Выбрать главу

– Wydawało mi się, że ona także mówi z teksańskim akcentem.

Melanie przewróciła oczami.

– Tak, mieszkała w Teksasie. Ale już dawno osiedliła się w Bostonie. I naprawdę nie ma z nami nic wspólnego. Nie znałybyśmy się, gdybym nie zgłosiła się na ochotnika do Czerwonego Krzyża.

– Hmm… Wydaje mi się, że coś ją łączy z twoim ojcem chrzestnym.

– Tak… mnie też się tak wydaje. Wiele razy spotykali się na rozmaitych przyjęciach, które wydawałam. Może coś jest między nimi. Ale to tylko ich sprawa.

– Dlaczego ci nie powiedzieli, że się spotykają? Dlaczego to ukrywają?

– Od kiedy to prawo do prywatności oznacza, że się coś ukrywa? Ann Margaret nie ma absolutnie nic wspólnego z Meagan. Nikt z mojej rodziny nie znał jej w tamtych czasach. Nie wpadajmy w przesadę.

– A wpadamy? Co właściwie się stało z Meagan? Co naprawdę wiemy? W twoim pokoju leży drewniany konik i strzępek materiału, który, jak twierdzi twój własny brat, w ogóle nie powinien już istnieć. Larry Digger twierdzi, że ktoś z twojego domu dzwonił do niego z informacją o Russellu Lee Holmesie. Ty zaczynasz widzieć Meagan. Coś mi się zdaje, że musimy zrewidować poglądy. Wydawało nam się, że coś wiemy, ale to nieprawda. Wydawało ci się, że znasz swoją przeszłość, ale nie znasz. A na pewno nie znasz swojej rodziny.

Melanie pobladła.

– Wierzysz w duchy?

– Nie.

– A w karmę? Reinkarnację?

– Nie.

– A jest coś, w co wierzysz?

Wzruszył ramionami. Sam się nad tym zastanawiał od pewnego czasu.

– Wierzę, że Joe „Shoeless” Jackson był wielki. I wierzę, że to, co się tu dzieje, nie ma nic wspólnego z Russellem Lee Holmesem. Za to ma bardzo wiele wspólnego z twoją rodziną. I, Melanie… musisz teraz bardzo uważać.

Uśmiechnęła się blado. Odruchowo skubała brzeg narzuty na łóżku brata. Wydawało mu się, że chce coś powiedzieć, ale zacisnęła usta. Dopiero po chwili podniosła głowę i spojrzała na niego. – Dziękuję.

Tego się nie spodziewał. Nie wiedział, jak się zachować. Wbił spojrzenie w podłogę. Stare drewno. Grube deski. Chenney pewnie już skończył. Powinni się zbierać. Ból w biodrze dał o sobie znać. Musiał zmienić pozycję. Nieświadomie roztarł kręgosłup.

– Bardzo ci dokucza?

– Co? – rzucił z roztargnieniem. Ktoś donosi FBI, że doktor Stokes popełnia nadużycia finansowe, a jednocześnie Larry Digger dostaje wiadomość, że córka doktora Stokesa może być dzieckiem Russella Lee Holmesa. Czy te dwie rzeczy mają ze sobą coś wspólnego?

„Dostajesz to, na co zasługujesz”.

Ale który z tych graczy uważa, że Stokesowie nie dostali tego, na co zasługują? I dlaczego zaczął działać akurat teraz?

– Artretyzm.

– Słucham?

– Masujesz plecy…

– Natychmiast opuścił dłoń; nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Czasami jest dobrze, czasami gorzej.

– Możesz to łagodzić? Ćwiczeniami, lekami, zimnymi kompresami?

– Przeważnie tak.

– Ale musiałeś zrezygnować z marzeń? – stwierdziła cicho. – Nie jesteś policjantem.

Nie sądził, że Melanie tak bardzo zbliży się do prawdy. Ogarnęło go uczucie podobne do klaustrofobii. Nagle zapragnął przestrzeni. Musiał stąd uciec. Do diabła, chciał się schować w jakiejś ciemnej dziurze, gdzie nikt go nie znajdzie, gdzie nikt nie odgadnie jego strachu. Ostatnio bał się o wszystko – o przyszłość, zdrowie, pracę – a to go upokarzało.

– Muszę wracać do roboty – rzucił nerwowo. – Wiesz, jak to jest. Praca nigdy się nie kończy.

– Tak. – Wstała z łóżka. W pokoju było już prawie ciemno. Zmrok zaskoczył ich tak podstępnie, że nawet nie przyszło im do głowy, żeby zapalić światło.

Patrzyła na niego spokojnie. Zbyt spokojnie.

– Czy zechcesz mi wyświadczyć jeszcze jedną przysługę?

– Myślałem, że nie chcesz żadnych przysług.

