Выбрать главу

Takimi to opowieściami o przyjęciach i żartach starała się Lidia zabawić towarzystwo w drodze do Longbourn. Kitty sekundowała jej dzielnie. Elżbieta starała się nie słuchać tego, nie mogła jednak nie słyszeć ciągle powtarzanego nazwiska Wickhama.

W domu powitano je bardzo serdecznie. Pani Bennet radowała się, że widzi Jane wciąż w tym samym blasku urody, a pan Bennet podczas obiadu kilkakrotnie zwracał się specjalnie do Elżbiety:

– Cieszę się, żeś już wróciła, Lizzy.

Przy stole zebrało się duże towarzystwo, bo prawie wszyscy Lucasowie przyjechali, by powitać Marię i usłyszeć, jakie nowiny przywozi. Różne sprawy interesowały zebranych. Lady Lucas wypytywała Marię przez stół, jak się wiedzie jej najstarszej córce, i co z jej drobiem. Pani Bennet miała podwójne zajęcie – z jednej strony odbierała od Jane sprawozdanie o modzie panującej w Londynie (Jane siedziała niedaleko niej), po czym powtarzała to wszystko ze szczegółami młodszym pannom Lucas. Lidia zaś, której głos wybijał się ponad inne, wyliczała wszystkim, którzy chcieli słuchać, rozrywki, jakie miała tego ranka.

– Och, Mary – mówiła – szkoda, żeś z nami nie pojechała, taką miałyśmy zabawę! Zaciągnęłyśmy z Kitty zasłony w powozie i udawałyśmy, że nikogo nie ma w środku. Jechałabym tak przez całą drogę, gdyby Kitty nie zrobiło się słabo. A kiedy stanęłyśmy w oberży „Pod Jerzym”, zachowałyśmy się moim zdaniem bardzo ładnie, bo podjęłyśmy dziewczęta najlepszym zimnym śniadaniem na świecie. Gdybyś z nami pojechała, też byśmy cię zaprosiły. A potem, kiedyśmy wyjeżdżały, znowu była pyszna zabawa! Myślałam, że już nigdy nie wsiądziemy do powozu. Mało nie umarłam ze śmiechu. I przez całą drogę było tak wesoło! Gadałyśmy i śmiałyśmy się jak szalone – na dziesięć mil można nas było słyszeć.

Mary odparła na to z wielką powagą:

– Daleka jestem, droga moja siostro, od niedoceniania podobnych rozrywek. Bez wątpienia odpowiadają one większości kobiecych umysłów. Muszę jednak wyznać, że ja nie widzę w nich żadnych ponęt. Nieskończenie milsza mi jest książka.

Ani słowo z tej odpowiedzi nie dotarło jednak do uszu Lidii. Rzadko słuchała kogoś dłużej niż pół minuty, a na Mary nigdy nie zwracała uwagi.

Po południu Lidia miała wielką ochotę wybrać się z dziewczętami do Meryton i zobaczyć, co tam się dzieje. Elżbieta jednak sprzeciwiła się stanowczo. Ludzie nie powinni mówić, że panny Bennet nie usiedzą w domu dłużej niż pół dnia nie latając za oficerami. Miała też inne powody sprzeciwu. Bała się zobaczyć Wickhama i postanowiła jak najdłużej unikać tego spotkania. Cieszyła się niewymownie ze zbliżającego się wymarszu regimentu. Za dwa tygodnie już ich tu nie zobaczy, a kiedy sobie pójdą, nie będzie jej już dręczyć nic, co by się wiązało z jego osobą.

Po kilku godzinach stwierdziła, że plan wyjazdu do Bighton, o którym Lidia wspominała w gospodzie, jest przedmiotem częstych dyskusji pomiędzy rodzicami. Zauważyła też, że ojciec nie ma najmniejszego zamiaru ustąpić, odpowiada jednak tak niepewnie i dwuznacznie, że matka, choć czasem zniechęcona, nie traci do końca nadziei na ostateczne zwycięstwo.

XL

Elżbieta nie mogła się już dłużej powstrzymać od zwierzeń. Następnego ranka, postanowiwszy zataić wszystko, co tyczyło siostry, przygotowała ją na dużą niespodziankę i opowiedziała w ogólnych zarysach, co zaszło pomiędzy nią i panem Darcym.

Jane nie dziwiła się długo: głębokie uczucie, jakie żywiła do siostry, szybko kazało uznać miłość Darcy’ego za rzecz najzupełniej oczywistą, toteż wrażenia jej były zupełnie innego rodzaju. Przykro jej było, że pan Darcy wyjawił swe uczucia w tak mało zachęcający sposób, bardziej jednak bolało ją strapienie, jakie odczuwać musiał po odmowie Elżbiety.

– Niedobrze, iż był tak pewny twej zgody – mówiła. – I oczywiście, nie powinien był tego okazywać. Pomyśl jednak, jak bardzo to musiało zwiększyć jego rozczarowanie.

– Tak – rzekła Elżbieta – serdecznie mi go żal. Pozostały mu jednak inne uczucia, które zapewne każą mu szybko odwrócić ode mnie uwagę. W każdym razie nie masz mi za złe, żem mu odmówiła?

– Za złe? O, nie!

– Nie winisz mnie również za tak gorącą obronę Wickhama?

– Nie, nie wydaje mi się, byś się myliła w tym, coś powiedziała.

– Przekonasz się, że było odwrotnie, kiedy ci powiem, co się wydarzyło następnego dnia.

Opowiedziała o liście powtarzając tylko to, co tyczyło Jerzego Wickhama. Jakiż to był cios dla dziewczyny, która chętnie przeszłaby przez życie nie wierząc, iż tyle zła, ile tu zawierało się w jednej istocie, mogła pomieścić w sobie cała ludzkość. Nawet rehabilitacja Darcy’ego, choć wielką sprawiła jej przyjemność, nie mogła jej pocieszyć po tak strasznym odkryciu. Usiłowała dostrzec jakieś możliwości pomyłki i starała się oczyścić jednego, nie obciążając przy tym drugiego.

– Nic z tego nie wyjdzie – mówiła Elżbieta. – Nie możesz zrobić niewiniątek z obu w żaden sposób. Wybieraj, lecz musisz wybrać tylko jednego. Jest w nich tyle cnoty, ile wystarczy na pojedynczego porządnego człowieka, a ostatnio przypisuje się ją to jednemu, to drugiemu. Jeśli o mnie idzie, skłaniam się do uwierzenia panu Darcy’emu, ty zaś rób, jak chcesz.

Sporo czasu upłynęło, nim Jane potrafiła zdobyć się na uśmiech.

– Chyba nic jeszcze tak mną nie wstrząsnęło – odparła wreszcie. – Żeby Wickham był tak okropnie zły!

To prawie nie do uwierzenia. I pan Darcy – jakiż on biedny! Lizzy kochana, pomyśl tylko, ile on musiał wycierpieć! Takie rozczarowanie! I na dodatek dowiedział się, że tak źle o nim mniemasz. I że to o własnej siostrze musiał opowiedzieć podobną rzecz. To doprawdy zbyt straszne! Jestem pewna, że czujesz to samo.

– O, nie! Mój żal i współczucie topnieją, kiedy widzę w tobie tyle jednego i drugiego, siostrzyczko. Wiem, że pod tym względem oddasz pełną sprawiedliwość panu Darcy’emu, toteż z każdą chwilą mniej jestem przejęta i coraz bardziej obojętnieję. Ogrom twego współczucia pozwala mi oszczędzać siebie, a jeśli jeszcze dłużej będziesz się nad nim żaliła, moje serce stanie się lekkie jak piórko.

– Biedny Wickham! Tyle w jego twarzy dobroci, taka szczerość i grzeczność w obejściu!

– Z pewnością zaszła jakaś wielka pomyłka przy kształtowaniu charakterów obu tych młodych ludzi. Jeden dostał całą dobroć, a drugi cały jej pozór.

– Nigdy nie wydawało mi się, by panu Darcy’emu brak było całkowicie tego „pozoru” dobroci, jak to nazwałaś.

– A mimo to mądrą było rzeczą powziąć do niego tak głęboką a bezpodstawną odrazę. Jaka to ostroga dla inteligencji, jaka okazja do okazania dowcipu! Można bezustannie kogoś znieważać nie mówiąc przy tym ani jednego sprawiedliwego słowa. Ale trudno ciągle śmiać się z ludzi nie potykając się od czasu do czasu na własnym dowcipie.

– Lizzy! Jestem przekonana, że kiedy po raz pierwszy przeczytałaś ten list, nie mogłaś traktować sprawy tak jak teraz!

– O wierz mi, że nie mogłam! Czułam się okropnie. Byłam bardzo biedna – można chyba powiedzieć: nieszczęśliwa. Nikogo, komu bym się mogła zwierzyć z moich przeżyć, żadnej Jane, która by mnie pocieszyła i powiedziała, że nie byłam tak słaba, próżna i głupia, jaką byłam w istocie! O, jakże mi ciebie tam brakowało!