Выбрать главу

— Belle, jak nazywała się babcia Ricky?… Gdzie mieszkała?

— Kto gdzie mieszkał?

— Babcia Ricky.

— Kto to jest Ricky?

— Córka Milesa. Skoncentruj się, Belle, to dla mnie ważne. Ostatnia uwaga trochę ją zmobilizowała. Wyciągnęła palec ku mnie i jęknęła.

— Ja cię znam. Byłeś w niej zakochany, wiem o tym. Ta podstępna mała dziewucha… i ten straszny kocur!

Na wzmiankę o Picie ogarnęła mnie wściekłość, ale opanowałem się. Chwyciłem ją za ręce i potrząsnąłem jak workiem ziemniaków.

— Daj spokój, Belle. Chcę wiedzieć tylko jedno. Gdzie mieszkały? Jak Miles adresował listy do Ricky? Spróbowała mnie kopnąć.

— Nie chcę z tobą w ogóle rozmawiać! Zachowujesz się skandalicznie. — Przez moment wydawało mi się, że wytrzeźwiała. — Nie wiem — oznajmiła. — Ta jej babka nazywała się Hanecker albo podobnie… Widziałam ją tylko raz, w sądzie, podczas odczytywania testamentu.

— Kiedy to było?

— Zaraz po śmierci Milesa.

— A kiedy zmarł Miles? Spróbowała wykręcić kota ogonem.

— Chcesz wiedzieć za dużo. Jesteś taki sam jak policjanci… ciągle tylko wypytujesz… wypytujesz… jak na przesłuchaniu! — Zerknęła na mnie spod oka i błagalnie zamamrotała: — Zapomnijmy o przeszłości i bądźmy znowu razem. Zostaliśmy tylko we dwoje, najdroższy… i ciągle jeszcze mamy życie przed sobą. Kobieta trzydziesto-dziewięcioletnia wcale nie jest stara. Schultz mówił, że jestem najmłodszą duchem istotą, jaką kiedykolwiek widział — a ten stary cap widział ich naprawdę mnóstwo, możesz mi wierzyć! Możemy być jeszcze szczęśliwi, najdroższy! Moglibyśmy…

Nie wytrzymałem. Nie potrafiłem wytrzymać w roli detektywa.

— Belle, muszę już iść.

— Co, najmilszy? Ale dlaczego, jest jeszcze wcześnie… mamy przed sobą całą noc. Myślałam…

— Nie obchodzi mnie, co myślałaś. Muszę natychmiast wyjść.

— Tak mi przykro. Kiedy cię znowu zobaczę? Jutro? Mam nawał pracy, ale odwołam wszystkie spotkania i…

— Już nigdy do ciebie nie przyjdę, Belle.

Starannie zamknąłem za sobą drzwi. Nigdy jej już nie zobaczyłem.

Gdy tylko przyjechałem do domu, wziąłem gorącą kąpiel. Potem siadłem w fotelu i spróbowałem uporządkować zebrane informacje, zresztą nader skąpe. Belle twierdziła, jeżeli można było wierzyć jej paplaninie, że nazwisko babki Ricky zaczynało się na H oraz że mieszkały razem w którymś z pustynnych miast Arizony lub Kalifornii. W porządku, profesjonalni detektywi może by coś z tego wydusili, choć nie było to takie proste. W każdym razie zapowiadały się nader długie i pracochłonne poszukiwania, a to wiązało się z wydatkami, na które nie było mnie jeszcze stać.

Czy dowiedziałem się poza tym tego czegoś ważnego?

Miles zmarł (przynajmniej według słów Belle) około roku 1972. Jeśli umarł w tutejszym okręgu, powinno wystarczyć kilka godzin, aby sprawdzić datę, i może trochę więcej czasu, aby znaleźć wyrok sądowy, dotyczący postępowania spadkowego. W ten sposób mógłbym się dowiedzieć, gdzie Ricky wtedy mieszkała. Nie miałem pojęcia, czy ktoś to zapisuje, a jeśli nawet, to i tak… poszukiwania obejmą zaledwie dwadzieścia osiem lat.

Zastanowiłem się, czy warto poszukiwać kobiety obecnie przeszło czterdziestoletniej, zapewne zamężnej i z dziećmi. Ta straszliwa ruina, w której z trudem poznałem dawną Belle Darkin, uświadomiła mi skutki upływu czasu, zmieniającego wszystkich, którzy jeszcze żyli. Nie tego się bałem, że dorosła Ricky może być inna niż ta, którą pamiętam, ale tego, czy w ogóle zechce mnie poznać. To znaczy, czy nie stanę się dla niej osobą bez twarzy, człowiekiem, którego kiedyś nazywała ,,wujkiem Danny” i który miał fajnego kota.

Czy przypadkiem nie żyłem, choć w sposób inny niż Belle, w wyimaginowanej przeszłości?

A jednak postanowiłem twardo, że spróbuję jeszcze raz, nie mam nic do stracenia. Najwyżej będzie mi przysyłać raz do roku kartkę na Boże Narodzenie. Tego nie mógłby jej zabronić nawet mąż.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia, w piątek 4 maja, wybrałem się do okręgowego archiwum. Niestety, byłi w trakcie przeprowadzki i doradzili wrócić za miesiąc.

Wstąpiłem więc do redakcji Timesa i kark mi zdrętwiał nad czytnikiem mikrofilmów. Upewniłem się tylko, że jeśli Miles zmarł między 1971 a 1974, to nie stało się to w okręgu Los Angeles — jeżeli lista nekrologów była kompletna.

Naturalnie nie istniał żaden przepis, który zakazywałby mu umrzeć właśnie w okręgu LA. Umrzeć można, gdzie się chce. Tak się składa, że to nie podlega jeszcze planowaniu.

Rejestr ogólnoamerykański znajdował się w Sacramento. Stwierdziwszy, że kiedyś będę musiał tam zajrzeć, podziękowałem redakcyjnemu archiwiście, skoczyłem na obiad, a dopiero potem wróciłem do firmy.

Czekały tam na mnie dwie wzmianki o telefonach i list — wszystko od Belle. Gdy przeczytałem nagłówek ,,Najdroższy Danny”, podarłem go na strzępy i wyrzuciłem. Poprosiłem też telefonistkę z centrali, żeby nie łączyła żadnych rozmów z panią Schultz. Następnie wpadłem na chwilę do działu finansowego i spytałem głównego księgowego, czy istnieje możliwość sprawdzenia danych właściciela nieaktualnych już akcji. Obiecał, że spróbuje, a ja podyktowałem mu z pamięci numery pierwotnego pakietu akcji Hired Girl, które kiedyś należały do mnie. Nie musiałem się specjalnie wysilać: zakładając firmę wypuściliśmy dokładnie tysiąc akcji, a ja zostawiłem sobie pierwszych pięćset dziesięć. Prezent zaręczynowy dla Belle stanowił początek tej pięćsetki.

Wróciłem do swego gabinetu i natknąłem się na głównego inżyniera.

— Gdzie się pan włóczy? — zapytał ostro.

— Wszędzie. Dlaczego pan pyta?

— To nie jest zadowalająca odpowiedź. Szukał pana dwukrotnie Galloway. Musiałem mu powiedzieć, że nie wiem, gdzie pan jest.

— No i co z tego? Jeśli Galloway ma interes, to wcześniej czy później gdzieś mnie znajdzie. Gdyby choć połowę czasu, który poświęca na wymyślanie tych swoich reklamowych trików, przeznaczył na normalną sprzedaż jak Bóg przykazał, od razu podskoczyłyby obroty firmy.

Galloway zalazł mi już za skórę. Oficjalnie sprawował funkcję kierownika działu zbytu, ale wydawało mi się, że nie robi nic innego poza kibicowaniem agencji reklamowej, propagującej wyroby naszej firmy. Być może jestem nieobiektywny — interesuje mnie tylko konstruowanie. Inne sprawy nie mają według mnie żadnego znaczenia i traktuję je jak najzupełniej zbędną przybudówkę.

Wiedziałem, do czego potrzebuje mnie Galloway, i prawdę mówiąc, unikałem, jak mogłem, tej roboty. Ubzdurał sobie, że sfotografuje mnie w ubraniu z 1900 roku. Próbowałem mu uświadomić, że rok 1900 wyprzedzał o dwanaście lat czas urodzin mojego ojca, i że jeśli mają mi zrobić zdjęcie, to najwyżej w ubraniu sprzed lat trzydziestu. Galloway uparł się twierdząc, że i tak nikt się nie zorientuje, więc posłałem go do diabła. Zarzucił mi, że nie mam właściwego podejścia do rzeczy.

Ludzie, którzy pracują w reklamie i starają się wykiwać wszystkich, mają na stałe zakodowane, że cała reszta społeczeństwa oprócz nich to kompletni analfabeci.

— Nie docenia pan roli reklamy — odezwał się McBee.

— Nie? Bardzo mi przykro.

— A poza tym pana sytuacja jest szczególna. Oficjalnie należy pan do mojego wydziału, ale powinien pan być w każdej chwili do dyspozycji działu zbytu. Sądzę, że byłoby lepiej, gdyby pan od dzisiaj podpisywał listę obecności jak każdy pracownik firmy i prosił mnie o pozwolenie wyjścia w czasie godzin pracy. Mam nadzieję, że zastosuje się pan do tych zaleceń.