Выбрать главу

– Obudziło to we mnie nadzieję – mówił z uśmiechem Darcy – jakiej nigdy dotąd nie śmiałem żywić. Znałem twoje usposobienie, pani, na tyle, by wiedzieć, że gdybyś stanowczo i nieodwołalnie była mi przeciwna, powiedziałabyś to lady Katarzynie szczerze i bez ogródek.

– Tak – odparła ze śmiechem Elżbieta, czerwieniąc się lekko – znasz pan moją szczerość na tyle, by wierzyć, żem do tego zdolna. Jeśli mogłam rzucić ci w twarz tyle bezpodstawnych obelg, zrobiłabym bez skrupułów to samo w obecności twoich krewnych.

– A czy powiedziałaś mi coś, na co bym nie zasługiwał? Chociaż oskarżenia twoje opierały się na mylnych informacjach, miały błędne podstawy, zasłużyłem moim wobec ciebie zachowaniem na najsurowszą naganę. Było niewybaczalne. Nie mogę myśleć o nim bez abominacji.

– Nie będziemy się kłócić, kto z nas bardziej zawinił tego wieczoru – odparła Elżbieta. – Jeśli przyjrzymy się dokładnie zachowaniu obydwojga, okaże się, że żadne z nas nie było bez winy. Mam jednak nadzieję, że od tego czasu nauczyliśmy się trochę grzeczności.

– Nie mogę pocieszyć się tak łatwo. Od wielu miesięcy, a i dotąd jeszcze, boli mnie wspomnienie wszystkiego, co wówczas powiedziałem… mojego zachowania, obejścia, wyrażeń. Nigdy nie zapomnę twoich, jakże słusznych, zarzutów: „Gdybyś się pan był zachował jak prawdziwy dżentelmen”. To twoje słowa. Nie wiesz, nie możesz pojąć, jak mnie one dręczyły, choć przyznaję, że upłynęło trochę czasu, nim zdobyłem się na tyle rozsądku, by uznać ich słuszność.

– A ja ani przez chwilę nie przypuszczałam, by mogły wywrzeć tak silne wrażenie. Nie wyobrażałam sobie, że możesz je odczuć w ten sposób.

– Łatwo mi w to uwierzyć. Uważałaś mnie wówczas za człowieka niezdolnego do właściwych uczuć. Nigdy nie zapomnę, jak zmieniłaś się na twarzy mówiąc, że nie mógłbym ci się oświadczyć w sposób, który zachęciłby cię do przyjęcia mojej propozycji.

– Och, nie powtarzaj, co mówiłam wtedy. Te wspomnienia na nic się nie zdadzą. Zapewniam cię, że już od dawna głęboko się ich wstydzę.

Darcy przypomniał swój list.

– Czy dużo czasu upłynęło, zanim zaczęłaś dzięki niemu lepiej o mnie myśleć? Czy kiedy go czytałaś, dawałaś mu choć trochę wiary?

Opowiedziała, jak wielkie wrażenie zrobił na niej list, jak powoli ustępowały wszystkie jej dawne do niego uprzedzenia.

– Pisząc go wiedziałem, że ci sprawię ból, było to jednak konieczne – mówił Darcy. – Mam nadzieję, że go zniszczyłaś. Był tam pewien ustęp, zwłaszcza jego początek. Nie wiem, czyby ci sił starczyło przeczytać go raz jeszcze. Pamiętam pewne wyrażenia, za które mogłabyś mnie słusznie znienawidzić.

– List ten zostanie, oczywiście, spalony, jeśli uważasz, że to konieczne dla zachowania mych dzisiejszych uczuć. Choć jednak obydwoje mamy powody sądzić, iż opinie moje nie są niewzruszalne, myślę, że nie ulegają tak częstym zmianom, jak by można było z tego wnioskować.

– Kiedy pisałem ów list – ciągnął Darcy – wierzyłem święcie, żem zimny i spokojny, teraz jednak jestem pewny, że był pisany w okropnym rozgoryczeniu.

