Выбрать главу

Brian poczuł, że spływa na niego niewyobrażalny spokój.

Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, że zawsze pragnął tylko miłości ojca… i tu właśnie popełnił błąd. Harper nie był tego wart. Liczyła się tylko matka i siostra. To one go kochały. A teraz było już za późno.

– Nie pozwolę ci skrzywdzić Melanie – powiedział rzeczowo. – Nie stracę następnej siostry.

– Wiem. Zaufaj mi, robię to dla twojego dobra.

Harper zerwał bandaż z ręki. Brian spojrzał na krwawą, rozognioną ranę. Świeży tatuaż: 666.

Ostatni prezent, pomyślał. W tej samej chwili ręka ojca śmignęła ku niemu z zaskakującą siłą.

Brian usiłował zablokować cios, ale ruszał się za wolno. Rękojeść pistoletu uderzyła go prosto w nos. Usłyszał trzask. Trzask pękającej kości.

Przepraszam, Melanie.

I zapadła ciemność.

– Nie rozumiem – wyszeptała Melanie. – Nie rozumiem.

– Gdzieś się pomyliliśmy. To się zdarza w śledztwie. Musimy się cofnąć. Melanie siedziała obok niego w samochodzie, całkowicie wyzuta z sił.

Patrzyła ponuro przez okno.

– Więc dlaczego widzę tę szopę? Cały czas widzę tę cholerną izbę i Meagan Stokes. Dlaczego czuję zapach gardenii, na pewno gardenii? Dziewczynka siedząca w kącie. Dziewczynka nagle rzucająca się do drzwi. Biegnąca przez gęste, kłujące zarośla. Ale nie ucieknie. Ja to wiem. Ja wiem.

David zastanawiał się przez chwilę.

– Może Larry Digger skierował nas na złą drogę. To on stwierdził, że jesteś córką Russella Lee. A my poszliśmy za nim jak stado baranów.

– Ale ja to widzę…

– Naprawdę? Pamiętasz, co powiedział Quincy? Miał przed sobą zdjęcie szopy Russella Lee i powiedział, że to nie ją opisujesz. Wtedy nie zwróciliśmy na to uwagi. Może popełniliśmy błąd.

– Ale dlaczego widzę Meagan i Russella Lee Holmesa?

– Może to siła sugestii. Nie wiedziałaś, skąd pochodzisz. Jest w tobie głód informacji. Nagle pojawia się jakiś człowiek i rzuca ci strzęp faktu. Wiesz, jak wyglądała Meagan, jej portret wisi w twoim domu od dwudziestu lat. Może kiedyś widziałaś nawet Russella Lee Holmesa. Nie był ci zupełnie obcy.

– Nie. Pamiętam, że gdzieś o nim słyszałam.

– I ziarno zostało zasiane. A kiedy pojawił się Larry Digger, dałaś się ponieść fantazji. Ten strzęp, który ci rzucił, stał się w twoich oczach udowodnionym faktem. Sama dodałaś do niego rozmaite szczegóły. Ale oczywiście nie trafiłaś.

Skinęła głową. Larry Digger pojawił się tak nieoczekiwanie i zrobił na niej takie wrażenie… Potarła skroń.

– Jeśli to prawda, dlaczego zapach gardenii wywołuje we mnie wspomnienia? To ty mi powiedziałeś, że zapach może uruchamiać wspomnienia. Jeśli to wszystko sobie wymyśliłam, dlaczego te wizje pojawiły się zaraz po tym, jak poczułam gardenie?

– Cofnijmy się do tego, co wiemy naprawdę. Ktoś zamordował Meagan Stokes i nie był to Russell Lee Holmes.

Melanie skinęła głową.

– Nie zrobili tego twoja matka i brat, ponieważ mają alibi i sami także bardzo ucierpieli po stracie Meagan.

– Tak.

– Ale twój ojciec mógł mieć z tym coś wspólnego. Wiemy, że potrzebował pieniędzy. A twój ojciec chrzestny prawdopodobnie mu pomógł… – skontaktować się z Russellem Lee.

– Właśnie. A więc wiemy, że Meagan zginęła dla pieniędzy i zbrodnia została „podrobiona”, by się tak wyrazić. Dlatego zwrócili się do Russella Lee, żeby się przyznał i uwolnił ich od podejrzeń. Russell Lee rzeczywiście przyznał się do morderstwa, więc pewnie mu coś obiecali w zamian. Melanie zawahała się.

– A krew na materiale? Może Russell Lee jednak żyje. Może to właśnie mu obiecali. To on może pociągać za sznurki.

– Nie. Nie kupuję tego. Ten człowiek zginął w obecności wielu świadków. Nawet jeśli dałoby się przekupić koronera, żeby potwierdził jego śmierć, to przecież rozsadziło mu ręce i stopę! Tego nie można udać.

