– Należy przez to rozumieć, że dałeś swoje przyzwolenie. Byłam tego pewna. – I choć Darcy protestował przeciwko podobnemu określeniu, wkrótce okazało się, że właśnie tak było.
– Ostatniego wieczoru przed wyjazdem do Londynu odbyłem spowiedź, której, myślę, powinienem był dokonać wcześniej. Powiedziałem mu o wszystkim, co zaszło i co sprawiło, że całe me uprzednie mieszanie się w jego sprawy okazało się nierozumnym zuchwalstwem. Bardzo był zdziwiony, nie miał nigdy najmniejszych takich podejrzeń. Ponadto powiedziałem mu, iż się myliłem przypuszczając, iż jest obojętny twojej siostrze, ponieważ zaś wiedziałem, iż uczucie jego do niej nie zmniejszyło się ani trochę, byłem pewien, że będą razem szczęśliwi.
Elżbieta nie mogła się powstrzymać od śmiechu z tej ogromnej łatwości, z jaką Darcy kieruje swym przyjacielem.
– Czy tłumacząc mu, że Jane go kocha, mówiłeś to na podstawie własnych obserwacji, czy też polegałeś na mych zapewnieniach z zeszłej wiosny?
– Na tym pierwszym. Obserwowałem ją pilnie w czasie tych dwóch wizyt, jakie złożyłem ostatnio w twoim domu, i upewniłem się całkowicie co do jej uczucia.
– Przypuszczam zaś, że twoje zapewnienia kazały Bingleyowi natychmiast w nie uwierzyć.
– Tak. Widzisz, Bingley jest naprawdę prosty i skromny. Właśnie dlatego nie polegał w tak ważnej dlań sprawie tylko na własnych sądach, a zaufanie, jakie ma do mnie, ogromnie wszystko ułatwiło. Musiałem mu też wyznać jedną rzecz, która całkiem słusznie mocno go dotknęła. Nie mogłem pozwolić sobie na to, aby ukrywać przed nim, że przez trzy miesiące zeszłej zimy siostra twoja była w Londynie, że wiedziałem o tym i świadomie to przed nim skrywałem. Był bardzo zagniewany. Lecz pewien jestem, że i to mu przeszło, kiedy ostatecznie rozproszył swe wątpliwości co do uczuć twej siostry. Przebaczył mi teraz z całego serca.
Elżbieta miała straszną ochotę powiedzieć, że pan Bingley to wspaniały przyjaciel – wprost bezcenny, biorąc pod uwagę łatwość, z jaką pozwala sobą kierować. Stłumiła jednak te słowa. Wiedziała dobrze, że Darcy musi się dopiero nauczyć, iż można z niego kpić, ale teraz za wcześnie jeszcze na tę naukę. Darcy mówił dalej, jak bardzo, w jego mniemaniu, będzie szczęśliwy Bingley, że tylko on może być szczęśliwszy od niego – i tak doszli do domu. Rozstali się w hallu.
LIX
– Lizzy, kochanie, gdzieś ty chodziła! – tymi słowy Jane i wszyscy zebrani przy stole powitali młodą pannę, natychmiast gdy weszła do pokoju. Mogła tylko odpowiedzieć, że wędrowali ot tak, aż wreszcie zgubiła drogę. Zaczerwieniła się przy tym, lecz ani to, ani nic innego nie wzbudziło najmniejszych podejrzeń co do prawdziwych przyczyn ich spóźnienia.
Wieczór minął spokojnie, bez szczególnych jakichś wydarzeń. Oficjalna para zakochanych rozmawiała i śmiała się, nieoficjalna milczała. Okazywanie szczęścia głośną radością nie leżało w naturze Darcy’ego, Elżbieta zaś była zmieszana i podniecona, i raczej wiedziała, że jest szczęśliwa, niż to czuła. Zdawała sobie sprawę, że oprócz tego zaambarasowania przyjdzie jej jeszcze znieść wiele utrapień. Przewidywała, jak rodzina zareaguje na wiadomość o jej zaręczynach. Zdawała sobie sprawę, że Darcy’ego nie lubi nikt prócz Jane, a obawiała się nawet, że pozostali żywią do niego wyraźną niechęć, której nie zdoła zatrzeć ani jego fortuna, ani pozycja.
Wieczorem otworzyła serce przed Jane. Choć podejrzliwość nie leżała w naturze najstarszej panny Bennet, okazała w tej sprawie zupełne niedowiarstwo.
– Żartujesz, Lizzy! To niemożliwe! Zaręczona z panem Darcym? Nie, nie oszukasz mnie. Wiem, że to zupełnie nieprawdopodobne!
– Fatalny początek! Cała moja nadzieja była w tobie! Pewna jestem, że jeśli ty mi nie uwierzysz, to i inni nie dadzą wiary. Doprawdy, mówię całkiem poważnie. Ani jedno słówko nie jest tu kłamstwem. On wciąż jeszcze mnie kocha i jesteśmy zaręczeni. Dziś to zostało postanowione.
