Выбрать главу

Nie spodziewał się tego, co zobaczył w pokoju Melanie. Rzucił okiem na starego drewnianego konika, na ołtarz z zapalonych wotywnych świeczek i powiedział:

– Mama nie może tego zobaczyć.

– Nie żartuj. Wejdź i zamknij drzwi.

Brian wszedł do sypialni. Jego siostra stała pod przeciwległą ścianą, jeszcze w piżamie, choć był środek dnia. Mocno zaciskała pięści. Na jej policzkach dostrzegł ślady łez. Dopiero ten widok naprawdę wytrącił go z równowagi. Melanie nigdy się nie bała. Nigdy.

– Melanie… – zaczął i odruchowo zrobił krok w jej stronę. Zawahał się. Spojrzała na niego niepewnie, świadoma przepaści, jaka między nimi powstała. Ma rację, pomyślał.

Minęła kolejna chwila niezręcznego milczenia. Wreszcie Melanie je przerwała.

– Poznaj Davida Reese’a. – Wskazała obcego faceta, który obchodził pokój, jakby czegoś szukał. – To były policjant. Ma znajomości…

– Były policjant?

– Artretyzm – rzucił David opryskliwie. Brian skinął głową. Zauważył, że obcy utyka. – Już dzwoniłem do kolegi. Jest wywiadowcą, umie zachować dyskrecję. Pańska siostra bardzo się upierała przy dyskrecji.

Melanie patrzyła pytająco na Briana. Skinął głową. Nie miał zdania na temat Davida Reese’a, ale nie wiedział, co mógłby zrobić innego. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego, jak ta inscenizacja w pokoju Melanie…no i nie znal żadnego policjanta.

– Co to znaczy? – rzucił wzburzony. – Kto… Kto mógł…? Jak? Dlaczego?

– Jeszcze nie wiem – odezwał się były policjant. – Zaczniemy od „co”: czterdzieści cztery wotywne świeczki o zapachu gardenii. Jeden czerwony drewniany konik, strzęp starego niebieskiego materiału, zakrwawionego. Proszę się przyjrzeć ustawieniu świeczek. To wiadomość.

Brian odwrócił się i spojrzał na świeczki pod innym kątem. Cholera. Migoczące płomyki tworzyły jedno słowo: „Meagan”.

Nagle przed oczami stanęło mu zapomniane zdarzenie. Mała Meagan na podłodze. On chwyta jej lalkę i rozdziera na pół. Meagan płacze, nie rozumie. On rozrzuca watę z lalki po podłodze. „Musisz być twarda, musisz być twarda” – powtarza.

Przepaść znowu się rozwarła.

– Wstałam w nocy – odezwała się cicho Melanie. – Zeszłam na dół. A kiedy wróciłam… to już tu było.

– Wstałaś w środku nocy? – rzucił ostro. – Melanie, już tak dawno…

– Pani lunatykuje? – spytał David Reese.

Ale ona patrzyła na Briana. W jej oczach dostrzegł to, czego się bał: ból. Zranił ją. Kiedy wstawała w środku nocy, on powinien być przy niej. To on się budził, szedł za nią i towarzyszył jej, gdy wpatrywała się w portret Meagan. Był jej starszym bratem. To zadanie należało do niego.

– Nie lunatykuję – powiedziała po chwili. – Czasami tylko… nie mogę zasnąć.

– Melanie…

– Później, Brian. Później.

David Reese odchrząknąłby zwrócić na siebie uwagę.

– Pani Stokes przyjdzie lada chwila, więc lepiej bierzmy się do roboty. – Nie czekał na odpowiedź, mówił dalej: – Zacznijmy od zabawki. To ta sama, co na portrecie z parteru, tak? Konik Meagan.

– Ma odłamane ucho – wymamrotał Brian. – Ja je odłamałem. Rzuciłem nim w kominek. Byłem… zły. Miała tego konika w dniu porwania. Nigdy go nie znaleziono. W końcu policjanci powiedzieli, że Russell Lee zachował go jako… jak to nazwali?… trofeum.

– I już go więcej nie widzieliście? Nawet po aresztowaniu Holmesa?

– Nie. Nigdy.

– A ten materiał?

– Nie wiem… – Brian przyjrzał mu się, nie dotykając. – Może to z jej sukienki. Jest niebieski. Ale to było tak dawno, że… i jest taki… brudny.

– Czy znaleziono ją w sukience? Zerknął na siostrę, zawahał się.

– Owiniętą w koc.

David skinął głową. Poza kocem Meagan nie miała nic na sobie.

– Jak ten ktoś mógł się dostać do domu? – wtrąciła Melanie. – Mamy system alarmowy.

– Włączony?

– Oczywiście! Doskonale zdajemy sobie sprawę z zagrożenia. Ojciec osobiście włącza alarm co wieczór.

– Hmm… – David zastanawiał się nad tym przez chwilę. – Kto był w domu w nocy?

– Ja, oczywiście. Mama i ojciec. Maria, pokojówka, która z nami mieszka. Zarezerwowaliśmy też miejsce dla Ann Margaret, mojej szefowej i przyjaciółki z Czerwonego Krzyża, bo do Dedham jest daleko. Wydaje mi się, że zajmowała pokój gościnny, ale dla pewności trzeba spytać Marię.

– Czy pani ojciec przeszukał dom, zanim włączył alarm?

– Po co?

– Mieliście ze trzystu gości. Jeden z nich mógł swobodnie zakraść się na górę i…

– Zaczekać – dokończyła.

– Cholera – mruknął Brian.

– Larry Digger musi mieć z tym coś wspólnego – oznajmiła Melanie. – Może po naszej rozmowie znowu wśliznął się do domu? Może znalazł te przedmioty, kiedy śledził Russella Lee Holmesa?

David pokręcił głową.

– To za subtelne jak na niego. Czy facet w takich ciuchach… i tak śmierdzący… mógłby się wśliznąć niezauważony?

– Za pierwszym razem mu się udało…

– Zaraz! – przerwał im Brian. – Larry Digger? Dziennikarz z Teksasu? Larry Digger był wczoraj w naszym domu?

Jego siostra uśmiechnęła się ze zmęczeniem, a potem zaczęła opowiadać.

Brian słuchał jej z kamienną miną. Wydawało mu się, że powinien coś czuć, ale nie czuł. Mógł się tylko gapić na czterdzieści cztery świeczki, tworzące imię jego zmarłej siostry. A więc Teksas jednak ich dopadł. Nie potrafili zapomnieć, w tym cały problem. Żadne z nich nie nauczyło się zapominać. Russell Lee Holmes ich dopadł. Czyżby się łudzili, że zdoła go powstrzymać coś tak błahego jak śmierć?

– Brian – odezwała się Melanie. – Brian, co ci jest? Dotknął policzka. Cholera, łzy.

– A ty nawet do mnie nie zadzwoniłaś – szepnął.

– Zadzwoniłam dzisiaj.

– Wszystko się pozmieniało, prawda? Spuściła głowę.

– To ty odszedłeś. To ty postanowiłeś nas znienawidzić.

Miała rację. Chciał wziąć ją za rękę, uścisnąć, przypomnieć o dawnych czasach. Ale nie mógł.

– Zapomnij o Larrym Diggerze – powiedział ochrypłym głosem. – Zajmę się wszystkim. Obiecuję.

Nie! Nie chcę. Potrafię się sama zająć tym problemem.

– To żaden problem. Larry Digger był i jest tanim pismakiem. A ty nie jesteś córką Russella Lee Holmesa. Nie pozwolę, żeby ktoś nachodził moją siostrzyczkę. Mel, to nie ma nic wspólnego z tobą.

Spojrzała na niego hardo.

– Nie ma? Dlaczego? Bo nie należę do rodziny? Bo po dwudziestu latach nadal traktujesz mnie jak gościa?

– Do cholery, nie o to mi chodzi. Przecież wiesz.

– Nie, już nie wiem. Lepiej mi wyjaśnij, bo uważam, że wszystkie ataki, oskarżenia i groźby wobec naszej rodziny… mojej rodziny… mają ze mną bardzo wiele wspólnego!

– Nieprawda! – krzyknął. – Nie obraź się, ale nie należałaś do naszej rodziny, kiedy Meagan zginęła. Wiesz, jak wygląda list gończy? Wiesz, że poczta rozsyła setki tysięcy zdjęć zaginionego dziecka, a samoloty rozwożą je po całym kraju? Wiesz, jak to jest, kiedy się zapłaci okup i można już tylko czekać? Albo kiedy policjanci przestają mówić o odzyskaniu zakładnika i przyprowadzają psy? Albo jak to jest, kiedy się idzie do kostnicy, żeby zidentyfikować szczątki dziecka? Nie wiesz. Nie wiesz, bo Meagan nie ma z tobą nic wspólnego… i niech tak zostanie!

– Za późno – mruknęła gorzko.

Porzuciła go dla tego Davida Reese’a. Do cholery, to on był jej starszym bratem. Powinien się nią opiekować. I nie życzył sobie, żeby Melanie mieszała się w sprawy Meagan.

– Jest jeszcze gorzej – dodała Mel. – Widuję Meagan Stokes i nie wydaje mi się, żeby to był tylko sen. Wydaje mi się, że wreszcie sobie przypominam. A to, co pamiętam, to ostatnie dni życia Meagan Stokes. Kiedy była w jakiejś drewnianej chacie. Kiedy ściskała ulubionego drewnianego konika. Kiedy jeszcze wierzyła, że wróci do domu. A mogę o tym wiedzieć tylko w jednym przypadku: jeśli i ja z nią byłam. Jeśli byłam przy niej. Jeśli byłam córką Russella Lee Holmesa. Przykro mi, ale sądzę, że Larry Digger może mieć rację.