– Powiedz mi o tym wszystko, wszystko, czego jeszcze nie wiem. Wyjaw każdy szczegół. Co mówił pułkownik Forster? Czy nic nie podejrzewano, za nim oni uciekli? Musiano ich przecież często widywać zrazem?
– Pułkownik Forster przyznał, że podejrzewał pewną skłonność, szczególnie ze strony Lidii, nie widział jednak najmniejszych powodów do niepokoju. Tak mi go żal. Zachowywał się grzecznie i niezwykle miło. Wybierał się do nas, by nas zapewnić, jak bardzo mu przykro, jeszcze nim ktokolwiek przypuścił, że nie pojechali do Szkocji. Pierwsze tego rodzaju pogłoski Przyspieszyły tylko jego wyjazd.
– A czy Denny był pewny, iż Wickham się nie chce żenić? Czy wiedział o jego zamierzonym wyjeździe?
Czy pułkownik Forster sam z nim rozmawiał?
– Tak, ale kiedy pułkownik go pytał, Denny zaprzeczył, by cokolwiek było mu o ich planach wiadome, i nie chciał wypowiedzieć na ten temat swojego zdania. Nie potwierdził też swego poprzedniego przekonania, że uciekinierzy nie wzięli ślubu, i z tego powodu skłonna jestem przypuszczać, iż poprzednio mogli go byli źle zrozumieć. – A nim pułkownik Forster przyjechał, nikt z was pewno nie wątpił w ich małżeństwo?
– Jakżeżby mógł podobny pomysł przyjść nam do głowy? Byłam trochę niespokojna o szczęście siostry w tym związku, wiedziałam bowiem, iż postępowanie pana Wickhama nie zawsze było właściwe. Rodzice nie wiedzieli nic o tym, czuli tylko, że ich krok jest bardzo nierozważny. Wówczas Kitty oznajmiła nam triumfalnie – co chyba jest zupełnie naturalne – iż wie o wiele więcej niż my wszyscy i że w ostatnim liście Lidia przygotowała ją na ucieczkę. Wygląda na to, że już od wielu tygodni wiedziała o ich miłości.
– Ale nie przed wyjazdem Lidii do Brighton. – Nie, wydaje mi się, że nie.
– A czy odniosłaś wrażenie, że pułkownik Forster ma złą opinię o Wickhamie? Czy on zna go takim, jakim jest naprawdę?
– Muszę przyznać, że nie mówił o Wickhamie tak dobrze jak dawniej. Teraz uważał go za utracjusza i wiatrogłowa. A od tego smutnego zajścia ludzie zaczęli mówić, że Wickham zostawił wiele długów w Meryton. Mam jednak nadzieję, że to nieprawda.
– O Jane, gdybyśmy były mniej dyskretne, gdybyśmy powiedziały, co o nim wiemy, może by się to wszystko nie stało?
– Może postąpiłybyśmy lepiej – odparła Jane.
– Ale ujawniać czyjeś dawne grzechy nie wiedząc, czy się nie zmienił, wydawało się postępkiem niewybaczalnym.
– Miałyśmy najlepsze intencje.
Czy pułkownik Forster powtórzył dokładnie, co Lidia napisała w kartce do jego żony?
Owszem, przywiózł nam ten liścik. Jane wyjęła go z woreczka i podała Elżbiecie. Brzmiał, jak następuje:
Droga moja Harriet!
Będziesz się śmiała, kiedy się dowiesz, gdzie pojechałam, a i ja sama muszę się śmiać, kiedy sobie wyobrażę, jak bardzo się zdziwisz nie znalazłszy mnie jutro rano. Jadę do Gretna Green, a jeśli nie zgadniesz z kim, to jesteś gąska, bo na świecie jest tylko jeden mężczyzna, którego kocham, anioł prawdziwy. Nie mogłabym bez niego zaznać szczęścia, więc myślę, że nic nie szkodzi, jeśli pojadę. Jeśli nie masz ochoty, możesz nie posyłać do Longbourn wiadomości o moim wyjeździe, będą mieli tym większą niespodziankę, kiedy sama do nich napiszę podpisując się: Lidia Wickham. Cóż to za pyszny dowcip! Ledwo mogę pisać, tak się śmieję. Proszę cię, przeproś Pratta, że nie dotrzymałam obietnicy i nie zatańczę z nim dziś wieczorem. Powiedz, że przypuszczam, iż mi wybaczy, gdy się dowie a wszystkim, i zapewnij go, że z przyjemnością zatańczę z nim na następnym balu, kiedy się znów spotkamy. Przyślę po moje rzeczy zaraz po powrocie do Longbourn, ale chciałabym bardzo, żebyś kazała Sally zacerować to wielkie pęknięcie w mojej starej muślinowej sukni, nim ją zapakuje. Do widzenia. Pozdrów pułkownika. Mam nadzieję, że wzniesiecie toast za naszą szcześliwą podróż.