– Może list zaczynał się gorzko, kończył się jednak inaczej. Pożegnanie – to czyste miłosierdzie. Ale nie myśl już więcej o liście. Uczucia osoby, która go pisała, i tej, która go otrzymała, uległy tak ogromnym zmianom, że wszystkie związane z nim niemiłe okoliczności powinny iść w niepamięć. Musisz nauczyć się trochę mojej filozofii: myśl o przeszłości tylko wtedy, kiedy może ci ona sprawić przyjemność. – Nie wierzę w żadną twoją filozofię. Nie możesz po prostu znaleźć we wspomnieniach nic, za co mogłabyś sobie robić wyrzuty, więc płynące stąd zadowolenie nie jest rezultatem żadnej filozofii, tylko – co o wiele przyjemniejsze – nieświadomości złego. Inaczej ma się sprawa ze mną. Nachodzą mnie przykre wspomnienia, takie, których się nie da i nie powinno puszczać w niepamięć. Przez całe życie byłem ogromnie samolubny – w praktyce, nie w zasadach. W młodości uczono mnie, co jest dobre, nie uczono mnie jednak, że należy samemu pracować nad swoim charakterem. Wpajano mi właściwe zasady, lecz pozwalano postępować wedle nich z dumą i zarozumialstwem. Byłem na nieszczęście jedynym synem, przez wiele lat jedynym dzieckiem, toteż rodzice mnie psuli. Sami byli bardzo dobrzy, zwłaszcza ojciec, uosobienie uczynności i zacności, jednak jeśli chodzi o mnie, pozwalali, zachęcali, prawie uczyli mnie samolubstwa, arogancji, obojętności wobec wszystkich prócz najbliższej rodziny. Pozwalali mi lekceważyć innych – a przynajmniej starać się gorzej myśleć o ich rozumie i wartości w porównaniu z moimi. Taki to byłem od ósmego do dwudziestego ósmego roku życia i takim bym pozostał, gdyby nie ty, moja najdroższa, najmilsza Elżbieto. Czegóż ja tobie nie zawdzięczam! Dałaś mi nauczkę, ciężką z początku, ale jakże skuteczną! Dzięki tobie spokorniałem należycie. Przyszedłem do ciebie, nie mając najmniejszych wątpliwości, jak zostanę przyjęty. Pokazałaś mi, jak niewystarczające były wszystkie moje pretensje, by zadowolić kobietę, która jest tego warta.

– Byłeś wówczas pewien, że zostaniesz przyjęty?

– Tak. Cóż powiesz teraz o moim zarozumialstwie? Byłem przekonany, że życzysz sobie, oczekujesz moich oświadczyn.

– Musiałam się najwyraźniej niewłaściwie zachowywać. Nie robiłam tego jednak z rozmysłem, to pewne. Nigdy nie chciałam cię zwodzić, choć może właśnie żywość charakteru często sprowadzała mnie na manowce. Jakże musiałeś mnie nienawidzić po tamtym wieczorze!

– Nienawidzić! Byłem może z początku zły, ale ta złość szybko poszła we właściwym kierunku.

– Wprost boję się zapytać, co o mnie myślałeś, kiedy spotkaliśmy się w Pemberley. Miałeś mi za złe ten przyjazd?

– Nie, zapewniam cię, że byłem tylko zdziwiony.

– Nie mogłeś się bardziej zdumieć niż ja, kiedy zostałam tak uprzejmie przez ciebie przyjęta. Sumienie mi szeptało, że nie zasługuję na wyjątkową grzeczność, i wyznam, że nie spodziewałam się więcej, niż mi się należało.

– Chciałem ci wówczas dowieść, okazując całą grzeczność, na jaką mnie stać, że nie jestem aż tak nikczemny, by czuć urazę za przeszłość. Miałem nadzieję, że mi przebaczysz, że może zmienisz tak dotychczas niskie o mnie mniemanie, kiedy się przekonasz, że twe napomnienia odniosły skutek. Trudno mi powiedzieć, jak szybko pojawiły się i inne chęci – myślę, że w pół godziny po ujrzeniu ciebie.

Potem opowiadał, jak bardzo zachwyciła się tą znajomością Georgiana i jak była rozczarowana tak nagłym jej zerwaniem. To naprowadziło ich na przyczyny owego zerwania i Elżbieta dowiedziała się, że Darcy postanowił wyjechać za nimi z Derbyshire jeszcze przed wyjściem z gospody i że owo zamyślenie i powaga były wynikiem nie czego innego jak wahań, związanych z tą decyzją.

Elżbieta dziękowała mu raz jeszcze, lecz był to temat zbyt dla obojga przykry, by się nim dłużej jeszcze zajmowali.

Szli tak bez pośpiechu kilka mil jeszcze, zbyt sobą zajęci, by zdawać sobie sprawę, co się wokół dzieje, aż wreszcie spojrzawszy na zegarki stwierdzili, że już czas być w domu.

– Gdzie się podział Bingley i Jane? – tym pytaniem zapoczątkowali rozmowę o tamtych dwojgu. Darcy był zachwycony ich zaręczynami, przyjaciel doniósł mu o nich natychmiast.

– Muszę spytać jeszcze, czyś się zdziwił? – zagadnęła Elżbieta.

– Ani trochę. Wiedziałem wyjeżdżając, że to się wkrótce stanie.