– Chcę się spotkać z Larrym Diggerem. Jutro, z samego rana. Jasna cholera.

– To niezbyt wiarygodne źródło informacji.

– Ale najlepsze, jakie mam. Zresztą sam powiedziałeś, że muszę być ostrożna. Chcę z nim porozmawiać. Jeśli to będzie konieczne, pójdę do niego sama. – Znowu mówiła tym nieustępliwym, niedopuszczającym sprzeciwu tonem.

– Dobrze – zgodził się z ciężkim sercem. – O dziesiątej, przed wejściem.

Uśmiechnęła się i podeszła do niego. Lekko musnęła jego dłoń – ot, drobny wyraz wdzięczności, nic więcej. I zniknęła na korytarzu, gdzie nadal unosił się mdlący, ciężki zapach gardenii.

9

Do siódmej David i Chenney zdążyli sprzątnąć dom Stokesów i rozeszli się w różne strony. Zapadł już zmrok, ciepły i wonny: cudowna wiosenna noc w mieście lodowatych zim, którego mieszkańcy potrafili docenić piękną pogodę. David powlókł się do domu, żeby wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubranie. Tam poprosił o radę Joe Jacksona, który tym razem nie błysnął intelektem. Lepiej znał się na baseballu i chemicznej pralni. Przestępstwa gospodarcze, piękne blondynki i morderstwa popełnione dwadzieścia pięć lat temu nie wchodziły w zakres jego zainteresowań.

David postanowił dokładniej zbadać sprawę Stokesów. I tak nie miał planów na niedzielny wieczór.

I nie potrafił zapomnieć o Melanie Stokes.

Dwudziestominutowa droga do domu zmieniła się w godzinny maraton. Ludzie tkwili w gigantycznym korku, rzucając zza kierownicy nerwowe spojrzenia zaszczutych królików. Za to taksówkarze łamali wszystkie istniejące przepisy i przejeżdżali w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, budząc powszechną nienawiść. Bostońscy taksówkarze ciężko pracowali na miano gnojków.

David zastanowił się smętnie, dlaczego właściwie nie mieszka w mieście. Agenci FBI dobrze zarabiają, a on nie ma przecież na utrzymaniu żony i dwójki dzieci. Mógł znaleźć przytulny kącik na Beacon Hill. Oszczędziłby sobie tych piekielnych mąk, zwanych w Bostonie dojeżdżaniem do pracy. Mógłby chodzić do roboty piechotą. Pewnie wtedy siedziałby w biurze na okrągło.

Jasne, i właśnie dlatego mieszkał na przedmieściach. Gdyby nie to, z miejsca sprawiłby sobie taki sam domek, jak Stokesowie.

Samochód stojący okrakiem na dwóch pasach wreszcie zdecydował się na jeden z nich i szereg przesunął się odrobinę do przodu.

W parku nadal roiło się od przechodniów. Łagodne światło latarni ukazywało studentki w kusych szortach i modnie odzianych yuppies z przekarmionymi golden retrieverami. Dalej szumiała Charles River, gęsta od zanieczyszczeń. Pewnego razu w okresie przedwyborczym były gubernator Weld zanurkował w rzece, żeby udowodnić, iż woda tak naprawdę nie jest taka ohydna, jak wygląda. Od tej pory wszyscy czekali, aż zacznie zdradzać objawy raka.

Ostatni kilometr był najgorszy. Dwadzieścia minut. Uroczy wieczór w Bostonie.

FBI zajmowało cztery z ośmiu pięter w One Center Plaża w centrum miasta. Goście docierali do szóstego piętra. Wydział przestępstw finansowych w służbie zdrowia znajdował się na ósmym piętrze. Przynajmniej mieli ładny widok.

David ruszył zielonym korytarzem. Przez okna widział migoczące światła wielkiego miasta. W biurze nie było nikogo. Widać przestępcy wzięli sobie urlopy.

Dotarł do kontaktu, włączył światło i zamrugał. Mroczne, groźne kształty zmieniły się w podłużne biurka. Zgarbione sylwetki przekształciły się w komputery. Potwory okazały się niezliczonymi stertami akt. Witajcie w świecie Riggsa.

Podszedł do swojego biurka, automatycznie omijając dziury w podłodze. Bostońska filia FBI rozwijała się wyjątkowo ekspansywnie. Jej pomieszczenia początkowo wyglądały jak zwykłe gabinety, potem przerobiono je na przylegające do siebie boksy, a wreszcie na to wspólne, wielkie pomieszczenie z zieloną wykładziną, w którym mogli swobodnie i otwarcie wymieniać poglądy. Agenci lubili się zabawiać wrzucaniem monet do otworów po rurach i nasłuchiwaniem, kiedy rozlegnie się brzęk.