Zanim wybrałem się do Milesa, miałem mnóstwo czasu na wspomnienia. Otrzymawszy pierwsze pieniądze za ,,Dziewczynę na posługi” Miles przeprowadził się z Ricky do pięknego małego domku w dolinie San Fernando, głównie po to, by uciec przed zabójczym skwarem pustyni Mojave. Do pracowni dojeżdżał pociągiem lotnictwa wojskowego. Uświadomiłem sobie z ulgą, że teraz Ricky na pewno nie ma w domu, gdyż wyjechała na obóz skautowski nad Wielkie Jezioro Niedźwiedzie. Nie chciałem, by Ricky była świadkiem naszej kłótni.
Jechałem tunelem w Sepulveda, gdy nagle wpadło mi do głowy, że powinienem zanim odwiedzę Milesa pozbyć się w jakiś sensowny sposób akcji Hired Girl.
Nie brałem pod uwagę możliwości użycia siły (jeżeli nie zostanę do tego sprowokowany), po prostu była to jedna z nielicznych rzeczy, które mogłem zrobić… a poza tym węszyłem wszędzie nieprzyjaciół jak kot, któremu ogon przygniotą drzwi.
Zostawić pakiet akcji w samochodzie? A jeśli mnie aresztują, gdy pobiję Milesa? Zostawiać dokumenty w wozie, który policja może odprowadzić na jakiś parking albo nawet skonfiskować — to na pewno niezbyt mądre.
Mogłem akcje wysłać pocztą, sam do siebie, jednak w ostatnich dniach po listy chodziłem na pocztę główną, bo ciągle przeprowadzałem się z hotelu do hotelu, wypraszany w chwili, gdy zorientowano się, że mam ze sobą kota.
Lepiej już było posłać je komuś zaufanemu. Jednakże lista takich osób była cholernie krótka.
Naraz uświadomiłem sobie, że jest ktoś, komu mogę je powierzyć. Ricky.
Być może z boku wygląda to na nieuleczalną lekkomyślność — zawierzyć kobiecie zaraz po tym, jak inna tak podle was oszukała. Jednakże te dwa przypadki nie miały ze sobą nic wspólnego. Znałem Ricky od zarania jej życia i jeśli gdzieś istniało idealnie uczciwe ludzkie stworzenie, to była nim na pewno ona… a Pit był tego samego zdania. Oprócz tego Ricky nie mogła jeszcze epatować mężczyzn swoją kobiecością, malującą się na razie tylko na jej buźce — na niczym więcej…
Kiedy wyrwałem się z korka, zjechałem z magistrali i znalazłem sklepik, gdzie kupiłem znaczki, wielką i małą kopertę, i parę arkuszy listowych. Napisałem tak:
Kochana Rikki-tikki-tawi,
mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, ale zanim to nastąpi, chciałbym, żebyś schowała u siebie tę małą kopertę. Tylko nie mów o tym nikomu.
Podniosłem pióro i zamyśliłem się. Do licha, a jeśli coś się ze mną stanie… na przykład wypadek drogowy albo coś zupełnie nieoczekiwanego… Wtedy prędzej czy później moja przesyłka znajdzie się w rękach Milesa i Belle. Jeżeli w jakiś sposób jej nie zabezpieczę. Uprzytomniłem sobie, że podświadomie dojrzałem do rozwiązania problemu hibernacji: postanowiłem zrezygnować z niej.
To mocne postanowienie było efektem mojego wytrzeźwienia, no i kazania doktora. Zaparłem się. Nie chciałem już uciekać, chciałem zostać i walczyć — a pakiet akcji był moją najlepszą bronią. Dawał mi prawo wglądu w księgi rachunkowe, umożliwiał wtykanie nosa we wszystkie sprawy firmy.
Gdyby znowu próbowali zatrzymać mnie przy pomocy strażnika, wrócę z adwokatem, z zastępcą szeryfa i nakazem sądowym.
Mogę nawet doprowadzić do rozprawy. Prawdopodobnie jej nie wygram, ale narobię hałasu wokół sprawy… wtedy ludzie Mannixa dobrze się zastanowią, zanim podejmą decyzję o kupnie.
Może w ogóle nie powinienem wysyłać Ricky tych akcji.
Nie, dopóki istniała możliwość, że coś złego się ze mną stanie, nie mogę mieć ich przy sobie. Pit i Ricky byłi moją ,,rodziną”, jedyną, jaką miałem.
Podjąłem przerwane pisanie:
Gdyby los zrządził inaczej i nie spotkalibyśmy się przez cały rok, będzie to znak dla Ciebie, że ze mną coś się stało. Wówczas zatroszcz się o Pita, jeśli go znajdziesz, nikomu nic nie mów, i odnieś tę kopertę do filii American Bank, daj ją komuś, kto zajmuje się funduszami powierniczymi, i powiedz, żeby ją otworzył.
Na drugim arkuszu napisałem:
3 grudnia 1970, Los Angeles, Kalifornia. Za równowartość osobiście otrzymanego jednego dolara i inne cenne usługi przekazuję — tutaj wpisałem odpowiedni paragraf kodeksu i numery akcji Hired Girl — American Bank w celu odłożenia do depozytu dla Frederiki Virginii Gentry. Akcje te proszę przekazać do rąk własnych właścicielce w dniu jej dwudziestych pierwszych urodzin.
Podpisałem się niżej. Myśl klauzuli była wyrażona ściśle i mam wrażenie, że nie wpadłbym na lepszy pomysł, nawet gdybym nie siedział w sklepie z szafą grającą nastawioną na cały regulator.
Decyzja ta gwarantowała, że Ricky dostanie akcje w przypadku, gdyby mi się coś stało, i nie dopuszczała, żeby wpadły w ręce Milesa i Belle.
Gdyby zaś wszystko poszło okay, poproszę Ricky, żeby oddała mi kopertę, zanim ktoś zorientuje się, jaka jest jej zawartość.
Ponieważ nie skorzystałem z formy aktu darowizny, nie musiałem stosować się do wszystkich biurokratycznych przepisów. Nawet gdyby Ricky była już pełnoletnia, nie byłoby trzeba puszczać w ruch całej machiny prawa — wystarczy, że po prostu odda mi kopertę i sprawa załatwiona.
Wsadziłem dokumenty do mniejszej koperty, którą razem z liścikiem do Ricky włożyłem do dużej, zaadresowałem do obozu skautowskiego, nalepiłem znaczek i wrzuciłem do skrzynki przed sklepem. Sprawdziłem, że skrzynka będzie opróżniona za czterdzieści minut, i gdy wsiadałem do samochodu, ogarnęło mnie uczucie kompletnej beztroski — nie dlatego, iż zabezpieczyłem akcje, ale dlatego, że rozwiązałem sam wszystkie kłopoty. Może właściwie nie rozwiązałem, ale podjąłem decyzję o stawieniu im czoła. Nie miałem już zamiaru brać nóg za pas i uciekać do nory jak niedźwiedź szykujący się do zimowego snu. Nie chciałem wymazywać z pamięci całej tej historii sięgając po alkohol o najróżniejszych smakach.
To jasne, że pragnąłem zobaczyć rok 2000, ale mogłem go przecież zobaczyć i wtedy, jeśli na niego spokojnie poczekam… sześćdziesiątka to jeszcze nie wiek, kiedy nie można już oglądać się za dziewczętami. Nie ma pośpiechu. Skoczyć w następne stulecie jednym susem to niezbyt wielka przyjemność dla normalnego człowieka — to tak jakby oglądać zakończenie filmu, nie mając pojęcia, co działo się wcześniej.
Najlepszy pomysł na przeżycie następnych trzydziestu lat to poddać się zwykłemu biegowi rzeczy. W ten sposób wiek XXI nie będzie dla mnie tajemnicą, gdyż wkroczę w nowe stulecie z bagażem doświadczeń wspólnych dla wszystkich wokół.
Będę miał czas na załatwienie porachunków z Milesem i Belle.
Może nie wygram, ale na pewno dam się im mocno we znaki — tak jak Pit, który wracał do domu, krwawiąc w sześciu miejscach i chwaląc się głośno: ,,Szkoda, że nie możesz widzieć tego drugiego”.
Z wieczorną rozmową nie wiązałem wielkich nadziei, chodziło mi tylko o formalne wypowiedzenie wojny. Chciałem zakłócić Milesowi sen — może potem zatelefonuje do Belle i oboje spędzą noc na przykrych rozpamiętywaniach.
ROZDZIAŁ TRZECI
Gdy powoli zbliżałem się do willi Milesa, gwizdałem wesołą melodyjkę. Przestałem zaprzątać sobie myśli tą przebiegłą parką i skupiłem się nad czymś innym. Przez ostatnie piętnaście mil chodziły mi po głowie dwa zupełnie nowe wynalazki, na których mógłbym zbić majątek. Pierwszym było urządzenie kreślarskie, działające na podobnej zasadzie jak elektryczna maszyna do pisania. Liczyłem na to, że w samych Stanach Zjednoczonych musi być co najmniej pięćdziesiąt tysięcy konstruktorów, a każdy codziennie pochyla się nad deskę kreślarską, nienawidząc jej serdecznie, bo ta praca psuje wzrok i szkodzi nerkom. Wszyscy oczywiście chcieliby projektować, ale dla większości jest to fizycznie zbyt uciążliwe zajęcie.