Выбрать главу

W małym miasteczku niedaleko Nancy znaleźli jakąś fabryczkę, do której prowadziła brama osłonięta dachem. Niedaleko słychać było armatnie strzały, okolica nosiła ślady wojny, wszystko było szare i biedne, nigdzie nie widziało się zadowolonych czy roześmianych ludzi. Twarze wyrażały przeważnie lęk i zmęczenie. Vette bardzo się niepokoił, bo znajdowali się na terenach pofrontowych, ale wciąż istniała obawa, że pozycyjna wojna na froncie zachodnim wybuchnie z nową siłą, a wtedy Niemcy znowu zajmą odebrane im już terytoria francuskie.

Brama nie była może najlepszym na świecie miejscem do spania, ale przynajmniej mieli dach nad głową i nadzieję, że odpoczną w spokoju. Była sobota wieczorem, niewielu ludzi pójdzie jutro rano do pracy.

Już i przedtem zdarzało im się nocować na wolnym powietrzu i umieli się urządzić możliwie jak najwygodniej. Tu jednak było bardzo ciasno, musieli leżeć blisko siebie, co Vetlego niespecjalnie cieszyło.

Cieszyło natomiast Hannę, jak ją teraz Vetle nazywał.

Chłopiec próbował zasnąć, ona zaś leżała z otwartymi oczyma, wpatrywała się w odrapany sufit i filozofowała:

– Los postanowił chyba uczynić ze mnie najbardziej samotną istotę na świecie.

– Nonsens! – mruknął.

– Owszem, pomyśl tylko! Rodzona matka sprzedała mnie za parę groszy, żeby się tylko mnie pozbyć. U Cyganów nikt nie chciał się ze mną ożenić, no, z wyjątkiem Manola, ale przecież on się nie liczy, on potrzebował tylko gospodyni i kogoś do łóżka, a jedynie ja byłam do wzięcia. Wydali mnie za ciebie trochę dlatego, że sama prosiłam, lecz także dlatego, że chcieli, żebym się wyniosła z obozu. I bardzo dobrze ich rozumiem – jęknęła żałośnie. – Nie zawsze byłam sympatyczna. Ale to przykre, jak człowieka nie chcą, Vetle. No, i teraz ty. Patrzysz na mnie jak na intruza.

– To nieprawda, Hanno – zaprotestował z nieczystym sumieniem. – Ja cię naprawdę bardzo lubię. (Kłamstwo, żeby jej nie ranić.) Ale żebyś miała być moją żoną… To brzmi śmiesznie, nie mogę się na to zgodzić!

Potężny wystrzał armatni sprawił, że ziemia pod nimi zadrżała i Hanna zapomniała o własnych zmartwieniach.

– Słyszałam, że Niemcy mają armatę, którą nazywają Gruba Berta. Czy to właśnie z niej teraz strzelają?

– Nie sądzę, żeby mieli ją właśnie tutaj – odparł Vetle. – A poza tym Gruba Berta to nie jest jedna armata, tylko typ tej broni. Chociaż tak do końca pewien nie jestem.

Kolejny wybuch sprawił, że posypał się na nich tynk.

– Strasznie blisko strzelają – rzekł Vetle cicho.

Spostrzegł, że Hanna się modli.

Zaczekał, aż skończy, po czym zapytał:

– Ty jesteś bardzo religijna, prawda?

– Co? Nie, skąd? Chodzi tylko o to, że muszę mieć kogoś, u kogo mogłabym szukać pomocy, skoro żaden człowiek się mną nie przejmuje.

– Jesteś katoliczką, czyż nie? A o ile dobrze rozumiem, to ta cała… ceremonia nie miała z wiarą katolicką nic wspólnego.

– Nie, ale Cyganie są katolikami. Tylko kiedy uważają to za niezbędne, powracają do swoich dawnych rytuałów.

– To praktyczne, mieć dwie religie – mruknął Vetle. – Dobranoc!

Odwrócił się na bok i miał zamiar zasnąć. Huk armat wciąż dochodził z daleka, wciąż trwała ta ostatnia wojna, w której jednostka walczyła przeciwko jednostce. Później ciężar walk przejmie broń dalekonośna. Ale Vetle nic jeszcze o tym nie wiedział.

Mimo wszystko udało mu się zasnąć.

Sny jednak miał nieprzyjemne, jakieś wizje, których by sobie nie życzył…

Juanita, lub raczej Hanna, uważała bowiem, że kiedyś przyzwyczai się do tej formy swojego imienia, skoro wymyślił je dla niej Vetle, nie mogła spać. Leżeli tak ciasno przy sobie, a ona była dojrzałą osobą. Obudziły się już w niej wszystkie instynkty i wszystkie potrzeby dorosłej kobiety.

