Выбрать главу

. – Myślę, że pani mąż i Hoffritz znowu pracowali razem. Tutaj. W tym domu – odezwał się Haldane.

– Co robili?

– Nie jestem pewien. Dlatego chciałem, żeby pani przyjechała. Dlatego chciałem, żeby pani zobaczyła laboratorium w sąsiednim pokoju. Może pani mi powie, co tutaj robili.

– Więc chodźmy popatrzeć. Zawahał się.

– Jeszcze jedno. – Co?

– No, myślę, że pani córka stanowiła integralną część eksperymentu.

Laura wytrzeszczyła na niego oczy.

– Myślę – ciągnął – że oni ją… wykorzystywali.

– Jak? – szepnęła.

– To pani mi musi powiedzieć – odparł detektyw. – Nie jestem naukowcem. Wiem tylko tyle, ile przeczytam w gazetach. Ale zanim tam wejdziemy, powinna pani wiedzieć… wydaje mi się, że część tych eksperymentów była… bolesna.

Melanie, czego oni chcieli od ciebie, co oni ci zrobili, dokąd cię zabrali?

Wzięła głęboki oddech.

Wytarła spocone dłonie w płaszcz.

Weszła za Haldane’em do laboratorium.

4

Dan Haldane był zdumiony, jak dobrze Laura McCaffrey radzi sobie w tej sytuacji. Okay, była lekarzem, ale większość medyków nie przywykła do brodzenia we krwi po kostki; w obliczu brutalnego, wielokrotnego morderstwa lekarze tracili panowanie nad sobą równie łatwo jak zwykli, przeciętni ludzie. Nie tylko medyczne przeszkolenie Laury McCaffrey pomogło jej znieść ten koszmar; Laura posiadała również niezwykłą siłę wewnętrzną, hart i wytrzymałość, które Dan podziwiał – które uznał za intrygujące i pociągające. Jej córka zaginęła, może była ranna, może nawet nie żyła – lecz dopóki Laura nie zdobędzie odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące Melanie, nie zamierza się załamywać, na Boga, nie pozwoli sobie na okazanie słabości. Spodobała mu się.

W dodatku wyglądała ślicznie, chociaż nie miała żadnego makijażu, a jej kasztanowe włosy były zmierzwione i wilgotne od deszczu. Miała trzydzieści sześć lat, ale wyglądała młodziej.

Jej zielone oczy były czyste, głębokie, przenikliwe i piękne. I pełne udręki.

Na pewno widok zaimprowizowanego laboratorium jeszcze bardziej ją przerazi. Dan nie chciał jej tam zabierać. Ale przecież głównie po to wyciągnął ją z domu w środku nocy. Chociaż nie widziała męża od sześciu lat, nikt nie znał tego człowieka lepiej niż ona. Ponieważ była także psychiatrą, mogła rozpoznać rodzaj eksperymentów i badań prowadzonych przez Dylana McCaffreya. A Dan miał przeczucie, że nie rozwiąże sprawy tego wielokrotnego zabójstwa – ani nie znajdzie Melanie – dopóki nie wykryje, czym się zajmował Dylan McCaffrey.

Laura weszła za nim do pomieszczenia.

W szarym pokoju obserwował jej twarz. Zarejestrował zdumienie, zaskoczenie i niepokój.

Garaż na dwa samochody został zamurowany i zmieniony w jedno duże, pozbawione okien, bezlitośnie monochromatyczne pomieszczenie. Szary sufit. Szare ściany. Szary dywan. Świetlówki na suficie jaśniały miękkim blaskiem spoza szarawych plastikowych paneli. Nawet uchwyty na szarych przesuwanych drzwiach szafy były pomalowane na szaro. Chociaż kratki na szczelinach wentylacyjnych pierwotnie były ze zwykłego szarego metalu, również zostały pomalowane, pewnie żeby nie błyszczały. Nie zostawiono ani jednej barwnej plamki, ani kawałka wypolerowanego metalu. Efekt był nie tyle zimny i instytucjonalny, ile wręcz pogrzebowy.

Głównym elementem wyposażenia pokoju był metalowy zbiornik, przypominający staroświeckie żelazne płuco, chociaż znacznie większy. Pomalowano go na ten sam ponury szary kolor co resztę wnętrza. Wychodziły z niego rury wpuszczone w podłogę, a kabel elektryczny prowadził prosto w górę, do skrzynki przyłączowej na suficie. Trzy przenośne drewniane stopnie zapewniały dostęp do klapy podwyższonego włazu zbiornika, który stał otworem.

Laura weszła na stopnie i zajrzała do środka.

Dan wiedział, co tam zastanie: bezkształtne czarne wnętrze, słabo oświetlone nikłym odblaskiem wpadającym przez klapę; plusk wody falującej od wibracji przenoszonych przez stopnie i ściany zbiornika; wilgotny, lekko słonawy odór.

