– A niech Bóg broni! To byłoby już największe nieszczęście. Żeby ktoś, kogo się postanowiło nienawidzić, okazał się nagle miły. Nie życz mi czegoś podobnego.
Kiedy rozpoczęto znów tańce i pan Darcy zbliżył się do Elżbiety, Charlotta nie mogła się powstrzymać i szepnęła jej w ucho, żeby nie była głuptasem i przez słabość dla Wickhama nie wydała się niemiła człowiekowi dziesięć razy odeń znaczniejszemu. Elżbieta bez słowa zajęła swe miejsce w korowodzie par, zdumiona godnością, do jakiej została podniesiona stając naprzeciwko pana Darcy’ego. W oczach swoich sąsiadów czytała równe zdumienie. Przez pewien czas trwali tak w całkowitym milczeniu, aż wreszcie Elżbieta pomyślała, że będą tak milczeć przez cały czas.
Z początku postanowiła nie sprzeciwiać się temu, później doszła do wniosku, że największą karą dla jej partnera będzie zmuszenie go do rozmowy. Zrobiła więc jakąś drobną uwagę na temat tańca. Darcy odpowiedział i znowu zamilkł. Po kilku minutach powtórnie zwróciła się do niego:
– Teraz na pana kolej coś powiedzieć. Ja już mówiłam o tańcu, a pan powinien zrobić jakąś uwagę.
Uśmiechnął się upewniając ją, że powie wszystko czego tylko ona sobie życzy.
– Świetnie. Ta odpowiedź tymczasem wystarczy. Może jeszcze wspomnę mimochodfem, że bale prywatne są o wiele przyjemniejsze od publicznych. No, teraz możemy już milczeć.
– Czy zawsze rozmawia pani w tańcu?
– Czasami. Trzeba przecież coś mówić. Wyglądałoby dziwnie, gdybyśmy milczeli przez bite pół godziny. Mimo to, aby zadowolić niektóre osoby, konwersacja winna być tak prowadzona, by nie wymagała wysiłku i ograniczała się do najmniejszej ilości słów.
– Czy postępujesz pani w tej chwili według własnych upodobań, czy też wyobrażasz sobie, iż zadowalasz moje?
– I jedno, i drugie – odparła zaczepnie – ponieważ zawsze dostrzegałam ogromne podobieństwo naszych usposobień. Obydwoje jesteśmy nietowarzyscy, mrukliwi, oboje nie lubimy rozmawiać, chyba że mamy do powiedzenia coś, co w naszym pojęciu oszołomi zebranych i zostanie przekazane potomnym w całym blasku i świetności przysłowia.
– Nie mogę przyznać, by był to uderzająco trafny opis charakteru pani – odparł. – Jak bardzo odpowiada mojemu, trudno mi powiedzieć. Pani niewątpliwie uważa go za wierny mój portret.
– Trudno mi ocenić własne dzieło.
Nie odpowiedział. Znowu milczeli, dopóki nie kończyli pierwszego tańca, a wówczas Darcy zapytał, czy ona i jej siostry często spacerują po Meryton. Odpowiedziała twierdząco, a nie mogąc się oprzeć pokusie dodała:
– Kiedy nas pan spotkał, zawierałyśmy właśnie nową znajomość.
Efekt był natychmiastowy. Twarz jego przybrała wyraz dumy i pogardy, nie odezwał się jednak ni słowem. Choć Elżbieta potępiała w duchu swą słabość, nie potrafiła mówić na ten temat dalej. Wreszcie Darcy powiedział z wyraźnym przymusem:
– Błogosławieństwem pana Wickhama są jego szczególnie miłe maniery, które ogromnie mu dopomagają w zawieraniu przyjaźni. Nie jest natomiast pewne, czy ów młody człowiek równie łatwo potrafi je zachować.
– Miał nieszczęście utracić pańską przyjaźń – rzekła z emfazą Elżbieta – i to utracić ją tak, że będzie przez to cierpiał do końca życia.
Darcy nie odpowiedział. Wydawało się, że pragnie zmienić temat. W tej właśnie chwili znalazł się w pobliżu nich sir William Lucas, który chciał przejść przez korowód par na drugą stronę pokoju. Zobaczywszy jednak pana Darcy’ego, zatrzymał się z dwornym ukłonem, aby złożyć komplement pod adresem jego tańca i partnerki.
– Jestem doprawdy uszczęśliwiony, drogi panie! Rzadko się widzi tak niezwykły, tak nadzwyczajny sposób tańczenia. Od razu widać, że to ktoś ze śmietanki towarzyskiej! Pozwól pan wszakże powiedzieć sobie, iż tak piękna partnerka nie przynosi ci ujmy. Mam też nadzieję, iż podobna przyjemność często będzie mym udziałem, zwłaszcza, panno Elżbieto, gdy będzie miało miejsce pewne bardzo pożądane wydarzenie – tu spojrzał na Jane i Bingleya. – Ileż posypie się wtedy powinszowań! Odwołuję się do pana. Lecz nie przeszkadzam już. Nie będzie mi pan wdzięczny za odrywanie go od czarującej rozmowy z tą oto młodą damą, której piękne oczy również czynią mi wyrzuty.
Darcy nie słyszał już ostatnich zdań owej przemowy, wydawało się jednak, że aluzja sir Williama do jego przyjaciela wywarła na nim duże wrażenie. Z poważnym wyrazem twarzy zwrócił wzrok ku tańczącym ze sobą Bingleyowi i Jane. Szybko się jednak opamiętał i rzekł do swej partnerki:
– Nie pamiętam, o czym to mówiliśmy, kiedy sir William nam przerwał.
– Nie rozmawialiśmy w ogóle. Trudno by było sir Williamowi przerwać jakiejś parze w tym pokoju, która miałaby sobie mniej do powiedzenia. Próbowaliśmy już bezskutecznie dwóch czy trzech tematów, a o czym teraz mamy mówić – nie mogę sobie wyobrazić.
– Co pani powie na książki? – zapytał z uprzejmym uśmiechem.
– Książki! O nie! Jestem pewna, że nigdy nie czytaliśmy tej samej, a w każdym razie nie z takimi samymi wrażeniami.
– Przykro mi, że tak pani myśli. Jeżeli tak jednak jest, to trudno, doprawdy, narzekać na brak tematów. Możemy przecież porównać nasze sprzeczne opinie.
– Nie, nie potrafię rozprawiać na balu o książkach. Mam wtedy głowę zaprzątniętą tyloma innymi sprawami
– W podobnych wypadkach zawsze zajmuje się pani chwilą obecną, prawda? – zapytał spoglądając na nią z powątpiewaniem.
– Tak, zawsze – odparła nie zdając sobie dobrze sprawy z tego, co mówi, myślami bowiem błądziła zupełnie gdzie indziej, czemu zresztą dała wyraz odzywając się nagle:
– Pamiętam, jak mówił pan kiedyś, iż skłonność do przebaczania nie leży w pańskiej naturze, że jeśli powziąłeś niechęć do kogoś, jest ona nieodwołalna. Przypuszczam, że zastanawiasz się pan odpowiednio, nim tę niechęć poweźmiesz.
– Oczywiście – odparł stanowczo.
– I nie pozwalasz pan nigdy, by zaślepiły cię uprzedzenia?
– Wydaje mi się, że nie.
– W moim pojęciu ci, którzy nigdy nie zmieniają swego zdania, mają obowiązek rzetelnego namysłu przed powzięciem swych sądów.
– Czy wolno mi spytać, do czego właściwie zmierzają te pytania?
– Po prostu do poznania pańskiego charakteru – odparła usiłując otrząsnąć się z nadmiernej powagi. – Chciałabym stwierdzić, jaki jest naprawdę.
– I jak się to pani udaje? Potrząsnęła głową:
– Nic mi nie wychodzi. Słyszę tak sprzeczne sądy na ten temat, że jestem wprost zdumiona.
– Nietrudno mi uwierzyć – odparł z powagą – iż owe opinie mogą się bardzo różnić, i bardzo bym pragnął, panno Elżbieto, byś w chwili obecnej nie formowała opinii o moim charakterze, ponieważ mam podstawy do obaw, iż tego rodzaju zajęcie nie przyniesie pożytku żadnej ze stron.
– Ale jeśli teraz nie wyrobię sobie o panu poglądu, mogę nigdy już nie mieć sposobności po temu.
– Nie chciałbym absolutnie pozbawiać pani jakiejkolwiek przyjemności – odparł chłodno.
Nie odpowiedziała mu na to ni słowem i tak w milczeniu skończyli tańczyć i rozstali się – oboje niezadowoleni, choć nie w tym samym stopniu. W piersi bowiem Darcy’ego powstało uczucie wystarczająco silne, by szybko wyprosić przebaczenie dla Elżbiety i skierować gniew przeciwko komuś innemu.
Wkrótce potem do Elżbiety podeszła panna Bingley i z wyrazem uprzejmej pogardy tak zaczęła rozmowę:
– Słyszałam, panno Elżbieto, że ogromnie ci się spodobał pan Jerzy Wickham. Siostra twoja rozmawiała o nim ze mną i zadawała mi tysiące pytań. Wydaje mi się, iż ten młody człowiek opowiadając tyle o sobie zapomniał wspomnieć, iż jest synem starego Wickhama, rządcy nieboszczyka pana Darcy’ego. Pozwól też pani uprzedzić cię po przyjacielsku, byś pochopnie nie dawała wiary jego słowom, gdyż jest całkowitą nieprawdą, by pan Darcy źle go potraktował. Wręcz przeciwnie, był dlań zawsze wyjątkowo dobry, choć Jerzy Wickham zachował się w stosunku do niego wręcz haniebnie. Nie znam dobrze szczegółów, lecz wiem, iż panu Darcy’emu nie można nic zarzucić, wiem również, iż nie może ścierpieć, by wymieniano przy nim nazwisko Jerzego Wickhama. Choć mój brat nie mógł go pominąć w zaproszeniu wysłanym oficerom, bardzo się ucieszył, że ten pan sam się usunął z drogi. Jego przyjazd tutaj jest już sam w sobie bezczelnością i dziwię się, że mógł się zdobyć na coś podobnego. Współczuję pani, boć to przykrość dowiedzieć się o winach swojego faworyta, lecz doprawdy, zważywszy jego urodzenie, trudno było spodziewać się czegoś lepszego.