Jane spoglądała na nią z powątpiewaniem.
– To przecież niemożliwe, Lizzy. Wiem, jak go okropnie nie cierpiałaś.
– Nie wiesz nic podobnego, nic absolutnie. Wszystko to trzeba zapomnieć. Może nie zawsze kochałam go tak bardzo jak teraz, ale w takich jak ten przypadkach dobra pamięć jest rzeczą niewybaczalną. Ja sama pamiętam o tym dzisiaj po raz ostatni.
Jane spoglądała na nią ze zdumieniem. Jeszcze raz, i tym razem poważniej, zapewniła ją Elżbieta o prawdzie swoich słów.
– Dobry Boże! Czy to możliwe? Ale teraz muszę ci już wierzyć! – zawołała Jane. – Kochana, kochana Lizzy… chciałabym ci… to jest, winszuję ci… ale czy jesteś pewna, wybacz to pytanie, czy jesteś zupełnie pewna, że będziesz z nim szczęśliwa?
– Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Ustaliliśmy już, że będziemy najszczęśliwszą w świecie parą.
Ale, Jane, kochanie, czyś temu rada? Czy będziesz chciała mieć takiego szwagra?
– Bardzo, bardzo! Ani mojemu narzeczonemu, ani mnie nic nie mogłoby sprawić większej radości. Uważaliśmy… mówiliśmy o tym jako o rzeczy niemożliwej. Czy naprawdę kochasz go dostatecznie mocno? Och, siostrzyczko! Wszystko, tylko nie małżeństwo bez miłości! Czy jesteś zupełnie pewna, że czujesz do niego to, co powinnaś czuć?
– Na pewno. Uznasz zresztą, że czuję do niego więcej, niż powinnam, kiedy ci wyznam całą prawdę.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– No więc… przyznam ci się, że kocham go bardziej niż ty twojego narzeczonego. Boję się, że się będziesz gniewać.
– Lizzy, kochanie, proszę cię, mów serio. Chcę rozmawiać z tobą bardzo poważnie. Powiedz mi natychmiast wszystko, co powinnam wiedzieć. Czy przyznasz się, od jak dawna go kochasz?
– To szło tak stopniowo, że sama dobrze nie wiem, kiedy się zaczęło. Przypuszczam, że w chwili, kiedy zobaczyłam jego piękne majętności Pemberley.
Powtórne prośby, by spoważniała wreszcie, odniosły w końcu pożądany skutek. Elżbieta uspokoiła Jane, zapewniając ją o swym uczuciu do Darcy’ego. Upewniona w tym względzie najstarsza panna Bennet nie Pragnęła już niczego więcej.
– Teraz jestem w pełni szczęśliwa – mówiła – wiem bowiem, że ty będziesz równie szczęśliwa jak ja. Zawsze wysoko go ceniłam. Musiałabym go szanować już tylko ze względu na jego miłość do ciebie, lecz jako twojego męża i przyjaciela mojego męża, będę go kochała najbardziej na świecie – oczywiście po was dwojgu. Ale, Lizzy, byłaś wobec mnie bardzo skryta i tajemnicza. Tak niewiele mi opowiadałaś o tym, co się wydarzyło w Pemberley i Lambton. Wszystko, co wiem zawdzięczam komu innemu, nie tobie.
Elżbieta wyjaśniła przyczyny swej tajemniczości. Nie chciała wspominać nazwiska Bingleya, nie chciała również wspominać nazwiska jego przyjaciela, a to ze względu na własne, nieskrystalizowane uczucia do niego. Teraz jednak nie będzie ukrywać przed nią dłużej udziału Darcy’ego w sprawie małżeństwa Lidii. Wszystko zostało wyjaśnione i pół nocy zeszło na rozmowie.
– Dobry Boże! – krzyknęła pani Bennet, stojąc przy oknie następnego ranka. – Znowu ten okropny pan Darcy idzie tutaj z naszym kochanym Bingleyem. Czego on tak ciągle męczy nas swoimi wizytami! Nie mam pojęcia, co z nim zrobić. Żeby też sobie poszedł polować i nie męczył nas swym towarzystwem. Co z nim poczniemy? Lizzy, musisz z nim znowu iść na spacer, żeby nie wchodził Bingleyowi w drogę.
Elżbieta ledwo się mogła powstrzymać od śmiechu na tak dogodną propozycję, dręczyła ją jednak myśl, że matka zawsze będzie o nim mówiła w ten sposób.
Natychmiast przy wejściu Bingley spojrzał na nią tak znacząco i tak serdecznie uścisnął jej dłoń, że jasne było, iż jest powiadomiony o wszystkim. Po chwili zwrócił się głośno do pani Bennet: