Graj dalej! To za mało! Więcej, tam jest dalszy ciąg, w przeciwnym razie ja nie zdołam…
Ale niczego więcej już nie usłyszał.
Początek… To był właściwy początek! Upragniony! Więc dlaczego potem zapadła cisza?
Czekał długo, ów Tengel Zły, czekał z wciąż narastającą, wściekłą niecierpliwością. Czekał… czekał…
Minęło już bardzo wiele czasu i w końcu musiał przyjąć do wiadomości, że dalszego ciągu nie będzie, że ktoś się z nim tylko drażnił. Ktoś, kto mógłby… Kto? Skąd to przyszło?
Nie było czasu zastanawiać się nad tym akurat teraz. Teraz należało sprawdzić, jak dalece te skąpe tony ożywiły jego zdrętwiałe ciało.
W ostatnich dziesięcioleciach budzono go wielokrotnie. Nigdy jednak nie był w stanie się poruszyć.
Ruch i zamieszanie wokół wybranej przez niego góry złościło go niezmiernie. Ludzie kręcili się tłumnie po tej, zdawało się, znakomitej kryjówce, którą sobie wybrał w trzynastym wieku. Wtedy panowała tutaj niezmącona cisza. Teraz się to, niestety, zmieniło. Kilka razy podeszli nawet prawie do jego legowiska. Nietrudno było ich unieszkodliwić jedną czy drugą klątwą, sprawić, by nie byli w stanie opowiadać o tym, co widzieli, wszystko to jednak bardzo go niepokoiło.
Tak jak ci ostatni, w tym roku. Podeszli cholernie blisko, udało mu się ich zatrzymać dosłownie na samym skraju groty. No, ale już ich nie ma, pomarli wszyscy.
Mogą jednak przyjść inni. Wielu innych…
Tengel Zły chciał wstać i wyjść. Był już szczerze znudzony tą wieczną, często bardzo płytką i męczącą drzemką.
Teraz nadszedł dla niego czas działania, powinien przejąć władzę nad światem i sprowadzić nań prawdziwe zło. Swoje zło, tak by mógł opanować w człowieczych duszach wszystkie niepotrzebne skłonności do czynienia dobra, a potem przemienić ludzi w powolnych sobie niewolników. A opornych unicestwić.
Miał wielu gotowych do pomocy, gdy czas nadejdzie. Teraz… Może nareszcie teraz się powiedzie?
Chyba jednak nie! Bo… jakim sposobem? Po dwóch żałosnych tonach?
Wolno, bardzo wolno i głęboko wciągał powietrze. Czy powinien zebrać siły i próbować się poruszyć?
A jeśli się nie powiedzie?
Może podnieść rękę?
Mózg nakazał ręce się poruszyć, napiąć mięśnie i unieść się nad posłaniem.
Nie. To za wiele na początek.
Jego przesycony złem mózg zdążyły już wypełnić myśli o zemście. Zemście na tym bękarcie, który odważył się z niego zadrwić, grając tylko początkowe tony sygnału. Odnajdzie ten diabelski pomiot i gołymi rękami wyciśnie z niego to jego nędzne życie, jeśli nie odegra melodii do końca.
Przedtem jednak trzeba się wyswobodzić, trzeba wstać.
Całą uwagę skupił na małym palcu, próbował nim poruszyć. Potwornie długi paznokieć, który przemienił się w ohydny szpon, przeszkadzał, ale palec drgnął. Podporządkował się rozkazowi!
Palec przypominał zardzewiały skobel, ale się poruszył!
Tengel był wolny!
Nie…
Instynktownie wyczuwał, że tych kilka tonów nie mogło wystarczyć.
Piekło i szatani!
Ale nie zamierzał się poddawać. Po raz pierwszy miał możliwość wydobycia się z drzemki i miałby tak od razu ustąpić?
Nigdy w życiu!
Jeszcze jeden palec…
Czas mijał, Tengel Zły walczył ze swoim stawiającym opór ciałem.
Palec poruszał się już prawie swobodnie.
Cała ręka?
Tak!
Tak, porusza się, porusza, był w stanie podnieść całą rękę!
Teraz to już tylko kwestia czasu.
Czas? Nie miał do tego cierpliwości, czasu to miał aż nadto przedtem. Teraz chciał wstać i wyjść!
Wyjść i narzucić ludziom swoją władzę z piekła rodem.
Minęły stulecia wymagające cierpliwości.
I właśnie dotarł do krytycznego punktu.
Z wielkim trudem Tengel Zły uchwycił się obiema rękami posłania i spróbował się podnieść.
Powolutku, jakby był mumią, która chce się obudzić, co zresztą nie było takie dalekie od prawdy, uniósł głowę nad swoim liczącym setki lat legowiskiem. Czuł to w całym ciele, każdą komórką szarpał ból, z posłania wzbijał się obłok dławiącego, śmierdzącego pyłu.
Jemu to jednak wcale nie przeszkadzało. Z tym smrodem żył przez stulecia, polubił go.
Ledwie dostrzegał, że skały wokół niego dygocą jak w strachu, że w całym systemie grot rozlega się grzmiący huk, że cuchnący pył wypełnia grotę i płynie dalej, poprzez korytarze, a przerażeni turyści z dostępnego publiczności rejonu uciekają w popłochu jak najprędzej ku światłu.
Zajmowanie się takimi sprawami było poniżej godności Tengela Złego.
Bo oto usiadł na posłaniu! Usiadł po raz pierwszy od roku 1295, kiedy schronił się w tej jaskini.
To było niesamowite uczucie. Złość buzowała w nim, a zarazem czuł się nieskończenie silny! Teraz jego czas się dopełnił.
I tak już będzie na zawsze, bo czyż nie obiecano mu życia wiecznego?
Teraz świat się dowie, co Tengel Zły potrafi!
Ale, ach, jakże to wszystko się wolno toczy! Ledwie był w stanie się poruszać, a myśli płynęły nieznośnie ociężałe.
Sprawy miały się nie tak jak powinny. On musi być silny, musi zapanować nad całym światem, a tego w tym stanie nie dokona.
Prawda dotarła do jego świadomości, przeniknęła go falą bezgranicznego rozczarowania. Potrafił teraz wykorzystać nie więcej niż połowę swoich możliwości.
Tengel Zły zaczął kląć, wyrzucał z siebie długie przekleństwa w swoim pierwotnym, ałtajskim języku. Jego przodkowie także mieli swoich bogów zła i do nich się teraz zwracał.
I jeszcze bardziej nienawidził wszystkich, którzy go zawiedli, oszukali go, drażnili się z nim w czasie, gdy trwał w uśpieniu.
Oni będą pierwszymi, którzy poznają siłę jego gniewu!
Ale wciąż tkwił pod ziemią, poruszał się powoli i bezradnie jak niemowlę! Cholera! Cholera! Cholera!
Ech, do diabła z tym! Poradzi sobie bardzo dobrze nawet z tak skąpymi siłami, jakie posiada. Czas nadszedł. Teraz albo nigdy!
Niepewnie podejmował coraz to nowe próby, żeby wstać.
Momentami miał wrażenie, jakby chciał podnieść kolosa na glinianych nogach. Nic nie układało się po jego woli, każde najdrobniejsze działanie kosztowało go wiele wysiłku, za jednym razem był w stanie wykonać zaledwie jeden mały ruch i za każdym razem trwało to godzinami.
Przeklęci Ludzie Lodu! Jego własne potomstwo!
Teraz dostaną za swoje!
To przecież ich przede wszystkim obdarzył zaufaniem. I oto w tym właśnie rodzie przyszedł na świat jego imiennik i on to odebrał Tengelowi Złemu zwolenników, sprawił, że większość odwróciła się od niego. Tak, przed tym Tengelem Dobrym (skrzywił się okropnie na słowo „dobry”), przed nim także istnieli odszczepieńcy. Niewielu, ale mimo wszystko…
Wściekłość o mało go nie zadławiła. Ale spokojnie, nie wolno niepotrzebnie tracić sił.
Jacy to teraz Ludzie Lodu żyją? Z kim Tengel powinien się rozprawić? Czy są tam jacyś niebezpieczni osobnicy?
Ta przeklęta Benedikte! Ona wciąż żyje. Ale w następnym pokoleniu nie ma nikogo dotkniętego dziedzictwem. Dziecko, które należało do jego gromady, zostało zamordowane na brzegu fiordu. Nie, nie zamordowane, urodziło się martwe. Szkoda!
Inni żyjący współcześnie członkowie rodu go nie obchodzili. To po prostu śmieci.
O, Tengel wiedział wszystko o swoim potomstwie.
Z wyjątkiem…
Z wyjątkiem jednego?
Tego, który się ukrył. Kto to jest? Ten, który działa przeciwko niemu tak skutecznie, który atakuje go raz po raz, a Tengel nie może go pochwycić. I to nie żaden z przodków, to istota żyjąca! Przeklęta kreatura! Gdzie się to paskudztwo schowało? A może jest ich więcej?
Tengel Zły długo pienił się w straszliwym gniewie, który bardzo wyczerpywał jego siły.