– Wie pani, co to jest? – zapytał. Zeszła po trzech stopniach.

– Jasne. Komora deprywacji sensorycznej.

– Co on z tym robił?

– Pyta pan, jakie są naukowe zastosowania? Dan przytaknął.

– No więc wypełnia się zbiornik częściowo wodą… Właściwie używa się dziesięcioprocentowego wodnego roztworu siarczanu magnezu dla uzyskania maksymalnej wyporności. Podgrzewa się roztwór do dziewięćdziesięciu trzech stopni Fahrenheita, bo w tej temperaturze siła wyporu działająca na pływające ciało najbardziej przeciwstawia się grawitacji. Albo, w zależności od rodzaju eksperymentu, można go podgrzać do dziewięćdziesięciu ośmiu stopni, żeby zniwelować różnicę pomiędzy temperaturą ciała a wody. Wówczas obiekt…

– Którym jest człowiek… nie zwierzę?

Wydawała się zdziwiona pytaniem. Dan Haldane poczuł się żałośnie niedouczony, ale w głosie Laury nie zadźwięczała ani jedna nuta lekceważenia czy zniecierpliwienia, więc po chwili odzyskał równowagę.

– Tak – potwierdziła. – Człowiek. Nie zwierzę. W każdym razie kiedy woda jest gotowa, obiekt rozbiera się, wchodzi do komory, zamyka za sobą drzwi i unosi się w całkowitej ciemności i w całkowitej ciszy.

– Po co?

– Żeby zniknęły wszelkie bodźce zmysłowe. Brak światła. Brak dźwięku. Praktycznie brak smaku. Minimalna stymulacja olfaktoryczna. Brak poczucia ciężaru, miejsca i czasu.

– Ale dlaczego ktoś miałby to robić?

– No, początkowo, kiedy zbudowano pierwsze zbiorniki, ludzie wchodzili tam, ponieważ chcieli się dowiedzieć, co się stanie, kiedy kogoś odetniemy niemal od wszystkich bodźców zewnętrznych.

– Tak? I co się stało?

– Nie to, czego się spodziewali. Nie wystąpiła żadna klaustrofobia ani paranoja. Krótki moment strachu, tak, ale potem… nie całkiem przykra dezorientacja przestrzenna i czasowa. Poczucie uwięzienia znikało mniej więcej po minucie. Niektórzy badani odczuwali przemożne wrażenie, że znajdują się nie w małej komorze, lecz w olbrzymiej, otoczeni przez nieskończoną przestrzeń. Umysł, którego nie zaprzątają zewnętrzne bodźce, zwraca się w głąb siebie, żeby poznawać cały nowy świat bodźców wewnętrznych.

– Halucynacje?

Na chwilę zapomniała o niepokoju. Odezwało się w niej zawodowe zainteresowanie funkcjonowaniem ludzkiego umysłu i Dan pomyślał, że byłaby wspaniałą nauczycielką, gdyby wybrała karierę pedagoga. Wyraźnie czerpała przyjemność z objaśniania, pouczania.

– Tak, czasami halucynacje – przyznała. – Ale nie straszne czy groźne, nic podobnego do przeżyć po narkotykach. W wielu przypadkach intensywne i wyjątkowo żywe halucynacje seksualne. I dosłownie każdy obiekt zgłasza usprawnienie i wyostrzenie procesów myślowych. Niektórzy rozwiązują skomplikowane zadania z algebry i rachunku różniczkowego nawet bez pomocy papieru i ołówka, zadania, które normalnie przekraczają ich możliwości. Istnieje nawet kultowy system psychoterapii, gdzie stosuje się komory deprywacyjne, żeby nakłonić pacjenta do skupienia się na kierowanym samopoznaniu.

– Z pani tonu domyślam się, że pani tego raczej nie pochwala – zauważył.

– No, całkowicie nie potępiam – odpowiedziała. – Ale jeśli mamy osobnika zaburzonego psychologicznie, który już czuje się niepewny, nie całkiem panuje nad sobą… dezorientacja w komorze deprywacyjnej prawie na pewno odniesie negatywne skutki. Niektórzy pacjenci potrzebują wszelkiej możliwej styczności ze światem fizycznym, jak najwięcej bodźców zewnętrznych. – Wzruszyła ramionami. – Z drugiej strony może jestem zbyt ostrożna, zbyt staroświecka. Ostatecznie sprzedają te rzeczy do prywatnego użytku, przez ostatnie kilka lat sprzedali na pewno tysiące i kilka musiało trafić do ludzi niezrównoważonych psychicznie, a jednak nigdy nie słyszałam, żeby od tego komuś pomieszało się w głowie.