Выбрать главу

- Ciesze sie, ze zauwazylas - wykrzywil sie czarownik. - Zwykly spawek, powiadasz? Kiedy ten zwykly spawek wyjdzie z przeleczy, swiat oniemieje ze zgrozy. Na chwile. A potem zacznie krzyczec.

- Dobrze, dobrze. Gdzie sa zaklecia, których tu brakuje?

- Nigdzie. Nie chcialem, by dostaly sie w niewlasciwe rece. Zwlaszcza w wasze. Wiem, ze caly Krag marzy o wladzy, jaka mozna miec dzieki nim, ale nic z tego. Nigdy nie uda sie wam stworzyc niczego chocby w polowie tak groznego jak mój kosciej.

- Zdaje sie, ze bito cie po glowie, Fregenal. - powiedziala Visenna spokojnie. - I temu tez nalezy przypisac, ze nie odzyskales jeszcze zdolnosci myslenia. Kto tu mówi o tworzeniu? Twojego potwora trzeba bedzie zniszczyc, unicestwic. Prostym sposobem, rewersujac wiazace zaklecie, to znaczy Efektem Zwierciadla. Oczywiscie wiazace zaklecie bylo dostrojone do twojej rózdzki, wiec trzeba bedzie przestroic je na mój chalcedon.

- Duzo tych "trzeba bedzie" - warknal grubas. - Mozesz tu siedziec i trzeba bedzic do sadnego dnia, moja ty przemadrzala panno. Skad smieszny pomysl, ze zdradze ci wiazace zaklecie? Nie wyciagniesz ze mnie nic, ani zywego, ani umarlego. Mam blokade. Nie wybaluszaj sie na mnie tak, bo ten kamyk przepali ci czolo. Jazda, rozwiazcie mnie, bo zdretwialem.

- Chcesz, to kopne cie pare razy. - Korin usmiechnal sie. - To ci pobudzi krazenie. Zdaje sie, ze nie pojmujesz swojego polozenia, lysa palo. Za chwile wpadna tu chlopi, którym mocno dopiekles i rozerwa cie na sztuki czwórka koni. Widziales kiedys, jak to sie odbywa? Najpierw urywaja sie rece.

Fregenal naprezyl kark, wybaluszyl oczy i spróbowal napluc Korinowi na buty, ale z pozycji, w jakiej sie znajdowal, bylo to trudne - obryzgal sobie tylko brode.

- Tyle - parsknal - tyle sobie robie z waszych grózb! Nie zrobicie mi nic! Co ty sobie wyobrazasz, wlóczego? Wpadles w srodek spraw, które cie przerastaja! Zapytaj jej, po co tu jest! Visenna! Uswiadom go, zdaje sie, ze uwaza cie za szlachetna wybawczynie uciemiezonych, bojowniczke o dobrobyt biedaków! A tu idzie o pieniadze, kretynie! O ciezkie pieniadze!

Visenna milczala. Fregenal wyprezyl sie, skrzypiac powrozami, z wysilkiem przewrócil sie na bok, zginajac nogi w kolanach.

- Moze to nieprawda - wrzasnal - ze Krag przyslal cie tu, bys odkrecila zloty kurek, z którego przestalo ciec?! Bo Krag czerpie zyski z wydobycia jaspisu i jadeitu, pobiera haracz od kupców i karawan w zamian za ochronne amulety, które jednak, jak sie okazalo, nie dzialaja na mojego koscieja!

Visenna nie odezwala sie. Nie patrzyla na zwiazanego. Patrzyla na Korina.

- Aha! - zawolal czarownik. - Nawet nie zaprzeczasz! A wiec to juz wiedza ogólnie dostepna. Dawniej wiedziala o tym tylko starszyzna, a smarkaczy takich jak ty utrzymywalo sie w przekonaniu, ze Krag jest powolany tylko do walki ze zlem. Nie dziwi mnie to. Swiat sie zmienia, ludzie powoli zaczynaja rozumiec, ze bez czarów i czarowników mozna sie obejsc. Ani sie obejrzycie, jak bedziecie bezrobotni, zmuszeni zyc z tego, coscie do tej pory nakradli. Nic was nie obchodzi, tylko zyski. Dlatego tez rozwiazecie mnie natychmiast. Nie zabijecie mnie ani nie wydacie na smierc, bo naraziloby to Krag na dalsze straty. A tego Krag wam nie daruje, to jasne.

- To nie jest jasne - rzekla zimno Visenna, splatajac rece na piersi. - Widzisz, Fregenal, smarkate, takie jak ja, nie zwracaja zbytniej uwagi na dobra doczesne. Co mi tam, czy Krag straci, czy zyska, czy w ogóle przestanie istniec. Zawsze moge utrzymac sie z leczenia wzdecia u jalówek. Albo impotencji u takich grzybów jak ty. Ale to nie jest wazne. Wazne jest to, ze chcesz zyc, Fregenal, i z tego to powodu mielesz ozorem. Kazdy chce zyc. Dlatego zaraz, tu, na miejscu, zdradzisz mi wiazace zaklecie. Potem pomozesz mi odnalezc tego koscieja i zniszczyc go. A jesli nie... Cóz, pójde sobie do lasu, pospaceruje. Potem bede mogla powiedziec w Kregu, ze nie upilnowalam rozwscieczonych chlopów.

