Выбрать главу

Jak Harper uśmiechnął się złośliwie na widok jego bólu.

I jak Jamie nagle zdał sobie sprawę, że nienawidzi tego sukinsyna.

Od tego dnia pragnął tylko, żeby Melanie sobie przypomniała. Powinna poznać prawdziwą naturę tego chciwego egoisty. Powinna też poznać prawdziwą naturę Jamiego. Powinna wiedzieć, że przez wszystkie te lata kochał ją z całego serca.

Ale do tego nigdy nie doszło. Melanie była szczęśliwa jako Melanie. Harper odnosił się do niej zaskakująco dobrze, może dlatego, że wiedział, jak to wkurza Jamiego. A może i on ją pokochał, bardziej niż chciałby przyznać. Patricia i Brian uwielbiali ją, tak gorliwie weszli w rolę matki i brata, że na ten widok Jamie czuł się nieswojo. A Melanie… Melanie wyrosła na śliczną, zadowoloną z życia młodą kobietę. I wściekłość Jamiego straciła rozpęd.

Mógł już pragnąć tylko tego, co było dla niej najlepsze. I choć duma domagała się działania, a zranione uczucia bolały, nigdy nie zrobił nic, by zakłócić tę sielankę. Miłość do dziecka jest upokarzająca, sam się przekonał. Nie spodziewał się, że może upaść tak nisko i że tak chętnie pogodzi się z tym upadkiem.

Aż raptem pół roku temu Harper podstępnie narzucił Melanie Williama Sheffielda. I wyrzucił Briana z domu za to, że był gejem. Wreszcie zaczął popychać Patricię do picia, aż w końcu cała rodzina Melanie znowu rozsypała się na cztery wiatry. A Harper udawał, że jest lepszy od nich wszystkich, choć przez cały czas kroił zdrowych ludzi dla zarobku.

Cierpliwość Jamiego się wyczerpała. Dwadzieścia pięć lat temu dał Harperowi cały świat. Nowy początek z milionem dolarów. A przy najbliższej okazji także własną córkę, żeby rodzina Harpera znów była kompletna. Dał mu wszystko, co mógł. Nie potrafił zrobić nic więcej, żeby Patricia była szczęśliwa. Jak Harper mógł rzucić ich wszystkich dla pieniędzy!

Nawet w gniewie Jamie potrafił zachować spokój. Zaplanował strategię, dopilnował wszystkiego i uruchomił maszynerię.

Harper miał wreszcie otrzymać zapłatę. Do Jamiego będzie należało zwycięstwo.

Ale po drodze wydarzyło się wiele rzeczy. Harper wynajął płatnego mordercę, żeby zlikwidował Larry’ego Diggera i Melanie. Jamie domyślił się tego, gdy zobaczył portret pamięciowy w telewizji – był to jeden z jego znajomych, którego niegdyś poznał z Harperem. Musiał wytropić drania i posłać mu trzy kulki w serce. Dla zasady. Nie powinien zaczynać z jego córką.

A co do zapłaty dla Harpera… wszystko w swoim czasie.

Ale Harper znowu go zaskoczył. Przycisnął Williama tak mocno, że biedak się załamał. A potem usiłował oskarżyć Melanie. Jakby syn Russella Lee Holmesa zasługiwał na coś więcej.

I wreszcie jakieś czterdzieści pięć minut temu Jamie zauważył Harpera w Houston. Najwyraźniej kochający tatuś postanowił odnaleźć córkę.

Gracze zgromadzili się przy jednym stole, ale figury przesuwały się szybciej niż Jamie się spodziewał. Po raz pierwszy od miesiąca, gdy rozpoczął tę grę, naprawdę się przestraszył.

Nie o siebie. O Melanie.

Teraz siedział w samochodzie w pobliżu starego domu Stokesów. Miał dobry widok na ulicę. Widział przybycie Patricii i Ann Margaret. Potem dostrzegł Harpera, który zaparkował samochód w bocznej uliczce i czekał.

Pojawiła się Melanie z Davidem. Harper ruszył, dodał gazu… i nagle oba samochody zaczęły pędzić na złamanie karku. Pod górę, jeden za drugim.

Pisk opon. Zgrzyt metalu. Przed oczami Jamiego realizowały się jego najgorsze lęki, a on stał za daleko, żeby pomóc. Samochód zawirował, uderzył w drugi, wyprysnął w powietrze. Wylądował z okropnym trzaskiem; maska odskoczyła do góry.

Patricia i Ann Margaret zaczęły krzyczeć i zerwały się do biegu.

On czekał, wstrzymując oddech, na znak życia jego córki.

Drzwi samochodu się otworzyły. Melanie wysiadła chwiejnie. Zakrwawione czoło. Ona sama oszołomiona i na wpół przytomna. Nagle rzuciła się w zarośla.

Jamie usiłował ją zawołać, ale stał za daleko. Harper wysiadł z pistoletem w ręku. Pobiegł za Melanie.

