Выбрать главу

– Czego pan chce? – zapytał Karasek zduszonym głosem.

– Spowiedzi.

Namysł zabrał gospodarzowi jakieś ćwierć minuty.

– Nie wiedziałem, że wykręci taki numer – westchnął. – To… miły facet. To znaczy owszem, widać, że żadne potulne cielątko. Sąsiedzi nie godzili się na ten podjazd na klatce; jak montował wyciąg, to jeden awanturę zrobił, że hałasuje, że farbę niszczy… Myślałem, że po dobroci ich przekonał, i chyba większość faktycznie, ale tego od farby, jak się potem dowiedziałem… Nie uwierzy pan: poszedł do niego, niby pogadać, wziął gościa za kołnierz i wywiesił z balkonu głową w dół. A to trzecie piętro. Sąsiad z parteru opowiadał, że Darek całkiem spokojnie tłumaczył tamtemu, że jak zleci i sobie kark połamie, to inaczej spojrzy na pomoc inwalidom.

– Przyjaźniliście się? – zapytała Iza. – Wcześniej?

– Nie, skąd! Nie znałem go. Mówił, że ma kumpla, też na wózku, to rozumie, jakie ważne są takie niby drobiazgi. Wie pani, mnie żona po wypadku zostawiła. Czasem siostra wpadnie z zakupami… Ciężko. Ale teraz o niebo lepiej, bo przynajmniej wyjechać mogę bez niczyjej łaski. Fotel mi dał do przeróbki, ten podjazd zrobił…

– Jak do pana trafił? – przerwał mu Kiernacki. Nie podobał mu się sposób, w jaki Iza patrzyła na Karaska. Żal, współczucie, niemal łzy wzruszenia… Pięknie.

– No… nie wiem. Najpierw mówił, że dobrze zapłaci za pomoc w zdobyciu papierów. Pytam, czemu ja, a on – że zdjęcia mamy podobne, tylko ta broda… Nie wiem, gdzie mógł widzieć moje zdjęcie. Od lat z domu nie wychodzę. Tak myślę, że chyba tylko przez związek. Może ten jego kolega na wózku ma jakiś kontakt z kartotekami… albo komputer?

– Więc przyszedł tu któregoś dnia i poprosił o pana dokumenty? A pan tak po prostu się zgodził?

Karasek milczał przez chwilę, spoglądając na okryte kocem kolana. Kiedy uniósł głowę, jego spojrzenie było niemal wyzywające.

– Nikt już niczego ode mnie nie chce i nikogo tak naprawdę nie obchodzę. A on… Wiedziałem, że coś z nim nie tak, ale to przynajmniej jest człowiek. Człowiek, rozumie pan?

Kiernacki nie zdążył odpowiedzieć.

– Bauer zamiast pogody? – Iza pochyliła się nad ławą, sięgnęła po pilota. – Zrobię głośniej, dobrze? Chyba warto posłuchać.

Rozdział 28

Szanowni państwo, drodzy rodacy. – Premier mówił charakterystycznym dla siebie, nieco powolnym głosem. – Od tygodnia w naszym kraju leje się krew, giną ludzie i wybuchają bomby. Nadszedł chyba czas, by przyznać uczciwie, że mamy do czynienia z czymś zbliżonym do wojny. Ponosimy milionowe straty, setki rodzin opłakują bliskich, a organy ścigania, mimo uruchomienia wszelkich dostępnych sił, nie gwarantują, że w ciągu kilku najbliższych godzin Dariusz Drzymalski zostanie pozbawiony możliwości zadawania dalszych strat. Mamy do czynienia z groźnym, głęboko motywowanym i, co najważniejsze, doskonale przygotowanym przeciwnikiem; z człowiekiem, który już udowodnił, że w ciągu kilku godzin potrafi wymierzyć cios o niespotykanej sile. W swej tysiącletniej historii nasz naród setki razy doznawał związanych z wojną nieszczęść, z reguły wzorowo zdając egzamin z poświęcenia i nieustępliwości. Potrafimy walczyć, także w obronie tak ulotnych, pozornie drugorzędnych wartości jak duma i honor. Nawet przeciwnik nieskończenie silniejszy od pana Drzymalskiego nie rzuci nas na kolana. Państwo polskie i tworzący je naród nie kapitulują. Nigdy, przed nikim, za żadną cenę. Ale, niezależnie od doznanych krzywd, byliśmy i jesteśmy narodem miłującym pokój i potrafiącym przyjąć wyciągniętą do zgody rękę.

Jako szef rządu suwerennego i demokratycznego państwa nie mogę i nie chcę zapominać o tym, co pan Drzymalski zrobił moim rodakom. Obiecuję dołożyć wszelkich starań, by największy w naszej historii terrorysta został ujęty, postawiony przed sądem i ukarany. Ale jako premier mam też obowiązek zadbać, by Polacy mogli bezpiecznie żyć i pracować, a gospodarka funkcjonowała prawidłowo.

Są wojny, które prowadzić trzeba. Nasi przodkowie nie uchylali się od nich i głęboko wierzę, że także my jesteśmy zdolni do poświęcenia słusznej sprawie swego spokoju, mienia, a nawet życia. Jako odpowiedzialny polityk nie mogłem jednak nie zadać sobie pytania o bilans strat i zysków.

Ktoś kiedyś powiedział, że Polakom obce jest pojęcie pokoju za wszelką cenę. To prawda. Ale jest też prawdą, że we współczesnych wojnach najczęściej giną cywile i że obowiązkiem polityka jest przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom. Walczymy z jednym człowiekiem i łatwo byłoby mi złożyć z tego miejsca chełpliwą deklarację zwycięstwa. Zwyciężymy, może nawet bardzo szybko – to oczywiste i nieuchronne. Ale wojna pociąga za sobą ofiary, a jedynym sposobem ich uniknięcia było i jest jej zakończenie.

Niniejszym oznajmiam, że właśnie to zrobiłem. Kilkanaście minut temu odbyłem telefoniczną rozmowę z panem Drzymalskim. Nadal jest przestępcą, mordercą i terrorystą, co powiedziałem mu bez ogródek – ale już nie wojennym przeciwnikiem naszego państwa. Jako szef rządu zawarłem z nim umowę o zawieszeniu broni. W imieniu całego podlegającego mi aparatu zobowiązałem się do dwunastogodzinnego rozejmu, w trakcie którego wojsko wróci do koszar, a policja do miast. Odpowiednie polecenia zostały już wydane. Wszystkie pododdziały mają niezwłocznie i najkrótszą możliwą trasą udać się do miejscowości, w których znajduje się siedziba władz gminnych, powiatowych lub garnizon wojskowy. Równocześnie uprzedzam, że każdy, kto naruszy umowę o zawieszeniu broni i świadomie prowadzić będzie działania mające na celu ujęcie Dariusza Drzymalskiego, narazi zdrowie i życie współobywateli i jako taki pociągnięty zostanie do odpowiedzialności. W czasie trwania rozejmu obie strony nie podejmą żadnych agresywnych działań. Później, czyli od ósmej jutrzejszego ranka, pan Drzymalski zobowiązuje się używać siły jedynie w stosunku do ścigających go bezpośrednio funkcjonariuszy. Nie będzie atakował, ale najwyżej się bronił.

Szanowni państwo, staliśmy się świadkami bezprecedensowych wydarzeń, których skala i tragiczne skutki zaskoczyły chyba wszystkich. Nie możemy dopuścić, by coś podobnego powtórzyło się w przyszłości. Nikt z nas nie chce żyć w kraju, którego obywatele chwytają za broń, by na własną rękę wymierzać sprawiedliwość. Tę sprawiedliwość, którą winne im jest ich państwo, a której coraz częściej od państwa nie otrzymują. Nie chcemy żyć w kraju, w którym bezrobotnym odmawia się elementarnej pomocy, stawiając przed wyborem: powolna śmierć z nędzy albo przestępstwo.

Dariusz Drzymalski wypowiedział nam wszystkim wojnę, bo ludzie reprezentujący państwo polskie skrzywdzili jego i jego rodzinę. Głupi, skorumpowani, a może tylko bezduszni sędziowie, którzy posłali do więzienia niewinnego człowieka. Głupi, skorumpowani, a może tylko bezduszni policjanci i prokuratorzy, którzy nie kiwnęli palcem, by ująć sprawców okrutnego okaleczenia jego brata i gwałtu dokonanego na bratowej. Urzędnicy, pracownicy pomocy społecznej, przedstawiciele lokalnych władz; ludzie zobowiązani do niesienia pomocy, a czyniący wszystko, by przekształcić porządnego obywatela w mściciela żądnego krwi. Oficerowie, wyrzucający z armii żołnierza, z którego każda armia byłaby dumna. I politycy, którzy wprawdzie pośrednio tylko, ale w sposób niebudzący cienia wątpliwości przyczynili się do wyeliminowania znacznej części Polaków ze społeczeństwa.