Ale nigdy nie kłócili się przy ludziach. Ani przy dzieciach. Dyskutowali dyskretnie, późnym wieczorem, gdy sądzili, że Brian i Melanie już śpią. Melanie uważała związek swoich rodziców za trwały, choć chłodny. Nawet teraz nie martwiła się o jego spójność. W końcu przechodzili już gorsze sytuacje.
Patricia odstawiła szklankę z sokiem i ruszyła przed siebie. Minęła Harpera i wydawało się, że chce pójść dalej, ale mąż dotknął jej łokcia. Trudno powiedzieć, kogo ten niespodziewany gest zaskoczył bardziej: Melanie czy Patricię.
Harper był najwyraźniej w lepszym nastroju; powiedział do żony coś, co wywołało jej uśmiech. Mruknął jeszcze parę słów z błyskiem w oku, a ona roześmiała się głośno, zaskoczona i zadowolona. Odwróciła się do męża. Długie palce chirurga musnęły jej obojczyk i spoczęły w talii; Patricia pochyliła się ku niemu ruchem, którego Melanie nie widziała już dawno.
Jamie poruszył się obok niej; zdała sobie sprawę, że i on przygląda się jej rodzicom. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
– Wszystko będzie dobrze – szepnęła z nową nadzieją. – Widzisz? Najgorsze minęło.
– Twoja mama jest piękna – powiedział Jamie miękko. Za ich plecami Ann Margaret zaczęła krzątać się bardziej energicznie.
– Dzielnie chodzi na spotkania AA. Jest twarda, naprawdę. – Melanie rzuciła okiem na zegarek i zeskoczyła na ziemię. – Zostaniesz trochę w Bostonie?
– Parę tygodni, słonko.
– Herbatka w „Ritzu”? – Zdecydowanie.
– Więc jesteśmy umówieni. Zajmij się nim dobrze, Ann Margaret. Później do was zajrzę.
Idąc korytarzem do kuchni wpadła na jakiegoś gościa. Spojrzała na niego i słowa przeprosin zamarły jej na ustach. Stał przed nią niski, łysiejący mężczyzna w pomiętym ubraniu. Widziała już ten płaszcz; to on zniknął w drzwiach kuchni.
– Kim pan jest? – rzuciła ostro.
Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– Larry Digger, panienko. „Dallas Daily”. O nie, nie uciekaj, moja miła. Przez cały wieczór na ciebie czatuję. Cholera, trudno cię złapać.
– Pan nie był zaproszony. To prywatne przyjęcie. Jeśli pan zaraz nie wyjdzie, zawołam ochronę.
– Na twoim miejscu bym tego nie robił.
– Ale nie jest pan na moim miejscu. – Otworzyła usta, by wezwać pomoc, kiedy nagle mężczyzna chwycił ją za przegub i spojrzał jej w oczy dziwnie przenikliwym wzrokiem. Melanie poczuła, że nie może oddychać.
Poczuła dziwne drgnięcie. Fale w otchłani. Och, nie, nie teraz.
– Znam twojego ojca – powiedział przenikliwym szeptem.
– Harpera Stokesa?
– Nie, panienko. Mówię o twoim prawdziwym ojcu.
– Co?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu najwyższej satysfakcji.
– Chodź ze mną. Opowiem ci historię. Fajną historyjkę o Teksasie i seryjnym mordercy, niejakim Russellu Lee.
3
Larry Digger pociągnął Melanie w głąb korytarza. Duvetowie, szykujący się do wyjścia, obrzucili ich zaciekawionym spojrzeniem. Melanie uśmiechnęła się odruchowo. Słowa reportera ciągle dudniły w jej głowie. „Znam twojego prawdziwego ojca…”
Digger prześliznął się między gośćmi i pociągnął ją na tyły domu. Dwaj kelnerzy przemknęli obok nich i zniknęli w wahadłowych drzwiach.
– Rany boskie, ależ tu ścisk! Znasz wszystkich bogaczy w mieście?
– Chce pan pieniędzy? O to chodzi?
Digger pociągnął ją w stronę patio, ale tam też było mnóstwo gości, którzy spojrzeli na nich ze zdziwieniem.
– Szlag by to trafił!
Wyszedł z domu i powlókł ją za sobą ulicą prowadzącą do ogrodów miejskich.
Noc była ciepła i parna, w powietrzu unosiła się woń kwiatów wiśni i hiacyntów, gazowe latarnie rzucały łagodne światło. Maj w Bostonie był cudowny, a ludzie umieli to wykorzystać. Młodzi ściskali się w cieniu klonów, starsi wyprowadzali gromadki dzieci, inni spacerowali z psami. Park był pełen przechodniów i dobrze oświetlony, więc Melanie nie czuła strachu.
Była tylko zbita z tropu. Za lewym okiem czuła pulsujący ból. Russell Lee Holmes, Russell Lee Holmes. Dlaczego to nazwisko brzmiało tak znajomo?
Larry Digger zatrzymał się pod drzewem, wsadził tłuste dłonie do kieszeni i odwrócił się do niej.
– Russell Lee Holmes zamordował sześcioro dzieci. Mówili ci?
– Co takiego?
– Aha, właśnie. Podły sukinsyn. Lubił, żeby dzieciaki były małe i miały jasne kędziorki. Porywał przeważnie dzieci biedaków, białe śmieci, takie jak on. Zabierał je na wysypiska i robił im takie rzeczy, że w głowie się nie mieści. Mam fotografie.
– Co?
– Przestań. Nie udawaj głupiej. Russell Lee Holmes zabił pierwszą córkę twoich rodziców. Zgwałcił ją i odciął jej głowę. Jak ona miała na imię?
O Boże, właśnie stąd znała to nazwisko. Brian musiał jej o nim powiedzieć. Albo Jamie. Rodzice na pewno nie wspomnieli ani słowem.
– Meagan… – wymamrotała.
– Ano prawda, Meagan. Z nią było najgorzej. Cztery latka, słodziutka jak cukiereczek. Twoi starzy wyłożyli sto tysięcy dolców na okup, a dostali tylko ciało bez głowy. Dlatego twoja matka zaczęła pić…
– Dość! – Melanie straciła cierpliwość. – Czego pan właściwie chce? Jeśli się panu zdaje, że będę wysłuchiwać, jak pan obraża moją rodzinę, to się pan grubo myli.
– Chcę ciebie. Digger przysunął się bliżej. – Śledziłem cię, Melanie. Od dwudziestu pięciu lat. Usiłowałem znaleźć dowód, że istniejesz, chciałem dowieść, że Russell Lee Holmes naprawdę miał żonę i dziecko, bo ten sukinsyn nie pisnął ani słowa, nawet w dniu egzekucji, bydlak jeden. Ale się nie poddałem. Russell Lee Holmes był na pierwszych stronach gazet, kiedy go złapali i kiedy go usmażyli. I wróci na pierwsze strony, kiedy ogłoszę, że odnalazłem jego córkę. I wiesz co? Masz jego oczy.
Nie rozumiem, o co panu chodzi, ale znaleziono mnie w Bostonie. Nie mam nic wspólnego z jakimś człowiekiem z Teksasu.
– Nie powiedziałem, że mieszkałaś w Teksasie, tylko że twój tatuś tam umarł.
– A przedtem spłodził dziecko w Bostonie? Nie sądzę.
– A ja sądzę. Widzisz, Russell Lee mieszkał w Teksasie, ale kiedy go aresztowali, jego żona i córka najprawdopodobniej wyjechały z miasta. W gazetach było pełno doniesień o jego morderstwach, wiesz… Zwłaszcza o tym, co zrobił córeczce Stokesów. – Larry Digger zakołysał się na piętach. – Porwał ją z samochodu niani, zażądał okupu, a potem zgwałcił i zabił w tym samym czasie, gdy twoi rodzice usiłowali zebrać pieniądze. Bardzo sprytne, musisz przyznać. Wiesz, to tak, jakby mu za to jeszcze zapłacili.
– Dość! – Melanie ostatecznie straciła cierpliwość. – Nie jestem córką Russella Lee Holmesa! Natomiast pan jest wariatem. Żegnam.
Zrobiła krok w stronę domu. Larry Digger chwycił ją za przegub i mocno przytrzymał. Po raz pierwszy poczuła strach. Ale kiedy się odwróciła, dziennikarz powiedział spokojnie:
– Ależ jesteś. Jesteś jego córką.
– Niech mnie pan puści.
– Zostałaś znaleziona tej samej nocy, kiedy zginął Russell Lee Holmes – ciągnął, jakby jej nie słyszał. – Powiedzieli ci? Russell Lee poszedł na krzesło, a mała dziewczynka bez przeszłości nagle pojawiła się w szpitalu Harpera Stokesa. Dziwne, nie? Trzeba się zastanowić: dlaczego Harper w ogóle wtedy pracował? Trwała egzekucja faceta, który zabił jego córeczkę, a on poszedł do pracy? Dziwne, dziwne, dziwne. Chyba że wiedział, co się wydarzy w szpitalu.
– Zostawiono mnie na pogotowiu – powiedziała powoli Melanie. – Mój ojciec jest kardiochirurgiem. To, że się tam pojawił, to czysty przypadek…
– Albo przeczucie.
– Och, do diabła, ilu mężczyzn ginie dziennie w tym kraju? Parę tysięcy? Czy jestem także ich córką?
Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i wyrwała się z jego uścisku. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Wyjął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów i wytrząsnął z niej jednego.