Pospiesznie ruszył do bramy, oszczędzając lewą nogę. Niewiele, tylko trochę. Mogła tego nie zauważyć, gdyby strach nie wyostrzył jej zmysłów. Wziął ją pod ramię i poprowadził wzdłuż ogrodzenia do miejsca, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.
– Co się stało z Melanie? – zapytała po drodze. – Nic.
– Niech pan mi powie prawdę!
– Mówię prawdę. Melanie jest w swoim pokoju. Bezpieczna. Tak jak ją pani zostawiła.
Zatrzymali się i Laura stanęła plecami do ogrodzenia, patrząc ponad ramieniem Haldane’a na pulsujące światła alarmowe. Obok samochodów patrolowych zobaczyła furgonetkę z kostnicy.
Nie. To nie w porządku. Znaleźć Melanie po tylu latach i stracić ją znowu tak szybko… to było nie do pomyślenia. Ucisk w piersi. Łomotanie w skroniach.
– Kto zginął? – zapytała.
– Dzwoniłem do pani…
– Chcę…
– …próbowałem się dodzwonić…
– …wiedzieć…
– …przez półtorej godziny.
– …kto zginął! – wybuchnęła.
– Proszę posłuchać, to nie Melanie. Okay? – Głos miał niezwykle miękki, łagodny i spokojny jak na mężczyznę takich rozmiarów. Spodziewała się ryku, ale on zamruczał: – Melanie jest cała i zdrowa. Naprawdę.
Laura przyjrzała się jego twarzy, jego oczom. Uwierzyła, że mówił prawdę. Melanie była cała i zdrowa. Ale Laura wciąż się bała.
Haldane powiedział:
– Wróciłem do domu dopiero o siódmej rano, padłem na łóżko. O jedenastej dzwoni telefon i wzywają mnie do Valley Hospital. Myślą, że istnieje jakiś związek pomiędzy tym zabójstwem i Melanie, ponieważ…
– Ponieważ co?
– No, w końcu ona jest tutaj pacjentką. Więc próbowałem panią złapać…
– Robiłam zakupy, kupowałam dla niej nowe ubrania – wyjaśniła Laura. – Co się stało? Kto zginął? Powie mi pan wreszcie, na miłość boską?!
– Facet we własnym samochodzie. W tamtym volvo. Zginął na przednim siedzeniu.
– Kto?
– Według dokumentów nazywał się Ned Rink.
Laura oparła się o siatkę ogrodzenia, jej gorączkowo bijący puls stopniowo zwalniał.
– Znała go pani? – zapytał Haldane. – Neda Rinka. – Nie.
– Zastanawiałem się, czy nie współpracował z pani mężem. Jak Hoffritz.
– Nic o tym nie wiem. Nazwisko nie brzmi znajomo. Dlaczego pan myśli, że on znał Dylana? Ponieważ zginął w ten sam sposób? Czy tak? Został śmiertelnie pobity jak tamci?
– Nie. Ale to dziwne.
– Proszę mi powiedzieć.
Zawahał się i z wyrazu jego niebieskich oczu odgadła, że chodzi o kolejne wyjątkowo brutalne zabójstwo.
– Proszę mi powiedzieć – powtórzyła.
– Miał zmiażdżone gardło, jakby ktoś walnął go potężnie ołowianą rurą, trafił prosto w jabłko Adama. Więcej niż jeden cios. Mnóstwo obrażeń. Dosłownie roztrzaskana tchawica, zmiażdżona krtań, struny głosowe. Złamany kark. Pęknięty kręgosłup.
– Wystarczy – powiedziała wyschniętymi wargami. – Już rozumiem.
– Przepraszam. W każdym razie to nie wygląda jak ciała ze Studio City, ale jest niezwykłe. Rozumie pani, dlaczego podejrzewamy jakiś związek. W obu przypadkach mordowano wyjątkowo gwałtownie. To nie wygląda tak źle jak tamte ciała, nawet w połowie, niemniej…
Odepchnęła się od siatki.
– Chcę zobaczyć Melanie.
Nagle musiała zobaczyć Melanie. To była silna fizyczna potrzeba. Musiała dotknąć dziewczynki, przytulić ją, upewnić się, że dziecku nic nie grozi.
Ruszyła przez parking w stronę frontowych drzwi szpitala. Haldane szedł obok niej, utykając lekko, ale bez widocznego wysiłku.
– Miał pan wypadek? – zapytała. – Hę?
– Pańska noga.
– Och. Nie. Tylko dawna futbolowa kontuzja ze studiów. Na ostatnim roku fatalnie rozwaliłem sobie kolano. Czasami odzywa się przy deszczowej pogodzie. Jeszcze jedno w sprawie tego faceta z volvo, Rinka.
– Co?
– Miał ze sobą aktówkę. W środku był biały szpitalny fartuch, stetoskop i pistolet z tłumikiem.
– Zastrzelił napastnika? Szuka pan kogoś z raną postrzałową?
– Nie. Nie użył broni. Ale rozumie pani, do czego zmierzam? Szpitalny fartuch? Stetoskop?
– On nie był lekarzem, prawda?
– Właśnie. Wygląda na to, że zamierzał wejść do szpitala, nałożyć fartuch, zawiesić na szyi stetoskop i udawać lekarza.
Zerknęła na niego, kiedy dotarli do krawężnika i weszli na chodnik.
– Po co?
– Na podstawie wstępnych oględzin zastępca patologa ustalił, że Rink został zabity pomiędzy czwartą a szóstą dzisiaj rano, chociaż znaleziono go dopiero o dziewiątej czterdzieści pięć. Więc jeśli chciał odwiedzić kogoś w szpitalu, powiedzmy o piątej rano, prawie na pewno musiałby udawać lekarza, ponieważ godziny odwiedzin zaczynają się dopiero o pierwszej po południu. Gdyby próbował wejść na któryś oddział o tej porze w cywilnym ubraniu, mogła go zatrzymać pielęgniarka albo strażnik z ochrony. Ale w białym fartuchu, ze stetoskopem, mógł się przemknąć niezauważony.
Dotarli do głównego wejścia szpitala. Laura przystanęła na chodniku.
– Kiedy pan mówi „odwiedzić”, nie chodzi panu o odwiedziny.
– Nie.
– Więc pan uważa, że on zamierzał wejść do szpitala i kogoś zabić.
– Człowiek nie nosi pistoletu z tłumikiem, jeśli nie zamierza go użyć. Tłumiki są nielegalne. Za to grożą surowe kary. Złapią cię z tłumikiem i siedzisz po uszy w go… w kłopotach. Poza tym jeszcze nie znam szczegółów, ale dowiedziałem się, że Rink był notowany. Podejrzewają, że przez ostatnie kilka lat działał jako wolny strzelec.
– Płatny zabójca?
– Mogę się założyć.
– Ale to jeszcze nie znaczy, że chciał zabić Melanie. Może kogoś innego w szpitalu…
– Już to uwzględniliśmy. Sprawdzamy na liście pacjentów, czy mają tutaj kogoś z kryminalną przeszłością albo koronnego świadka w procesie, który niedługo się rozpocznie. Albo znanych handlarzy narkotyków czy członków rodziny mafijnej. Na razie niczego nie znaleźliśmy. Nikt nie pasuje jako cel Rinka… oprócz Melanie.
– Czy pan twierdzi, że ten Rink zabił Dylana, Hoffritza i tego trzeciego w Studio City… a potem przyjechał tutaj, żeby zabić Melanie, bo go widziała w akcji?
– Możliwe.
– Więc kto zabił Rinka? Haldane westchnął.
– W tym miejscu logika zawodzi.
– Ktokolwiek go zabił, nie chciał, żeby on zabił Melanie – oświadczyła Laura.
Haldane wzruszył ramionami.
– Cieszę się, jeśli tak było.
– Z czego tu się cieszyć?
– No, jeśli ktoś zabił Rinka, żeby powstrzymać go od zabicia Melanie, to znaczy, że ona nie ma samych wrogów. Ma również przyjaciół.
Z nieukrywanym współczuciem Haldane zaprzeczył:
– Nie. To niekoniecznie prawda. Ludzie, którzy zabili Rinka, pewnie chcieli dostać Melanie tak samo jak on… tylko chcieli ją dostać żywą.
– Dlaczego?
– Ponieważ ona wie za dużo o eksperymentach prowadzonych w tamtym domu.
– Więc też powinni chcieć jej śmierci, jak Rink.
– Chyba że jej potrzebują, żeby kontynuować eksperymenty.
Laura od razu zrozumiała, że miał rację, i ramiona jej opadły pod brzemieniem tego nowego strachu. Dlaczego Dylan pracował z takim skompromitowanym fanatykiem jak Hoffritz? I kto ich finansował? Żadna legalna fundacja, żaden uniwersytet czy instytut badawczy nie przyznałby grantu Hoffritzowi, odkąd go wyrzucono z UCLA. Żadna szanująca się instytucja nie opłacałaby również Dylana, człowieka, który porwał własne dziecko i ukrywał się przed prawnikami żony, człowieka wykorzystującego własną córkę jako królika doświadczalnego w eksperymentach, które doprowadziły ją na skraj autyzmu. Ktokolwiek dostarczał pieniędzy na utrzymanie Dylana i prowadzenie badań tego rodzaju, był szalony, równie szalony jak Dylan i Hoffritz.