Riggs nie dawał na razie znaku życia. Nie było czasu, żeby to sprawdzać. Jego pierwszą myślą – jedyną – była zawsze Melanie.

I tak to się wszystko skończy, pomyślał.

Zerwał się do biegu. Miał broń, miał doświadczenie, miał przygotowanie. A jednak kiedy wpadł w zarośla, myślał tylko o córce i bał się jak nigdy w życiu.

Jeszcze nie wiesz niczego, dziecko. Jeszcze niczego nie wiesz…

Och, Jezu, weź moje głupie życie, tylko uratuj moją córeczkę. Uratuj moją córeczkę przed Harperem.

Czteroletnia Meagan biegła przez zarośla. Biegła, biegła, biegła. Gałęzie szarpały ją za włosy, raniły policzki. Niskie kolczaste krzaki chwytały za ulubioną niebieską sukieneczkę, zatrzymywały.

Biegła z wysiłkiem, małe nóżki poruszały się niestrudzenie. Musiała uciekać. Szybko. Szybko, szybko, szybko.

Chciała wrócić do domu, do mamusi. Pora wracać do domu.

Biegła, ale za plecami słyszała zbliżające się, dudniące kroki.

Tatuś Jamie biegł za nią. Tatuś Jamie chciał ją znowu zaprowadzić do chaty. Ale ona chciała do mamusi! Chciała do Briana!

Nie możesz wracać do domu. Oni cię już nie chcą.

Ja chcę do domu!

Będzie dobrze, dziecko, zajmę się tobą. Wyjedziemy stąd, przeprowadzimy się w bardzo ładne miejsce. Możesz mieszkać jak księżniczka w dalekim królestwie, które nazywa się Londyn.

Ja chcę do domu!

Wiem, kochanie. Ale nie możesz. Harper… twój tatuś nie jest teraz dla ciebie dobry. To nawet nie jest twój prawdziwy tatuś. Boję się, że tak naprawdę chce tylko pieniędzy.

Do domu!!!

Kochanie, nie!

Kroki, coraz bliżej. Trzask gałęzi, trzask krzaków.

Biegnij, Meagan, biegnij. Szybciej, szybciej.

Zbliżające się kroki…

Dyszenie…

Uciekaj, Meagan!!!

Jakaś ręka wystrzeliła spomiędzy gałęzi i chwyciła ją w talii. Melanie nabrała oddechu, żeby krzyknąć. Druga ręka zakryła jej usta, a ona znalazła się przyciśnięta do dużego, krzepkiego ciała.

– Ciii… – szepnął jej do ucha Jamie O’Donnell. – Nie hałasuj.

Dopiero teraz usłyszała trzaski łamanych gałęzi. Harper pojawił się o parę metrów od nich. Torował sobie drogę przez zarośla. Trzymał w ręku duży pistolet.

David ocknął się, słysząc w uszach dzwonienie. Zamrugał i zdziwił się, co robi na strzelnicy. I dlaczego na strzelnicy jest tak jasno. I dlaczego ma taką mokrą twarz.

Uniósł rękę i zaraz ją opuścił. Była zakrwawiona.

Sięgnął po Melanie i zdał sobie sprawę, że jest w samochodzie sam. Drzwi po jej stronie były szeroko otwarte, pas bezpieczeństwa leżał na ziemi. Drugi samochód, tuż za nimi, także był otwarty.

Pchnął drzwi po swojej stronie. Nic. Cholera. Ręce mu się trzęsły, a na skroni rósł pierwszorzędny guz. Przynajmniej raz bolało go coś innego niż plecy. Jezu Chryste, musi dogonić Melanie.

Wreszcie pokonał pas bezpieczeństwa, przecisnął się na siedzenie pasażera i upadł na ziemię. Świat wirował.

Wstał z wysiłkiem, trzymając się samochodu. Miał pistolet, więc nie był bezbronny. Melanie ciągle tam była, bez wątpienia oszołomiona, zagubiona i spanikowana.

Zbieraj się, David. Oprzytomniej.

Zerwał krawat i owinął nim sobie czoło. Krew przestała lecieć w oczy. Wbił paznokcie w dłoń. Ból otrzeźwił go na tyle, że świat przestał się kręcić.

Odbezpieczył swoją wspaniałą berettę, po raz pierwszy od wielu lat pomyślał o ojcu z wdzięcznością i skoczył w las.

Melanie stała jak skamieniała. Serce łomotało jej w piersi. Wszystko ucichło; teraz każdy ruch, każdy dźwięk wydawał się wyolbrzymiony. Jamie przyciskał ją do siebie tak mocno, że z trudem oddychała. Jej ojciec był coraz bliżej; sprawdzał krzaki, jakby szukał małego zwierzęcia. Broń trzymał w ręku. Jamie swoją miał pod marynarką. Wpijała się jej w żebra.