Twoja oddana przyjaciółka
Lidia Bennet
– Niemądra, bezmyślna Lidia! – zawołała Elżbieta kończąc czytać. – Cóż za list, i to w takim momencie pisany! Ale daje nam przynajmniej pewność, że ona myślała poważnie o tym, dokąd jedzie. Mógł ją w drodze nakłonić, by zmieniła zdanie, w każdym razie hańba nie była przez nią zamierzona. Biedny nasz ojciec! Jakżeż on musiał to odczuć!
– W życiu nie widziałam kogoś tak wstrząśniętego. Przez dziesięć minut nie mógł wydobyć słowa. Matka rozchorowała się natychmiast, i takie było zamieszanie w domu!
– Jane! – zawołała Elżbieta – czy chociaż jedna osoba ze służby nie wiedziała do wieczora o wszystkim?
– Nie wiem. Może ktoś nie wiedział. Trudno było pilnować się w takiej sytuacji. Mama dostała ataku histerii, a choć starałam się jej pomóc, jak mogłam, obawiam się, że nie zrobiłam wszystkiego, co w mojej mocy. Ale byłam tak przerażona tym, co się w każdej chwili może stać, że przestałam panować nad sobą.
– Pielęgnowanie matki jest ponad twoje siły. Źle wyglądasz. Och, dlaczego mnie tu nie było! Musiałaś zupełnie sama uporać się ze wszystkimi kłopotami.
– Mary i Kitty były bardzo dobre i z pewnością pragnęły mi pomóc, ale nie chciałam ich wykorzystywać. Kitty jest szczupła i wątła, a Mary tyle się uczy, że nie powinno się jeszcze skracać jej godzin wypoczynku. Ciocia Philips przyjechała do Longbourn we wtorek po wyjeździe ojca i była tak dobra, że została ze mną do czwartku. Była dla nas wielką pomocą i pocieszeniem. Lady Lucas również była bardzo miła, przyszła tu we środę rano, by nam wyrazić współczucie, i proponowała pomoc jednej ze swych córek, gdyby było trzeba.
– Lepiej by zrobiła, gdyby siedziała w domu – nachmurzyła się Elżbieta. – Może miała najżyczliwsze zamiary, ale w takim nieszczęściu najlepiej jest nie widywać sąsiadów. Nikt nam pomóc nie może, a współczucie jest nieznośne. Niechże się cieszą z pewnej odległości i niech im to wystarczy.
Zaczęła się potem wypytywać, w jaki sposób ojciec zamierza szukać w Londynie Lidii.
– Zdaje mi się – odparła Jane – że chciał jechać do Epsom, gdzie po raz ostatni zmieniali konie, pogadać z pocztylionami, spróbować, czy nie uda mu się czegoś z nich wyciągnąć. Pierwszym jego zadaniem jest odkrycie numeru powozu, który najęli w Clapham. Przyjechał z pasażerem z Londynu. Ojciec przypuszcza, iż młody człowiek i dama przesiadając się z karetki pocztowej do wynajętego powozu muszą wzbudzić zaciekawienie, i dlatego chciał rozpytywać się w Clapham. Gdyby można było dojść, dokąd woźnica odwoził poprzedniego pasażera, to ojciec mógłby się tam dowiedzieć, jaki był numer i miejsce postoju powozu. Nic nie wiem o żadnych dalszych planach, ojciec tak się śpieszył i tak był zdenerwowany, że nawet i to z trudem z niego wydobyłam.
XLVIII
Następnego ranka wszyscy oczekiwali listu od pana Benneta, poczta jednak nie przyniosła od niego ani słowa. Rodzina wiedziała, iż ojciec zazwyczaj bywał w korespondencji opieszały i niedbały, w tym jednak wypadku przypuszczano, że zmusi się do wysiłku. Musieli więc przyjąć, że pan Bennet nie ma żadnych pocieszających wiadomości, byliby jednak zadowoleni, gdyby chociaż to mogło być zupełnie pewne. Pan Gardiner doczekał się tylko przyjścia poczty i odjechał.
Po jego wyjeździe mogli się już spodziewać regularnych wiadomości. Ponadto pan Gardiner obiecał przy pożegnaniu, iż będzie nalegał, by pan Bennet jak najszybciej wrócił do domu, co niezmiernie pocieszyło panią Bennet, która uważała, że tylko powrót może uchronić męża od śmierci w pojedynku.