- Zawsze bylas cyniczna - czarownik zazgrzytal zebami. - Nawet wtedy, w Mayenie. Zwlaszcza w kontaktach z mezczyznami. Mialas czternascie lat, a juz wiele sie mówilo o twoich...

- Przestan, Fregenal - przerwala druidka. - To, co mówisz, nie robi na mnie zadnego wrazenia. Na nim tez nie. Nie jest moim kochankiem. Powiedz, ze sie zgadzasz. I konczmy z ta zabawa. Bo przeciez sie zgadzasz!

Fregenal lypnal bialkami oczu, odwrócil glowe.

- Pewnie, ze tak - wycharczal. - Masz mnie za idiote? Kazdy chce zyc.

VIII

Fregenal zatrzymal sie, wierzchem dloni otarl spocone czolo.

- Tam, za ta skala, zaczyna sie wawóz. Na starych mapach oznaczony jest jako Dur-tan-Orit, Mysi Jar. To brama Klamatu. Tutaj musimy zostawic konie. Konno nie mamy najmniejszej szansy, by podejsc do niego niepostrzezenie.

- Mikula - rzekla Visenna, zsiadajac. - Zaczekajcie tutaj do wieczora, nie dluzej. Jezeli nie wróce, nie chodzcie na przelecz pod zadnym pozorem. Wracajcie do domów. Zrozumiales, Mikula?

Kowal pokiwal glowa. Bylo z nim juz tylko czterech wiesniaków. Najodwazniejszych. Reszta oddzialu stopniala po drodze niby snieg w maju.

- Zrozumialem, pani - mruknal, lypiac okiem na Fregenala. - Wszelako dziwno mi, ze temu przekletnikowi ufacie. Po mojemu, chlopi racje mieli. Leb mu urwac trzeba bylo. Popatrzcie tylko, pani, na te swinskie oczka, na te morde zdradziecka.

Visenna nie odpowiedziala. Przysloniwszy oczy dlonia, patrzyla na góry, na wejscie do wawozu.

- Prowadz, Fregenal - skomenderowal Korin, podciagajac pas.

Ruszyli.

Po pól godzinie marszu zobaczyli pierwszy wóz, przewrócony, rozbity. Za nim drugi, ze zlamanym kolem. Szkielety koni. Szkielet czlowieka. Drugi. Trzeci. Czwarty. Stos. Stos polamanych, pokruszonych kosci.

- Ty sukinsynu - rzekl Korin cicho, patrzac na czaszke, przez oczodoly której przedzieraly sie juz lodygi pokrzyw. - To kupcy, tak? Nie wiem, co mnie powstrzymuje, by...

- Umawialismy sie... - przerwal Fregenal pospiesznie. - Umawialismy sie. Powiedzialem wam wszystko, Visenna. Pomagam wam. Prowadze was. Umawialismy sie!

Korin splunal. Visenna spojrzala na niego, blada, potem odwrócila sie w strone czarownika.

- Umawialismy sie - potwierdzila. - Pomozesz mi go odnalezc i zniszczyc, potem pójdziesz swoja droga. Twoja smierc nie przywróci do zycia tych, którzy tu leza.

- Zniszczyc, zniszczyc... Visenna, ostrzegam cie jeszcze raz i powtarzam: wprowadz go w letarg, sparalizuj, znasz zaklecia. Ale nie niszcz go. On jest wart majatek. Zawsze mozesz...

- Przestan, Fregenal. Rozmawialismy juz o tym. Prowadz.

Poszli dalej, ostroznie omijajac szkielety.

- Visenna - sapnal Fregenal po chwili. - Zdajesz sobie sprawe z ryzyka? To nie przelewki. Wiesz, z Efektem Zwierciadla bywa róznie. Jezeli inwersja nie podziala, bedzie po nas. Widzialem, co on potrafi.

Visenna zatrzymala sie.

- Nie krec - powiedziala. - Za kogo ty mnie masz? Inwersja podziala, jezeli...

- Jezeli nas nie oszukales - wtracil Korin glosem gluchym z wscieklosci. - A jesli nas oszukales... Mówiles, ze widziales, co potrafi twój potwór. A czy wiesz, co ja potrafie? Znam takie ciecie, po którym cietemu zostaje jedno ucho, jeden policzek i pól szczeki. Mozna to przezyc, ale nie mozna juz potem, miedzy innymi, grac na flecie.

- Visenna, uspokój tego morderce - wybelkotal Fregenal, pobladly. - Wyjasnij mu, ze nie moglem cie oklamac, ze wyczulabys...

- Nie gadaj tyle, Fregenal. Prowadz.

Dalej zobaczyli nastepne wozy. I nastepne szkielety. Pomieszane, splatane, bielejace w trawie klatki zeber, sterczace z rozpadlin piszczele, upiornie usmiechniete czaszki. Korin milczal, sciskajac rekojesc miecza w spoconej dloni.

- Uwazajcie - sapnal Fregenal. - Jestesmy blisko. Idzcie cicho.