Выбрать главу

Przynajmniej pan Darcy nie narzucał się jej już swoją osobą i chociaż często stwierdzała, że stoi nie opodal niczym nie zajęty, nigdy nie zbliżał się, by wszcząć rozmowę. Przyjęła to z zadowoleniem, jako rezultat jej aluzji do pana Wickhama.

Towarzystwo z Longbourn ostatnie zebrało się do odjazdu. Pani Bennet urządziła wszystko tak sprytnie, że musieli czekać na powóz przez dobre piętnaście minut po odjeździe wszystkich gości. Dało im to wspaniałą okazję do stwierdzenia, jak serdecznie niektórzy członkowie rodziny gospodarza pragną ich odjazdu Pani Hurst i jej siostra nie otwierały ust, chyba żeby się poskarżyć na ogromne zmęczenie. Widać było, że niecierpliwie oczekują, by wreszcie mieć dom dla siebie Niweczyły każdy wysiłek pani Bennet, kiedy próbowała wszcząć rozmowę. Wprawiło to wszystkich w senny nastrój, którego przełamać nie mogły nawet długie przemowy pana Collinsa wychwalającego pod niebiosa wytworność przyjęcia oraz grzeczność i uprzejmość gospodarzy. Darcy milczał. Pan Bennet bez słowa przyglądał się tej scenie. Bingley i Jane rozmawiali ze sobą w pewnej odległości od całego towarzystwa. Elżbieta trwała w równie uporczywym milczeniu jak pani Hurst czy panna Bingley. Nawet Lidia zbyt była zmęczona, by otwierać usta, od czasu do czasu pojękiwała tylko: „Boże, jaka jestem zmordowana”, i ziewała szeroko.

Wstali wreszcie, by się pożegnać, przy czym pani Bennet wyraziła natarczywie uprzejmą nadzieję, iż wkrótce ujrzy wszystkich tu zebranych w Longbourn. Zwróciła się przy tym specjalnie do pana Bingleya zapewniając go, jaką radość jej sprawi zjadając z nimi skromny rodzinny obiadek, ot tak, kiedy przyjdzie ochota, bez żadnych wstępnych ceregieli i zaproszeń. Pan Bingley przyjął to z żywą wdzięcznością i zapowiedział swą wizytę zaraz po powrocie z Londynu, dokąd jutro na krótko wzywają go interesy.

Pani Bennet opuszczała więc Netherfield z dużym zadowoleniem i miłym przekonaniem, iż wziąwszy pod uwagę konieczność przygotowania nowej siedziby nowych ekwipaży i strojów weselnych, zobaczy niewątpliwie swą córkę jako panią Netherfield w ciągu trzech czy czterech miesięcy. Z równą pewnością przemyśli wała o małżeństwie Elżbiety z panem Collinsem. Sprawiało to jej dużą, choć nie taką samą przyjemność. Kochała Elżbietę najmniej ze swoich dzieci i choć uważała, iż Collins jest wystarczającą dla niej partią, pan Bingley i dwór w Netherfield zaćmiewał pastora i jego przyszłe małżeństwo.

XIX

Następny ranek przyniósł nowe wydarzenia w Longbourn. Pan Collins zdeklarował się oficjalnie. Postanowił zrobić to bezzwłocznie, jako że lady Katarzyna zwolniła go z obowiązków w parafii tylko do następnej soboty. Był tak pewny siebie, że nie odczuwał najmniejszego zaniepokojenia i przystąpił do rzeczy w sposób ogromnie ceremonialny, zachowując wszelkie formy, które w jego pojęciu były w tej sprawie nieodzowne. Wkrótce po śniadaniu, znalazłszy panią Bennet w towarzystwie Elżbiety i jednej z młodszych sióstr, zwrócił się do matki:

– Czy mogę liczyć, pani, na zaufanie, jakie masz do swej pięknej córki, Elżbiety, i prosić o zaszczyt prywatnej z nią audiencji w ciągu dzisiejszego ranka?

Elżbieta zdumiała się i mocno zaczerwieniła, lecz nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pani Bennet odparła szybko:

– Ach, mój Boże! Tak, oczywiście. Z pewnością Lizzy bardzo będzie temu rada i nie ma, rzecz jasna, nic przeciwko temu. Chodź Kitty, potrzebna mi jesteś na górze – i zabrawszy swą robótkę spiesznie porwała się do wyjścia, lecz Elżbieta zawołała:

– Niech mama nie wychodzi! Proszę! Pan Collins mi wybaczy! Nie może mieć mi do powiedzenia nic takiego, czego by wszyscy nie mogli słyszeć. Ja sama wychodzę.

– Co za niedorzeczność, Lizzy! Proszę, zostań. – A widząc po zmieszaniu młodej panny, że naprawdę może uciec, dodała: – Lizzy, żądam, żebyś została i wysłuchała, co pan Collins ma ci do powiedzenia.

