Выбрать главу

Razem trwali. Po prostu.

Ostatnie sześć miesięcy z pewnością były kolejną próbą. Od sceny z Brianem Patricia przeżywała stany, o których nie mogła rozmawiać z mężem, a nawet z Melanie. Leżała bezsennie w łóżku, słuchając chrapania Harpera i myślała o butelkach dżinu, które wołały do niej z salonu. Marzyła o słodkim zapomnieniu, które wspominała jako ekstatyczne marzenie. Czasem schodziła na dół i patrzyła na portret Meagan – ślicznej, szczęśliwej Meagan, która ufała matce i która powierzyła jej swoje życie.

Potem, w tym krótkim okresie, kiedy poddała się urokom dżinu z tonikiem, znalazła się w okresie permanentnego szaleństwa. Budziła się o czwartej po południu i biegła do pokoju Briana, przekonana, że syn musi tam być, choć wyprowadził się z domu jako dwudziestopięciolatek. Otwierała wszystkie szuflady, szukała starych ubrań, które mogłaby przytulić do twarzy i poczuć jego zapach. A kiedy okazywało się, że w pokoju nie został żaden jego ślad, kiedy powoli do niej dotarło, że Harper usunął jej pierworodnego na dobre, panika podniosła swój brzydki łeb i wraz z alkoholem zaczęła pożerać ją żywcem.

Nagle poczuła rozpaczliwą potrzebę, by znaleźć Meagan. Meagan, kochanie, gdzie jesteś? Chodź do mamusi. Proszę, wróć do domu.

Obok niej w ciemnym pokoju Briana zmaterializował się policjant.

– Przynajmniej nie cierpiała, proszę pani.

Odcięto jej głowę! Cierpiała!

Z okna wyszedł agent FBI w niebieskim garniturze.

– Nie ma pani na to wpływu.

Nie powinnam jej zostawiać z Naną. Dlaczego mieliśmy tyle służących? Wreszcie spod łóżka wypełznął ogorzały szeryf, żujący wielki kawał tytoniu, żeby zatuszować fakt, iż przed chwilą wymiotował.

– No, przynajmniej już pani wie. Lepiej jest wiedzieć.

Moje dzieciątko nigdy nie wróci do domu. Moje dzieciątko nie ma głowy. Widzieliście, co on zrobił z jej rękami? O Boże, Boże, dlaczego ja jeszcze żyję? Dlaczego mnie ktoś nie zabije? Proszę, proszę, zabijcie mnie…

Dwadzieścia pięć lat później, zwinięta w kłębek na łóżku syna, przypominała sobie, jak siedziała na trawie na skraju lasu, w którym pracowali policjanci. Słyszała bzykanie much i smród rozkładu. Otwierała usta do krzyku, ale wychodził z nich tylko śmiech. Śmiała się, śmiała się, śmiała.

– To minie – powiedział Jamie. – To minie.

Ale nie minęło. Przez następne pięć lat trwała na marginesie życia.

Jak to szybko przeleciało… od wypchnięcia z siebie nowego człowieka do włożenia małego ciałka do białej trumienki. Wieko zaraz zamknięto, bo z jej czteroletniej córeczki nie pozostało wiele. Od dobrej matki po wrzeszczącą wariatkę, odwracającą się od własnego syna, odmawiającą mu miłości, bo widok każdego dziecka rozdzierał jej serce. Od dobrej żony po niepocieszony ludzki strzęp. Odpychała nieśmiałe gesty Harpera widząc, że obwinia ją za to, co się stało z córką, ale usiłuje się z tym pogodzić. I zdała sobie sprawę, że już jej na niczym nie zależy.

Ogarnęło ją straszne zimno. Zamknęła się w sobie i z butelką dżinu w ręku objęła otaczającą ją mgłę. Żyła dla tej mgły, kochała ją. Ta mgła była najlepszym jej kochankiem. Wpadała z wdzięcznością w jej ramiona, rozprowadzała ją jak pianę po nagich, obolałych piersiach. Dni mijały leniwie, niezauważalnie, bez myśli, bez uczuć, bez życia. Nie mogła żyć. Gdyby żyła, ból byłby zbyt wielki.

Zabijcie mnie, zabijcie. Po co jeszcze żyję?

Ojciec żądał, żeby przestała pić. Mąż zaprowadził ją do kliniki odwykowej, jak zwykle szukając naukowego lekarstwa na emocje. Nic jej nie obchodziło. Nie chciała wiedzieć, co inni o niej myślą, nie interesowało jej, czego chcą. Nie zwracała uwagi na to, że jej syn zmienia się w ponurego, twardego małego faceta, niezdolnego do uśmiechu. Nie obchodziło jej nic na świecie.

Potem Harper, przepracowany, nieobecny duchem Harper wymyślił coś niespodziewanego. Postanowił się przeprowadzić do Bostonu, gdzie wspomnienia Meagan nie będą już torturować jej i Briana. I kiedy już odzyskała wiarę w niego i w ich małżeństwo, pokazał jej „Córeczkę Tatusia”.

Patricia spojrzała na Melanie tylko raz – na małą, poważną, błękitnooką Melanie – i nagle wszystko się zmieniło.

Znowu się zakochała. Lody pękły, mgła się rozstąpiła. Tak strasznie zapragnęła przytulić tę dziewczynkę, że poczuła niemal fizyczny ból. Zapragnęła się nią zaopiekować, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. I z całego serca chciała ją chronić.

Pokochała Melanie dla niej samej. Pokochała w niej odwagę, z jaką znosiła nieznane, za to, że usiłowała wszystkich rozśmieszać. Była silna. Była pełna życia. Była dobra. Była wszystkim, kim Patricia chciała być, a co jej się nigdy nie udało. Była ideałem Patricii Stokes.

Dla Melanie Patricia podniosła się z upadku. Dla Melanie znowu zaczęła kochać Briana, obdarzać go troską, której rozpaczliwie potrzebował. Dla Melanie oddała mu matkę. Dla Melanie zaczęła nawet kochać swojego męża, ponieważ akurat wtedy, gdy sądziła, że nic już ich nie łączy, podarował jej najwspanialszy prezent: drugą córkę i nadzieję na dalsze życie.

Tego wieczoru, gdy Melanie zamieszkała w ich domu, Patricia powoli zdjęła ubranie i po raz pierwszy od ponad pięciu lat wśliznęła się w ramiona męża. Harper ją przyjął, choć wiedziała, że od dawna miewał inne kobiety. Nigdy jednak już nie było między nimi tak jak kiedyś.

Zrozumiała to po krótkim okresie fizycznego oszołomienia. Harper nie mógł jej już kochać. Nie wielbił jej tak jak na początku. Nie spoglądał na nią z pożądaniem.

Akceptował ją, opiekował się nią, ale nie mógł jej wybaczyć. W Teksasie wybaczaniem zajmowały się kobiety.

O proszę, już odłożył strony z notowaniami. Teraz czyta wiadomości z miasta. Przez chwilę mignęła jej jego twarz, którą znała od trzydziestu ośmiu lat. Oczy nadal błękitne, szczęka mocna, włosy gęste i złote.

Nawet w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat wyglądał jak ten chłopak, który zawrócił jej w głowie i kazał zapomnieć o Jamiem O’Donnellu.

Wycięła kawałek miąższu z grejpfruta.

Nawiedziły ją niechciane wspomnienia o teksańskich nocach, parnych i gorących, kiedy zdawało się im, że podbiją świat. Jamie był taki silny, Harper tak urzekający, a ona po prostu piękna.

Harper to piękne pozory i nic więcej, malutka. Ma obsesję na punkcie wyglądu, nie treści. Zasługujesz na kogoś lepszego.

Jamie, on mnie rozumie.

Dlaczego? Bo się odpowiednio ubiera, robi sobie manikiur? Bo sprzedałby własną matkę za zaproszenie do wyższych sfer?

Właśnie, ukochany. Właśnie.

– Wybacz mi, Meagan – szepnęła nad grejpfrutem. – Wybacz mi. Harper opuścił gazetę.

– Co mówiłaś?

– Niepokoję się o Melanie. Natychmiast odłożył gazetę na bok.

– Za ciężko pracuje – powiedział poważnie. Zdrowie było jego domeną. Zawsze bardzo się martwił o Melanie, zwłaszcza kiedy miała migreny. – Musi zrobić sobie wolne.

– Chciałam jej pomóc – wyznała Patricia i wzruszyła lekko ramionami. Nie potrafiła skłonić córki do zmiany tempa, tak jak nie potrafiła do tego skłonić męża.

Harper jakby czytał w jej myślach.

– A gdybyśmy wszyscy zrobili sobie wakacje?

– Słucham?

– Mówię poważnie, Pat. – Pochylił się ku niej. – Zastanawiam się nad tym od wielu tygodni. Zawsze mówiłem, że kiedyś, jak odejdę na emeryturę, będziemy podróżować po całym świecie. Ale w końcu nie robię się młodszy. Jak my wszyscy. Może pora wreszcie iść za głosem serca? Zabierzemy dzieci i zjeździmy cały świat. Co ty na to?

Patricia zamarła. Drżącą ręką odłożyła srebrną łyżeczkę. Zjeździć cały świat? Tak po prostu? W najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie, że mąż mógłby zaproponować coś podobnego.