Sterowany przez autopilota statek mknął ku Ziemi, całkowicie opanowany przez Gromostracha. Gromostrach wędrował pustymi korytarzami, przenikał przez stalowe ściany do kabin i magazynów, jęcząc, stękając i ciskając gromy, bo nie mógł znaleźć żadnej ofiary.
Statek dotarł do systemu słonecznego i automatycznie wszedł na orbitę Księżyca.
Gregor ostrożnie wychylił głowę, gotowy schować się z powrotem w razie potrzeby. Nie słychać było groźnego szurania ani jęków, ani stękań. Nie było złowrogiej mgły przenikającej Przez drzwi i ściany.
— W porządku, — krzyknął do Arnolda. — Gromostrach znikł
Bezpieczni w niezawodnym schronieniu przed koszmarami nocy — zawinięci po czubki głów w koce — teraz mogli już wyjść ze swych kryjówek.
— Mówiłem ci, że pistolet na wodę nic nie pomoże, — powiedział Gregor. Czule pogładził koc. — Przykrycie kocem głowy to najlepsza obrona.