I była nieprzytomnie zakochana w Vetlem.

Ciepło jego ciała przenikało ją tak uwodzicielsko, tak kusząco. Słyszała, że on śpi, więc może mogłaby…?

Ostrożnie przysuwała się coraz bliżej i bliżej. Przytuliła się do twardych chłopięcych pleców. Vetle ani drgnął, był kompletnie wyczerpany po całodziennym marszu.

Serce dziewczyny biło głośno.

Najpierw chciała tylko objąć jego ramiona, potem jednak zapragnęła większej bliskości z ukochanym i ostrożnie podniosła w górę swoją sukienkę. Pod spodem miała tylko halki, je także podniosła.

Poczuła na swojej skórze dotyk jego spodni i koszuli. Oddychała z trudem i czuła, że ogarnia ją coraz silniejsze pożądanie.

Wolno, wolniutko podniosła koszulę chłopca i dotknęła jego ciepłej skóry. Napięcie w dole brzucha narastało, oddech stawał się taki ciężki, że musiała go co chwila powstrzymywać.

Czekała długo. Leżała po prostu i przytulała się do niego delikatnie.

Czy może się odważyć na…?

Nieskończenie wolno jej ręce opasywały jego talię, ostrożnie zbliżały się do klamry paska. Vetle nie reagował. Może odpiąć pasek, a potem rozpiąć spodnie, on niczego nie zauważy. Była taka ciekawa, jak też… on wygląda. Chciała go dotknąć. Trudna do zniesienia tęsknota… palące pragnienie.

Sprzączka. Jest. Tylko ostrożnie!

Wszystkie te zabiegi zabierały mnóstwo czasu, nie wolno go obudzić, za nic na świecie. Przecież Hanna nie chce niczego więcej, tylko się przytulić.

W każdym razie teraz nie chce niczego więcej, jeszcze teraz jej myśli dalej nie sięgają.

Sprzączka została rozpięta. Spodnie również. Droga była wolna.

Czy może się odważyć?

Palce dziewczyny powoli zsuwały się w dół. Ledwie, dotykały jego skóry, muskały tylko leciutko. Podniecenie stało się tak wielkie, że skuliła się, zacisnęła uda, przywarła do Vetlego całym ciałem i jęczała zdławionym głosem.

Hanna już od jakiegoś czasu była dojrzałą kobietą. Brakowało jej tylko okazji do ćwiczenia swoich uwodzicielskich zdolności. Cyganie zachowywali pod tym względem wielką surowość. Dziewczyna powinna zostać nietknięta do dnia ślubu. Kiedyś próbowała uwieść pewnego młodego Hiszpana z sąsiedniej wsi, ale jeden z Cyganów przyłapał ich, zanim doszło do czegokolwiek, i potem Hannie nie wolno było długo opuszczać obozu.

Teraz jednak jest mężatką. Nie popełnia żadnego przestępstwa. Wręcz przeciwnie, to Vetle ją obraża, odmawiając tego, co przynależy do małżeństwa.

O, Boże! Nie wytrzymam! Tak blisko, tak strasznie blisko!

Vetle miał sen. Wróciła tamta okropna wizja z pająkami, pełzającymi po jego ciele. Ale teraz kierowały się gdzie indziej, wślizgiwały mu się pod ubranie, szukały czegoś innego niż przedtem.

Całe ciało zlane potem. Vetle oddychał ciężko, przestraszony, krzyknął i… obudził się.

Pająki wciąż po nim łaziły, chciał je strząsnąć i szybko cofnął rękę, ale nie na tyle szybko, by nie poczuć cudzej dłoni.

Zerwał się z wściekłością.

– Hanna!

Przerażona odskoczyła jak mogła najdalej.

– Co ty, do diabła, robisz? – syknął i zaczął gwałtownie podciągać spodnie. – O co ci chodzi? Czy nie masz dobrze w głowie?

– To moje prawo – wyjąkała zawstydzona. – Zaniedbujesz mnie.

– Nigdy się o ciebie nie starałem i nie przyjmuję do wiadomości tego idiotycznego małżeństwa, jestem chłopcem, nie mężczyzną, i nie umiem obchodzić się z dziewczynami, zrozumiałaś?

– Ale mógłbyś mi jakoś pomóc! Potrzebuję tego.

– W czym mam ci pomóc? – warknął. – Trzymaj się ode mnie z daleka, bo jak nie, to natychmiast sobie pójdę i tyle będziesz mnie widziała. Zresztą radzisz sobie sama znakomicie, a poza tym jutro będziesz w domu. Wobec tego naprawdę mogę sobie pójść. Żegnaj!