Tylko tych ostatnich nie jestem w stanie ścigać i próbować ukarać. Smutną prawdą pozostaje stwierdzenie, że polityk odpowiada jedynie własną karierą, niezależnie ilu ludzi skrzywdził swymi decyzjami. Nie ja będę wrzucał kartki do urn i nie w mojej mocy leży wyciąganie konsekwencji w stosunku do tych, którzy wielbiąc wolny rynek, zapomnieli o człowieku. Ale jestem premierem Rzeczypospolitej i póki sprawuję swój urząd, tępić będę ludzi głupich, może skorumpowanych, a może tylko bezdusznych. Kilkaset osób straciło życie, bo sędziowie Gawroniec, Makowski czy Nowicki zakpili sobie z elementarnej logiki i posłali za kraty niewinnego człowieka. Straciliśmy największe w kraju zakłady petrochemiczne, bo doktor Jaskólski z ustrzyckiego szpitala wybrał luksusowe meble do gabinetu zamiast tomografu, a dyrektor Wasiak z Rzeszowa przejadał zarobki sześciu lekarzy, których zabrakło na ostrym dyżurze. Stolica musi odbudować dwa mosty, ponieważ księdzu Basiukowi, kapitanowi od trzech miesięcy, nie spodobał się stosunek kaprala Drzymalskiego do jedynej słusznej religii, a pułkownik Jaworek, parę lat wcześniej reklamujący się jako komunista w zielonym mundurze, zajmował się własną karierą, a nie jakąś głupią obronnością kraju. Obiecałem zbadać wyszczególnione tu zarzuty. Wyniki dochodzenia oceni specjalna komisja złożona z osób obdarzonych społecznym zaufaniem i wskazanych przez pana Drzymalskiego. Tak naprawdę jednak nie chodzi o to, by oczekiwaniom Dariusza Drzymalskiego stało się zadość, a premier Bauer utrzymał się na stołku. Może nawet krew, która dzięki naszej umowie nie zostanie przelana, nie jest rzeczą najważniejszą, choć nie kryję, że właśnie dla uniknięcia dalszych ofiar wśród kobiet i dzieci zaproponowałem negocjacje.
Szanowni państwo, drodzy rodacy. Nasz kraj jest chory. Rośnie grupa Polaków, w odczuciu których wszelka władza jest już tylko niepotrzebnym, narzuconym przemocą balastem. Pasożytem, który nie dając nic, zabiera coś nawet tym najbiedniejszym.
Czas to zmienić. Czas wypowiedzieć wojnę marnym i nieuczciwym sędziom, policjantom czy urzędnikom. Panom Gawrońcowi, Jaskólskiemu czy Basiukowi, którzy sprawiają, że Polacy przestają widzieć w Rzeczypospolitej ojczyznę. Uczynię wszystko, co w mocy premiera, posła i człowieka, by żaden z nich nigdy więcej nie usiadł pod wizerunkiem orła w koronie, nie włożył munduru czy togi. Jeśli trzeba będzie znowelizować prawo, bo okaże się, że w myśl aktualnego głupi sędzia pozostaje nietykalny – zrobimy to. Trzecia władza, władza sądownicza, musi udowodnić społeczeństwu, że jest służebną siłą, a nie korporacją nieodpowiadających za nic i coraz częściej nieodpowiedzialnych prawników. Przypadek Dariusza Drzymalskiego wykazał dobitnie, że za błędy także i tej władzy naród płaci krwią i łzami.
Szanowni państwo, drodzy rodacy. Dziś o godzinie 20.00 skończyła się pierwsza polska wojna XXI wieku. Dariusz Drzymalski jest na wolności i nim zostanie ujęty, być może z jego ręki zginie kolejny policjant. Uczynię wszystko, by do tego nie doszło. Cokolwiek jednak się zdarzy, wierzę, iż nie obejmie swymi skutkami tych, których zmagania ze światem przestępczym obejmować nie powinny: kobiet, dzieci, przypadkowych przechodniów. To z myślą o nich zdecydowałem się zaufać panu Drzymalskiemu. Nie wiemy, gdzie przebywa nasz przeciwnik, a w ciągu najbliższych dwunastu godzin nie jesteśmy w stanie przeprowadzić przedsięwzięć, w istotny sposób podnoszących poziom ochrony osób czy mienia. Oznacza to, że nie tracimy niczego, przyjmując warunki rozejmu. Zyskaliśmy informacje odnośnie kilkudziesięciu ładunków wybuchowych zainstalowanych przez niego w miejscach takich jak węzły energetyczne, rurociągi czy mosty, a informacje o pozostałych mamy uzyskać po wywiązaniu się z naszej części umowy. Jedyną rzeczą, którą Polska ryzykuje, wchodząc w niniejsze porozumienie, jest osoba szefa jej rządu. Zaufałem swemu rozmówcy i być może popełniłem błąd. Jeśli tak, niezwłocznie podam się do dymisji.
Dziękuję państwu za uwagę i dla dobra nas wszystkich proszę, byście spędzili tę ostatnią wojenną noc we własnych domach.
* * *
Krople deszczu bębniły o poluzowany okap, rura spustowa zdawała się krztusić nadmiarem wody.
– Biegniemy?
– To zależy – mruknął Kiernacki, cofając się w głąb przedsionka klatki schodowej. – Jeśli na wieczorek pożegnalny…
Iza znieruchomiała, jakby zdziwiona.
– Myślisz, że to już koniec?
– Słyszałaś. Nie wiem, czy Bauer przeżyje ten numer, ale póki co, jest premierem. Otrąbił koniec wojny. Wojsko wraca do koszar. Ja chyba prosto do domu.
Przyglądała mu się z wyrazem wahania w oczach.
– Naprawdę chcesz to tak po prostu zostawić? Teraz?
– A kiedy, jak nie teraz? – uśmiechnął się nieco sztucznie.
– Zaliczyliśmy tę składnicę i Karaska – odchyliła dwa palce. – Może jeszcze tylko jeden krok i będziemy tuż za nim.
– Jakoś nie nadążam – wzruszył ramionami.
– Powinniśmy sprawdzić tego drugiego inwalidę.
– Po pierwsze, inwalidów jest w Polsce więcej niż dwóch. Po drugie i ważniejsze, właśnie ogłoszono zawieszenie broni. Bauer nie mógł powiedzieć tego wprost, ale chyba liczy na to, że w ciągu tych dwunastu godzin Darek pryśnie za granicę. To najlepsze dla wszystkich rozwiązanie.
– To kpina z poczucia sprawiedliwości. On nie powinien uciec.
– Nie myślisz jak żołnierz. – Kiernacki nie mógł odmówić sobie przyjemności poklepania jej po ozdobionym gwiazdkami ramieniu. – Z wojskowej perspektywy to wygląda następująco: nieprzyjaciel został wyparty poza granice kraju i nie będzie już zadawał strat. Zwycięstwo, i to bezdyskusyjne.
– Chyba żartujesz – prychnęła.
– Chyba trochę tak – przyznał, cofając dłoń. – Przepraszam. Zapomniałem, że zaczynałaś jako glina. Wy to widzicie inaczej.
– Chcesz mi wmówić, że… – nie dokończyła. Już innym, oficjalnym tonem, zapytała: – Nie zamierzasz mi pomóc?
– W czym?
– W znalezieniu Drzymalskiego.
– I?
– Nie było żadnego „i” – rzuciła oschle. – Nad „i” jeszcze zdążę się zastanowić. Najpierw muszę się do niego zbliżyć.
Przyglądał jej się przez chwilę.
– Nie musisz mi pomagać – powiedziała w końcu. – Wydaje mi się, że z tym, co mam, trafię już sama. Tak że nie musisz… I nie myśl, że… To niczego nie zmieni, naprawdę.
– Możesz mówić jaśniej?
– Nie powinnam tego robić, ale… Ten inwalida, o którym wspomniał Karasek… Przejrzałam dokładnie wszystko, co napisano o Drzymalskim. Tego akurat nikt nie napisał wprost, ale to nie były papiery faceta, który od niechcenia przerabia telefony komórkowe i zdobywa wszelkie potrzebne sabotażyście informacje. Jest znakomitym żołnierzem, zgoda, ale poza tym nie grzeszy zaradnością. A trzeba czegoś więcej niż końskiej kondycji i pewnego oka, by na przykład znaleźć rurę jamalską albo wybrać czułe miejsca rafinerii. Poruszał się po całym kraju i nie wpadł, chociaż pod koniec szukało go parę milionów amatorów nagrody. To daje do myślenia. Ktoś musiał wcześniej wybrać cele, zgromadzić informacje, załatwić kryjówki…
– Nie ma dowodów, że ktoś mu pomógł – przypomniał.
– Właśnie. Są wręcz dowody, że radził sobie sam w sytuacjach, które aż prosiły się o pomocnika. Wiesz, jak załatwił tych spadochroniarzy? Jak pozbierał broń od facetów, którzy powinni go teoretycznie rozszarpać na kawałki? – Kiernacki wzruszył ramionami. – Z tyłu stała furgonetka, a kiedy pluton nadszedł, lufa karabinka rozwaliła szybę i od tej pory trzymała wszystkich na muszce. Potem okazało się, że to plastikowa zabawka z ołowianym tłumikiem. Drzymalski wykombinował takie sprytne, sprężynowe ustrojstwo, coś jakby kuszę z tym niby-kałasznikowem zamiast strzały… Prowizorka. Badali ją później i wyszło, że działa siedem razy na dziesięć. Nie uwzględniając tego, że lufa mogła się na przykład przekrzywić. Ani tego, że zbieranie broni trochę trwało i któregoś z tych spadochroniarzy mogło zastanowić, że ten drugi bandzior ani drgnie.