Выбрать главу

Więc ten potwór, jego zły przodek, posługuje się także dziećmi?

Nic z tego nie będzie, myślał Vetle, nie bardzo licząc się z realiami.

Postanowiono, że jeden z mężczyzn wróci do obozu z ranną Juanitą. Vetle, który w dalszym ciągu śmiertelnie się bał wymarłej osady, starał się, by to on był tym, który odwiezie dziewczynę, ale to przecież niemożliwe. Dobrze wiedział, że to on powinien zniszczyć papier.

Kiedy się żegnali, Juanita krzyknęła matowym głosem:

– Nie zapomnij, co obiecałeś!

Jakoś nie mógł sobie przypomnieć, by w ogóle cokolwiek jej obiecywał. Z wyjątkiem… Nie, on niczego nie obiecywał, to ona upierała się, by zabrał ją do Francji.

Mowy nie ma! Wystarczy mu towarzystwa nieokiełznanych młodych dziewcząt na długie lata.

„Oni jadą bardzo szybko! Doganiają mnie, co mam robić?”

„Ukryj papier! Natychmiast!”

„Ale oni mnie złapią. Ukarzą mnie”.

„Akurat to mnie nie interesuje. Spiesz się!”

Esmeralda rozejrzała się wokół. Znajdowała się na równinie.

„Tu wszędzie jest tylko bagno”.

„To ukryj papier w bagnie! Tylko oznacz miejsce!”

Nie było wyjścia. Na mokradła wejść nie mogła. Musiała ukryć papier pod darnią tuż przy drodze.

„Zrobiłam, co kazałeś, panie”.

„To uciekaj stąd, głupie cielę! W przeciwnym razie oni zaraz to znajdą”.

Esmeralda posłuchała. Pobiegła dalej z tą dziwną lekkością, którą zawdzięczała jego woli. Pojęcia nie miała, że Tengel Zły był śmiertelnie zmęczony po nieustannej koncentracji myśli w ciągu ostatnich dni. Podporządkowywanie sobie innych poza Doliną Ludzi Lodu kosztowało go bardzo wiele.

O, żebym tak już był wolny, myślał udręczony na swoim legowisku. Ta chwila jest już bliska. Bardzo bliska!

– Tam! Dziewczyna jest tam, pomiędzy drzewami!

– Teraz ostrożnie – ostrzegał Vetle. – Ona może być niebezpieczna, bo wspomaga ją potworna siła.

– Wiem, ale ona chciała zabić Juanitę i to będzie ją drogo kosztowało.

– To przecież tylko dziecko. Sama nie jest niczemu winna. To nie na niej powinniśmy się mścić.

Podeszli bliżej. Esmeralda krzyknęła jak ranny ptak, gotowa się bronić. Zaczęła w nich rzucać pecynami błota.

Mężczyźni zeskoczyli z koni i pobiegli za nią. Uciekała zdumiewająco szybko, wcale nie wyglądała na zmęczoną.

W końcu jednak ją dopadli. Dyszała zziajana i słaniała się na nogach.

Tak im się przynajmniej zdawało. Ale nie. Z wielką siłą wbiła Vetlemu zęby w ramię. A gdy Cygan próbował ją odciągnąć na bok, złapała jego nóż zawieszony u pasa i dźgnęła go z całej siły.

Ranny jęknął z bólu i musiał ją puścić.

– Poważnie cię zraniła? – pytał Vetle. On też puścił dziewczynę, bo musiał pomóc towarzyszowi.

– Chyba nie. Ostrze ześlizgnęło się po żebrach – odpowiedział przez zaciśnięte zęby. – Nic groźnego, ale ból mnie paraliżuje.

Vetle zerwał z siebie koszulę.

– Masz, przewiąż sobie ranę! Ja zaraz wrócę.

– Tylko uważaj! – krzyknął za nim Cygan. – Ona ma nóż i jest piekielnie silna!

– Będę ostrożny!

– Ja się zaraz pozbieram i ruszę ci na pomoc.

Vetle popędził za dziewczyną uciekającą w kierunku Silvio-de-los-muertos. A przysięgałem sobie, że już za nic tu nie wrócę, myślał zgnębiony. Jak to nigdy nie trzeba się zarzekać.

Zmobilizował wszystkie swoje siły. Zawsze bardzo dobrze biegał, zwyciężał we wszystkich szkolnych zawodach.

Długo nie trwało, a dopadł do niej. Dziewczyna krzyczała z gniewu i bezsilności. W końcu uznała, że mu nie ucieknie, stanęła więc w pozycji obronnej, z nożem gotowym do walki.

Stali tak przez jakiś czas, mierząc się nawzajem wzrokiem.

– Oddaj mi papier – powiedział w końcu Vetle.

Z oślizgłych drzew wokół nich kapała brudna ciecz. O, jakże nienawidził tego miejsca!

– Jaki papier? – zapytała Esmeralda z nienawiścią.

– Ten, który mi ukradłaś.

– Dlaczego, u licha, miałabym ci coś kraść, ty mały, nędzny żebraku? Czy nie mam prawa wrócić do zamku, do mojego wuja?

– Owszem, z największą chęcią daję ci to prawo, ale najpierw chcę dostać to, co do mnie należy.

– Czy to nie są nuty mojego wuja?

– Przyznajesz zatem, że je masz?

– Niczego takiego nie przyznaję. Gdzie miałabym je ukryć?

Spojrzał na jej luźną, podartą nocną koszulę i musiał uznać, że ma rację.

– Połknęłaś!

Esmeralda skrzywiła się z obrzydzeniem.

– Jak mogłabym połknąć taki duży arkusz? A w dodatku taki gruby. Poza tym chodzi o to, żeby nuty były czytelne, czyż nie?

Odpowiadała piekielnie logicznie.

– W takim razie musiałaś je ukryć.

– Gdzie, jeśli wolno zapytać?

Vetle spoglądał za siebie. Sprawa wydawała mu się całkiem beznadziejna. Dziewczyna mogła wyrzucić papier gdziekolwiek po drodze z obozu. Choć prawdopodobnie zrobiła to dopiero co.

– Będziesz teraz uprzejma i powiesz mi, gdzie je schowałaś – rzekł surowo.

– Nie mam zamiaru!

Mimo wszystko ustępowała, kroczek po kroczku. Ale wydobycie z niej prawdy do końca wydawało się prawie niemożliwe. Dziewczyna miała wszystkie karty w ręce. Wyglądało na to, że Tengel Zły wygrał.

W tym momencie nadjechał Cygan. Esmeralda prychnęła jak dzika kotka i ostrzegawczo wyciągnęła nóż.

– Ona nie ma tego papieru – rzekł Vetle. – Schowała go gdzieś po drodze.

Nieostrożnie odwrócił się ku nadjeżdżającemu. Esmeralda, albo raczej siła woli Tengela, zaatakowała, i uratowało go tylko to, że w ostatniej sekundzie kątem oka zauważył, co się szykuje. Rzucił się na ziemię i kilkoma gwałtownymi przewrotami przemieścił się na skraj drogi, unikając ciosu noża. Ona go jednak dopadła. Vetle leżał z głową w błocie, a Esmeralda siedziała na nim okrakiem z nożem gotowym do ciosu.

Cygan zsunął się z konia, ale poruszał się z trudem.

– Jeszcze jeden krok, a wbiję mu nóż w gardło – groziła Esmeralda zdumiewająco silnym głosem. – Rzuć mi lejce!

Obaj rozumieli, że tego ta mała dziewczynka sama wymyślić nie mogła. Cygan zrobił, jak mu kazała, nie było innego wyjścia.

Vetle nie pojmował, dlaczego Esmeralda go nie zabija, ale kiedy Cygan wykonał jej polecenie, sama mu na to odpowiedziała.

– Staniesz przed moim wujem, żeby odpowiedzieć za wszystkie przestępstwa, jakich się przeciwko niemu dopuściłeś.

Trzymała w rękach lejce. Nagle jednak podniosła głowę, jakby słuchała nadchodzącego skądś rozkazu.

– Nie – szepnęła z ponurym błyskiem w oczach. – Mój pan i mistrz nakazuje mi cię zabić. I to zaraz!

Cygan uczynił ruch, jakby chciał podejść bliżej, ale ona natychmiast zwróciła się ku niemu gwałtownie, z wściekłością w rozmarzonych oczach.

– Ani kroku dalej!

Ostrze noża trzymała na gardle Vetlego.

Roześmiała się złowieszczo. Najwyraźniej ta sytuacja sprawiała jej przyjemność. Dwaj mężczyźni sparaliżowani ze strachu przed nią!

Rozwiązanie tej potwornej sytuacji dokonało się nagle i całkiem nieoczekiwanie. Usłyszeli głębokie, gulgoczące warczenie, Esmeralda zdążyła jedynie spojrzeć w górę, gdy spadły na nią jakieś dwie czarne bestie i powaliły ją na ziemię. Jęczała przerażona i leżała bez ruchu. Nóż upadł daleko, znajdował się poza zasięgiem jej rąk.

– Zabierzcie je! – piszczała Esmeralda rozpaczliwie.

Pyski wielkich dobermanów dyszały tuż nad jej twarzą.

– Żałuj teraz, że drażniłaś nieszczęsne zwierzęta – powiedział Vetle wstając.

– Zabierz je!

– Nie mogę. One mnie nie posłuchają, nie znają mnie. Dawaj te lejce, przyjacielu.