Zaczęła pojmować, że Darcy był ze względu na swój rozum i charakter najwłaściwszym dla niej mężczyzną. Jego rozsądek i usposobienie, choć tak zupełnie odmienne, doskonale by jej odpowiadały. Związek ten przyniósłby im obopólną korzyść: jej żywość i bezpośredniość mogłyby wnieść trochę giętkości w jego sposób myślenia i złagodzić obejście, ona zaś zyskałay o wiele więcej, a to ze względu na jego wiedzę, wyrobione sądy i znajomość świata. Lecz nie było nadziei, by podobnie udane małżeństwo mogło dać zachwyconym tłumom przykład, czym jest prawdziwa szczęśliwość dwojga poślubionych sobie ludzi. Wkrótce w ich rodzinie miał zostać zawarty związek o zupełnie innych perspektywach i z góry wykluczający wszelkie możliwości szczęścia.
Elżbieta nie mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób tych dwoje będzie potrafiło zachować jaką taką niezależność materialną, mogła jednak łatwo przewidzieć, jak krótko trwać będzie szczęście pary połączonej tylko dlatego, iż namiętności ich silniejsze były od cnoty.
Wkrótce przyszedł następny list od pana Gardinera. Na oświadczenie pana Benneta, iż wie, co szwagier dla nich zrobił, pan Gardiner odpowiadał z prostotą, iż szczęście wszystkich członków rodziny żywo go obchodzi, i zakończył prośbą, by nie poruszać już tego tematu nigdy więcej. Najważniejszą wiadomością w liście było, że pan Wickham postanowił porzucić służbę w milicji.
Zacząłem nalegać, by to uczynił – pisał pan Gardiner – natychmiast po uzgodnieniu sprawy małżeństwa. Myślę, że zgodzicie się ze mną i uznacie jego wyjście z tych oddziałów za posunięcie właściwe zarówno ze względu na niego, jak i na moją siostrzenicę. Pan Wickham zamierza zaciągnąć się do regularnej armii – a znalazło się jeszcze kilku dawnych jego znajomych, którzy chcą mu w tym pomóc. Ma obietnicę uzyskania stopnia chorążego w regimencie generała X, który teraz stacjonuje na północy. Myślę, że bardzo będzie dobrze, jeśli znajdą się tak daleko od nas. Wickham obiecuje uczciwość. Mam nadzieję, że wśród obcych ludzi, gdzie nie mają jeszcze zepsutej reputacji, może będą się zachowywać rozważniej. Napisałem do pułkownika Forstera, powiadamiając go o naszych obecnych poczynaniach i prosząc, by uspokoił wszelkich wierzycieli pana Wickhama w Brighton i okolicach i zawiadomił ich, że długi rychło zostaną spłacone, za co ja sam poręczam. Proszę, byś zadał sobie trud i dał podobne zapewnienie jego wierzycielom w Meryton, których listę zgodną z informacjami pana Wickhama dołączę. Ujawnił wszystkie swoje długi, mam nadzieję, że w tym nas przynajmniej nie oszukał. Harggerston otrzymał już wskazówki i wszystko zostanie spłacone w ciągu tygodnia. Potem pojadą razem do jego regimentu, chyba że zostaną jeszcze zaproszeni do Longbourn. Żona moja powiada, iż Lidia gorąco pragnie zobaczyć was wszystkich przed wyjazdem na północ. Czuje się dobrze i prosi, by przekazać wyrazy należnego poważania tobie i matce.
Twój itd.
E. Gardiner
Pan Bennet i jego córki widzieli równie jasno jak pan Gardiner, jakie korzyści wynikają z tego, iż Wickham opuści swój obecny regiment. Pani Bennet jednak nie była tym tak uradowana jak inni. Lidia ma osiąść na północy teraz właśnie, kiedy matka znajdowała w jej towarzystwie powód do największej dumy i radości – nie porzuciła bowiem myśli o osadzeniu Lidii w hrabstwie Hertford! Co za rozczarowanie! Poza tym jaka szkoda, że Lidia opuszcza regiment, w którym znała wszystkich i miała tylu wielbicieli!
– Tak się przywiązała do pani Forster – narzekała matka. – To wstyd wysyłać ją gdzie indziej. A poza tym tylu jest tam młodych ludzi bardzo przez nią lubianych. W regimencie generała X może nie znaleźć tak miłych oficerów.
