jęczała.

– Teraz nie mogę ci tego wyjaśniać. Spiesz się! I przestań gadać, bo niepotrzebnie tracisz siły.

– Uff, jak ty okropnie mówisz! Nie rozumiem ani słowa.