– Chyba, że w izbie śmierci znalazł się ktoś inny.

– A kto by się zgodził go zastąpić? Jaki idiota pozwoliłby się usmażyć za kogoś innego? To chyba zbyt naciągana teoria. Poza tym – dodał z nagłym ożywieniem – krew na materiale nie należy do Russella Lee. Test DNA stwierdził, że to krew twojego biologicznego ojca. A skoro nie jesteś córką Russella Lee Holmesa… Kim właściwie jest twój ojciec?

Melanie pokręciła głową. Czuła narastającą migrenę. Mętne wizje miejsca i czasów, które minęły… Wirujące, białe światła. Zamknęła oczy i oparła czoło o szybę.

– Miałaś rację – rzucił David gwałtownie. – Cholera, miałaś rację od samego początku!

– Tak?

– Twoja rodzina naprawdę cię kocha. Nie ma w niej złych ludzi. Ta rodzina jest dokładnie taka, jak ci się wydawało. To dlatego nic się nie zgadzało. Usiłowaliśmy rozwiązać tajemnicę morderstwa, którego nie było! Cholera, cholera, cholera!

– Co takiego?

David zamilkł. Obejrzał się, wrzucił wsteczny bieg, wdepnął gaz i ruszył z piskiem opon.

Będzie dobrze.

– Boli mnie głowa.

– Wiem. Trzymaj się. Chcę, żebyś zobaczyła jeszcze jedno, ostatnie miejsce. A wtedy, jeśli mam rację, zdasz sobie sprawę, kim jesteś i wreszcie to zakończymy.

– Bardzo chcę to zakończyć.

– Oczywiście, Melanie. A raczej… Meagan.

35

Ile razy myślałam o Teksasie, czułam, że wszystkich zawiodłam – wyznała Patricia Stokes. – Jako żona, matka, kochanka. Kiedy Harper zaproponował, żebyśmy się przeprowadzili, pomyślałam, że nie chcę tu wracać. Nie chciałam już nigdy więcej oglądać tych miejsc. Oskarżałam je o moje cierpienie.

– Sama też podjęłam takie postanowienie – powiedziała Ann Margaret. – Ale raczej z konieczności. Zawsze się bałam, że Larry Digger nie da nam spokoju. A jeśli nie on, to ktoś inny. W dzieciństwie myślałam, że błąd to błąd. Popełnia się go, naprawia i można żyć dalej. Teraz uważam, że niektóre błędy są jak kamyk rzucony do wody. Zaczyna się od małej falki, potem kręgi rozchodzą się coraz dalej; coraz większy krąg błędów staje się potworną falą i wreszcie zatapia.

Patricia zerknęła na nią z ukosa. Były w podróży od świtu, przegadały wiele godzin. Wreszcie wyjaśniły sobie pewne rzeczy. Wiele innych dopiero czekało na wyjawienie.

– Jak mogłaś pokochać takiego człowieka? – spytała. Ann Margaret uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Nie sądzisz, że ja też mogłabym ci zadać to pytanie?

Patricia odwróciła twarz. Im więcej dowiadywała się o Harperze, tym mniej czuła ochoty, by oceniać innych.

– Kiedy jesteśmy małe – dodała łagodnie Ann Margaret – kochamy tych, których nauczono nas kochać.

– Ojców.

– Tak.

– A kiedy dorastamy i zaczyna do nas docierać…

– Jest już za późno.

– Jak to możliwe, że się nie zorientowałam?

Dotarły na miejsce. Ann Margaret zahamowała przed wielkim georgiańskim dworem, pierwszym domem Patricii i Harpera. Białe kolumny nadal stały dumne i proste, ale farba się łuszczyła, a pod dachem pojawiła się pleśń. Kiedy Patricia zamieszkała w nim jako panna młoda, ten dom wydał się jej piękny. Teraz był stary i zaniedbany, jeden z tych, które tak trudno sprzedać.

Od roku był wystawiony na sprzedaż, jak dowiedziała się Ann Margaret. Pokoje stały pustką; właściciele przenieśli się na Florydę. Trawa wybujała zbyt wysoko, a pomiędzy kwiatami wyrastały chwasty.

Patricia zapamiętała go inaczej. Wygląd domu przypomniał jej o upływie lat.

– Boże, Annie… Zdradziłam moją córeczkę…

– Jak my wszyscy.

– Ale to ja byłam jej matką!

– Wiem. Dlatego ją adoptowałaś. Nie zdawałaś sobie sprawy, że pokochałaś ją od pierwszego wejrzenia? Podświadomie wiedziałaś. Przyjęłaś do wiadomości, że Meagan nie żyje, ale serce matki nie dało się oszukać.