— Może poczekać jeszcze dzień? Zadzwonimy tam i powiemy, że nastąpiło małe opóźnienie…
— Zamknij się, pozwól mi myśleć.
Po chwili zaczęła przeglądać papiery, które przyniosłem ze sobą. Wstała, wyszła z pokoju, po kilku sekundach wróciła z jubilerską lupą, którą wsadziła w prawe oko jak monokl, i starannie zaczęła studiować każdy dokument.
Miles zapytał, co robi, ale nie zwróciła na niego uwagi. Wreszcie odsunęła lupę od oka i powiedziała:
— Dzięki Bogu, że wszyscy muszą używać identycznych oficjalnych formularzy, kuleczko. Podaj mi książkę telefoniczną przedsiębiorstw.
— Po co?
— Podaj i niech cię to nie obchodzi. Chcę sprawdzić nazwę jednej firmy… wiem, jak się nazywa, ale wolałabym się upewnić.
Miles mamrocząc przyniósł gruby tom. Chwilę kartkowała, a potem kiwnęła głową.
— Tak. Kalifornijska Ubezpieczalnia Master!… i na każdym dokumencie jest dosyć miejsca. Lepiej byłoby pracować z ubezpieczalnią ,,Motors” zamiast ,,Master”, nie miałabym wtedy żadnych problemów. Ale w ubezpieczalni Motors nikogo nie znam, poza tym wydaje mi się, że oni zajmują się tylko samochodami, a nie hibernacją. — Podniosła wzrok. — Kuleczko, odwieziesz mnie natychmiast do fabryki.
— Teraz?
— Jeżeli nie znasz szybszego sposobu znalezienia elektrycznej maszyny do pisania z ozdobnymi czcionkami i węglową taśmą, to nic nie mów, tylko chodź ze mną. Albo nie, jedź sam i przywieź ją tutaj, muszę załatwić kilka telefonów.
Miles nie był zachwycony tym pomysłem.
— Zaczynam rozumieć twój plan. To czyste szaleństwo, Belle. I cholernie niebezpieczne. Zaśmiała się.
— To ty tak myślisz. Mówiłam przecież, że mam dobre układy. Umiałbyś sam załatwić tę umowę z Mannixem?
— Hmm… nie wiem.
— Ale ja wiem. Wiem również, że ubezpieczalnia Master jest częścią koncernu Mannixa. Za to ty o tym nie wiedziałeś.
— Rzeczywiście, nie wiedziałem, ale dalej nie mam pojęcia, o co tu chodzi.
— To znaczy, że nadal mam dobre wejścia. Popatrz, kuleczko, firma, w której poprzednio pracowałam, pomagała Mannixowi w obniżeniu strat z tytułu podatków… dopóty, dopóki mój szef nie zapadł się pod ziemię. Jak myślisz, jakim cudem udało nam się zawrzeć tak korzystną umowę, nie mając żadnej gwarancji, że kochany Daniel zgodzi się na wszystko? Ja wiem wszystko o Mannixie. A teraz pospiesz się, przynieś tę maszynę, a będziesz miał możliwość przyjrzeć się pracy fachowca. I uważaj na kota.
Miles coś zamamrotał, ale posłusznie wziął torbę i wyszedł. Po chwili wrócił.
— Belle! Czy Dan zaparkował swój samochód przed domem?
— Dlaczego pytasz?
— Nie ma go przed furtką. Był wyraźnie zmartwiony.
— Może stanął gdzieś za rogiem. To nie ma znaczenia. Przywieź tylko tę maszynę. Pospiesz się!
Miles ponownie wyszedł. Mogłem im powiedzieć, gdzie stoi mój samochód, ale ponieważ nie zadali mi takiego pytania, nie myślałem o tym. Przestałem zresztą myśleć o czymkolwiek.
Belle zniknęła w innym pokoju i zostałem sam. Gdzieś nad ranem, jak tylko zaczęło świtać, zjawił się Miles, niosąc naszą ciężką machinę do pisania. Wyglądał na wyczerpanego. Potem znowu zostałem sam.
W pewnym momencie Belle wróciła do salonu.
— Dan, znalazłam w twoich papierach dokument, w którym przekazujesz ubezpieczalni pełnomocnictwo na dysponowanie twoimi akcjami Hired Girl. Tego przecież nie chcesz zrobić, chcesz je dać mnie.
Nie odpowiedziałem. Spojrzała na mnie rozzłoszczona i mówiła dalej.
— Powiedzmy inaczej. Ty przecież chcesz dać mi te akcje. Wiesz, że chcesz mi je dać?
— Tak, wiem.