Takiemu rozkazowi Elżbieta nigdy by się nie ośmieliła sprzeciwić, a poza tym po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że najlepiej będzie przebrnąć przez to wszystko jak najszybciej i jak najspokojniej. Usiadła więc i podjęła ze skupieniem robótkę, by ukryć w ten sposób uczucia przygnębienia i rozbawienia, które ogarniały ją na zmianę. Pani Bennet wyszła wraz z Kitty, a pan Collins rozpoczął natychmiast:

– Wierzaj mi, droga panno Elżbieto, iż owa skromność bynajmniej nie przemawia na twą niekorzyść – wprost przeciwnie, jest jeszcze jednym dodatkiem do twych doskonałości. Nie byłabyś tak miła mym oczom, gdybyś nie okazywała tej odrobiny niechęci. Pozwól jednak, bym cię zapewnił, iż otrzymałem zezwolenie twej matki na przedłożenie ci mej prośby. Trudno wątpić, jaka też ona może być, choć wrodzona delikatność każe ci zapewne to ukrywać. Zbyt wyraźnie okazywałem ci moje względy, byś mogła żywić najmniejsze wątpliwości. Prawie natychmiast po wejściu do tego domu wybrałem ciebie na towarzyszkę przyszłego mego życia. Nim jednak porwą mnie uczucia z tym związane, przystoi zapewne wyłożyć ci przyczyny, dla których chcę się ożenić, a ponadto dla których przyjechałem szukać żony właśnie do Hertfordshire.

Myśl, że pan Collins z całą swą uroczystą powagą zostanie porwany przez uczucia, do tego stopnia rozśmieszyła Elżbietę, że nie zdołała wykorzystać tej krótkiej pauzy, by przerwać swemu rozmówcy. Ciągnął więc dalej:

– Przyczyny, dla których chcę się ożenić, są następujące: po pierwsze, uważam za stosowne, by duchowny, który podobnie jak ja żyje w dostatku, dał swym parafianom przykład dobrego małżeństwa. Po drugie, przekonany jestem głęboko, iż małżeństwo przysporzy mi szczęścia. Po trzecie, co może powinienem był powiedzieć wcześniej, zaleciła mi je, a nawet zażądała go ode mnie pewna wysoko urodzona osoba, którą mam zaszczyt nazywać swą patronką. Dwa razy zechciała łaskawie – i to nie pytana – wyrazić mi swe zdanie w tym względzie. W ostatnią sobotę wieczorem, przed moim wyjazdem z Hunsford, pomiędzy jedną a drugą partyjką wista, kiedy to pani Jenkinson ustawiała podnóżek dla panny de Bourgh, lady Katarzyna powiedziała mi: „Panie Collins, pan się musi ożenić. Duchowny taki jak pan powinien być żonaty. Wybierz sobie żonę odpowiednią, wybierz pannę z dobrego domu, ze względu na mnie i ze względu na siebie. Niechże to będzie pracowita, praktyczna osoba, bez fanaberii, taka, co to potrafi dobrze spożytkować twój skromny dochód. Ot, co ci radzę. Znajdź jak najszybciej taką kobietę, przywieź ją do Hunsford, a ja jej złożę wizytę”. Pozwól mi tu przy okazji nadmienić, piękna moja kuzynko, iż nie uważam względów i łaskawości lady Katarzyny de Bourgh za najmniejszy atut, jaki mam do zaofiarowania. Zobaczysz sama, iż jej sposób bycia nie da się wprost wyrazić w słowach, a myślę że dowcip i żywość przypadną jej do gustu, zwłaszcza kiedy je nieco utemperuje przemożne uczucie szacunku, jaki niewątpliwie wzbudzi w tobie jej wysoka pozycja. Tyle co do ogólnych przyczyn, które mnie skłaniają do małżeńskiego stanu. Pozostaje mi jeszcze wyjaśnić, dlaczego szukając żony zwróciłem swe kroki do Longbourn, miast rozejrzeć się w sąsiedztwie, gdzie, zapewniam cię, można znaleźć wiele miłych panien. Otóż, jak wiesz, mam odziedziczyć ten i majątek po śmierci wielce szanownego twego ojca, który, oczywiście, może jeszcze żyć długie lata. Dlatego też nie mogłem zaznać spokoju, póki nie postanowiłem, iż żonę dla siebie wybiorę spośród jego córek. Pragnąłem, by w ten sposób poniosły jak najmniejszą stratę, kiedy nastąpi ów smutny fakt, który, jak już mówiłem, może się wydarzyć za kilka lat dopiero. Oto dlaczego tu przyjechałem, moja droga kuzynko. Pochlebiam sobie, iż owe pobudki nie znajdą potępienia w twych oczach. Teraz pozostaje mi już tylko zapewnić cię w jak najgorętszych słowach o gwałtowności mego uczucia. Majątku nie mam bynajmniej na względzie i żadnych żądań tego rodzaju nie będę stawiał twemu ojcu, zwłaszcza że wiem, iż nie mógłby ich spełnić i że tysiąc funtów na cztery procent, która to suma będzie ci się należała dopiero po śmierci matki, to wszystko, co kiedykolwiek otrzymasz. Na ten temat będę więc milczał niezmiennie i możesz być pewną, iż po ślubie żaden niegodny wyrzut nigdy mych ust nie splami. Teraz już koniecznie trzeba było mu przerwać.