Prośba córki – bo tak należało ją rozumieć – by przyjęto ją w domu, zanim nie wyjedzie na północ, została na początku zdecydowanie odrzucona przez ojca, lecz Jane i Elżbieta prosiły go wspólnie, by ze względu na uczucia i reputację siostry, rodzice przyjęli ją w dniu ślubu, a nalegały tak gorąco, a przy tym rozumnie i łagodnie, że musiał przyznać im rację i przystać na ich prośbę. Matka dowiedziała się z radością, iż będzie miała przyjemność pokazać swoją zamężną córkę sąsiadom, zanim zostanie zesłana na północ. Tak więc kiedy pan Bennet odpisywał szwagrowi, posłał również swe pozwolenie na przyjazd państwa młodych. Ustalono, iż natychmiast po zakończeniu ceremonii wyjadą do Longbourn. Elżbieta dziwiła się jednak, iż Wickham przystał na ten plan, a i sama gdyby posłuchała tylko głosu własnych chęci, uznałaby spotkanie z nim za rzecz najmniej pożądaną.
LI
Nadszedł dzień ślubu Lidii. Jane i Elżbieta przeżywały to wydarzenie głębiej zapewne niż oblubienica. Wysłano powóz, który miał spotkać państwa młodych w X i przywieźć ich do domu w porze obiadowej. Starsze panny Bennet bały się tej chwili, zwłaszcza Jane, która przypisywała Lidii uczucia, jakie byłyby jej udziałem, gdyby to ona zawiniła; cierpiała więc na myśl o tym, co przeżywa siostra.
Przyjechali. Cała rodzina oczekiwała ich w jadalni. Gdy powóz zajechał przed ganek, uśmiech okrywał twarz pani Bennet, mąż jej był ponury jak chmura gradowa, córki przerażone, niespokojne, niepewne.
W hallu rozległ się głos Lidii – drzwi otworzyły się szeroko i młoda dama wbiegła do pokoju. Matka wyszła naprzód, objęła ją serdecznie i powitała z uniesieniem. Z afektowanym uśmiechem podała dłoń Wickhamowi, który szedł za swą żoną, po czym złożyła im najlepsze życzenia szczęścia i radości z przekonaniem, które wykluczało jakiekolwiek w tym względzie wątpliwości.
Pan Bennet, do którego zwrócili się teraz, przyjął ich nieco mniej serdecznie. Ostry wyraz twarzy pogłębił się jeszcze – ledwo wymówił parę słów. Spokój i pewność siebie młodej pary doprawdy mogły go do tego sprowokować. Elżbieta czuła niesmak, a nawet Jane była wstrząśnięta. Lidia pozostała dawną Lidią – nieokiełznaną, bezwstydną, dziką, hałaśliwą, nieposkromioną. Zwróciła się teraz do sióstr, prosząc o życzenia. Kiedy wreszcie wszyscy usiedli, rozejrzała się żywo po pokoju, spostrzegła wszystkie drobne zmiany, jakie zostały w czasie jej nieobecności dokonane, po czym stwierdziła ze śmiechem, że dawno jej tu nie było.
Wickham był równie jak ona beztroski. Obejście miał zawsze ujmujące i gdyby jego charakter i małżeństwo były takie, jakie być powinny, to dzisiaj zarówno jego uśmiechy, jak i bezpośredniość, z jaką zwrócił się do nich prosząc o przyjęcie go do rodzinnego grona, wzbudziłyby zachwyt wszystkich. Elżbieta wprost nie mogła uwierzyć, że stać go na taką pewność siebie, toteż siadając postanowiła w duszy, iż nigdy w przyszłości nie będzie stawiała granic bezwstydu człowieka bezwstydnego. Czerwieniła się, i Jane czerwieniła się również, lecz policzki dwojga, którzy byli tego przyczyną, nie powlekły się rumieńcem.
Rozmowa nie milkła ani przez chwilę. Oblubienica i matka nie dawały jedna drugiej dojść do słowa, a Wickham, który – tak się przypadkiem złożyło – usiadł przy Elżbiecie, zaczął wypytywać ją o znajomych z sąsiedztwa z pogodą i spokojem, na które ona, odpowiadając mu, nie była zdolna się zdobyć.
Mogłoby się wydawać, że oboje młodzi mają z ostatnich wydarzeń najmilsze w świecie wspomnienia. Nic, co się łączyło z przeszłością, nie było wspominane z bólem, a Lidia wręcz świadomie i z upodobaniem poruszała tematy, których jej starsze siostry nie chciałyby dotknąć za żadne skarby świata.
– Pomyśleć tylko, że to całe trzy miesiące, odkąd wyjechałam! – wołała. – Doprawdy, wydaje mi się, że dwa tygodnie zaledwie! A przecież, ile to się przez ten czas wydarzyło! Mój ty Boże, kiedy wyjeżdżałam ani mi w głowie nie postało, że wrócę tu mężatką, chociaż myślałam, że to byłby pyszny dowcip!