— Doskonale. Chcesz mi je dać. Musisz mi je dać. Będziesz żałował, jeśli mi ich nie dasz. Gdzie one są? Masz je w samochodzie?
— Nie.
— Więc gdzie są?
— Wysłałem je pocztą.
— To niemożliwe — zaczęła jęczeć. — Kiedy je wysłałeś? Komu? Dlaczego to zrobiłeś?
Gdyby drugie jej pytanie było ostatnim, byłbym odpowiedział bez wahania. Odpowiedziałem jednak na trzecie, ponieważ do niczego innego nie byłem zdolny.
— Przepisałem je. Miles wszedł do pokoju.
— Gdzie są te papiery?
— Mówi, że wysłał je pocztą… ponieważ na kogoś je przepisał. Dobrze by było, gdybyś znalazł i przeszukał jego samochód — może tylko chciał je wysłać. W tej ubezpieczalni miał je na pewno ze sobą.
— Przepisał je — powtórzył Miles. — Boże drogi! Na kogo?
— Zaraz go zapytam. Dan, na kogo przepisałeś swoje akcje?
— Na American Bank.
Nie spytała mnie dlaczego, inaczej musiałbym jej powiedzieć o Ricky. Opuściła ramiona i westchnęła.
— Sprawa się rypła, kuleczko. Możemy spokojnie zapomnieć o tych akcjach. Żeby wydostać je z banku, potrzebowalibyśmy czegoś więcej niż pilniczka do paznokci… — Nagle błysnęła jej jakaś myśl — …jeżeli naprawdę je wysłał. Jeśli tego nie zrobił, wyczyszczę klauzulę z odwrotnej strony tak pięknie, jakby wyszła z pralni chemicznej. A potem je znowu przepisze… na mnie.
— Na nas — poprawił ją Miles.
— To już detal. Poszukaj teraz jego wozu. Miles wrócił po jakimś czasie i oznajmił:
— Nie ma go na najbliższych sześciu parkingach. Objechałem w kółko wszystkie ulice, zaglądałem nawet do bram. Musiał przyjechać taksówką.
— Ale mówi, że przyjechał własnym wozem.
— Być może, ale koło domu go nie ma. Zapytaj lepiej, kiedy i gdzie wysłał te akcje.
Belle zapytała, a ja jej odpowiedziałem.
— Bezpośrednio przed przyjazdem do was wrzuciłem je do skrzynki na rogu Sepulveda i Ventura Boulevard.
— Myślisz, że kłamie? — niespokojnie dopytywał Miles.
— W tym stanie, w jakim jest, nie może kłamać. Doskonale pamięta wszystko, co dzisiaj robił… Możliwość fragmentarycznej utraty pamięci odpada. Zapomnijmy o tym, Miles. Być może, kiedy się go już pozbędziemy, okaże się, że to przepisanie jest nieważne z punktu widzenia prawa, ponieważ sprzedał nam te akcje wcześniej… Niech przynajmniej podpisze kilka czystych blankietów, przydadzą się później.
Spróbowała uzyskać mój podpis, a ja próbowałem sprostać jej wymaganiom. Ale nie potrafiłem jej usatysfakcjonować. Na skutek działania narkotyku podpis wychodził drżący i niepewny. Po kilku próbach wyrwała mi kartkę z ręki i z wściekłością oznajmiła:
— Jesteś zupełnie do niczego! Potrafię cię podpisać lepiej niż ty. — Potem pochyliła się ku mnie i wyszeptała: — Żałuję, że nie dorwałam twojego kota i nie wyprułam mu bebechów.
Jakiś czas nikt się mną nie interesował. Potem do pokoju znowu weszła Belle.
— Danny, przyjacielu, zrobię ci zastrzyk, poczujesz się znacznie lepiej. Będziesz mógł wstać i chodzić, będziesz zachowywać się całkiem normalnie. Na nikogo nie będziesz się gniewał, a szczególnie na Milesa i na mnie. Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi. Kto jest twoim najlepszym przyjacielem?
— Ty. Ty i Miles.
— Ale ja znaczę dla ciebie więcej niż najlepszy przyjaciel. Jestem twoją siostrą. Powtórz.
— Jesteś moją siostrą.
— Bardzo dobrze. Teraz pojedziemy razem, a potem położysz się spać. Jesteś chory, a gdy się obudzisz, będziesz znów zdrowy. Rozumiesz?
— Tak.
— Kim jestem?
— Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Moją siostrą.
— W porządku. Podnieś rękaw.
Ukłucia igły nie czułem, ale gdy ją wyciągała, trochę zaszczypało. Usiadłem, otrząsnąłem się i powiedziałem: