Выбрать главу

– Czy nie ma tutaj w okolicy jakichś ścieżek, na których Lizzy mogłaby dzisiaj znów zmylić drogę?

– Radziłabym panu Darcy’emu, Lizzy i Kitty, by poszli dzisiaj na górę Oakham. To miły, długi spacer, a pan Darcy nigdy nie oglądał widoku stamtąd.

– Wydaje mi się to odpowiednie dla wszystkich odparł Bingley. – Oprócz Kitty. Dla niej to za długi spacer, prawda, Kitty?

Kitty przyznała, że wolałaby zostać w domu. Darcy okazał niezwykłe zainteresowanie widokiem z góry Oakham, a Elżbieta zgodziła się w milczeniu. Kiedy szła na górę, by się ubrać, pani Bennet podreptała za nią.

– Bardzo mi przykro, Lizzy, że musisz sama znosić towarzystwo tego niemiłego człowieka. Myślę, że nie masz o to żalu. Wiesz, że to wszystko dla Jane. Nie ma też powodu, byś z nim ciągle rozmawiała – tylko tak, od czasu do czasu. Nie rób sobie wielkiej subiekcji.

Na spacerze ustalili, że jeszcze tego wieczora Darcy poprosi pana Benneta o rękę córki. Elżbieta postanowiła sama prosić matkę o zgodę, nie była bowiem pewna, jak też ona to przyjmie. Czasem wątpiła, czy wszystkie bogactwa i wspaniałości pana Darcy’ego wystarczą, by przezwyciężyć jej niechęć do niego. Bez względu jednak na to, czy gwałtownie przeciwstawi się temu związkowi, czy też gwałtownie się nim zachwyci – pewne było, że jej zachowanie nie wystawi najlepszego świadectwa rozsądkowi. Dlatego Elżbieta nie chciała, by pan Darcy usłyszał pierwsze porywy matczynej radości czy też gniewnej dezaprobaty.

Wieczorem, natychmiast po wyjściu pana Benneta do biblioteki, Elżbieta zobaczyła, jak Darcy wstaje i wychodzi za ojcem. Była ogromnie przejęta. Nie bała się odmowy ojca, ale wiedziała, że go zasmuci. Ona, ukochane jego dziecko, tak bardzo go zmartwi swym wyborem. Będzie pełen żalu i obaw. Przykre to były myśli, toteż siedziała zmartwiona, póki Darcy nie wrócił. Pocieszyła się trochę widząc, że się uśmiecha. Po chwili zbliżył się do stołu, przy którym siedziała z Kitty, i udając, że zachwyca się jej robótką, szepnął:

– Idź do ojca. Czeka na ciebie w bibliotece.

Poszła natychmiast. Ojciec chodził tam i z powrotem po pokoju. Był poważny i niespokojny.

– Lizzy – zaczął. – Co ty robisz? Czyś od zmysłów odeszła, że przyjmujesz tego człowieka? Przecież zawsze go nie cierpiałaś.

Jak gorąco pragnęła, by jej dawne opinie były rozsądniejsze, jej wypowiedzi bardziej umiarkowane. Oszczędziłoby to wszystkich wyjaśnień i zapewnień, które tak nieporęcznie było jej teraz dawać. Były jednak konieczne, toteż Elżbieta z zakłopotaniem zapewniła ojca o swym prawdziwym i gorącym uczuciu dla pana Darcy’ego.

– Innymi słowy, postanowiłaś się wydać za niego. Jest bardzo bogaty, to prawda… będziesz miała piękniejsze stroje i powozy niż Jane. Ale czy to da ci zasłużone szczęście?

– Czy tatuś nie ma żadnych innych zastrzeżeń oprócz przekonania, że go nie kocham?

– Żadnych. Wszyscy wiemy, że to dumny, niemiły człowiek, ale to byłby drobiazg, gdyby ci się naprawdę podobał.

– Podoba mi się… lubię go… – mówiła Elżbieta, a łzy napłynęły jej do oczu. – Kocham go, tatusiu. Naprawdę, nie ma w nim fałszywej dumy. Jest strasznie miły. Tatuś nie wie, jaki on jest naprawdę, więc niech mnie tatuś nie rani, mówiąc o nim w ten sposób.

– Lizzy – odparł ojciec. – Dałem mu moją zgodę. To tego rodzaju człowiek, że nie ośmieliłbym się odmówić mu czegoś, o co łaskawie zechciał poprosić. Teraz daję i tobie moje przyzwolenie, jeśli naprawdę zdecydowana jesteś wyjść za niego. Ale pozwól, że ci poradzę, byś się jeszcze nad tym zastanowiła. Znam twoje usposobienie, córeczko, i wiem, że nie będziesz ani szczęśliwa, ani godna poważania, nie mając do własnego męża głębokiego szacunku, jeśli nie będziesz go uważała za człowieka stojącego wyżej od ciebie. Twoja żywa inteligencja wystawi cię na wielkie niebezpieczeństwo w niedobranym małżeństwie. Trudno ci przyjdzie uniknąć nieszczęścia i niesławy. Dziecko moje kochane, nie czyń mi bólu. Nie chcę widzieć, że nie masz szacunku dla towarzysza swego życia. Sama chyba nie wiesz, co robisz.

Jeszcze bardziej teraz przejęta Elżbieta odpowiedziała ojcu z uroczystą powagą. Zapewniła go po wielekroć, że pan Darcy jest rzeczywiście wybrańcem jej serca, wyjaśniła, jak powoli zmieniała swoją o nim opinię, jak nabierała do niego szacunku, tłumaczyła, że jego uczucie do niej nie jest sprawą jednego dnia, lecz wytrzymało próbę wielomiesięcznej niepewności, z przekonaniem wyliczyła wszystkie jego zalety – i wreszcie przezwyciężyła nieufność ojca i przekonała go do tego małżeństwa.

– No, moja kochana – odezwał się, kiedy skończyła – wobec tego nie mam już nic do powiedzenia. Jeśli sprawa tak wygląda, to Darcy jest ciebie godny. Nie rozstałbym się z tobą, Lizzy, dla kogoś, kto mniej byłby wart.

Chcąc już całkowicie zdobyć Darcy’emu przychylność ojca, Elżbieta opowiedziała, co młody człowiek uczynił w sprawie Lidii. Pan Bennet słuchał ze zdumieniem.

– Cóż to za wieczór cudów! – zawołał. – Więc Darcy zrobił wszystko, doprowadził do ślubu, dał pieniądze, zapłacił długi tamtego i kupił mu patent oficerski! Wspaniałe! Zaoszczędzi mi to masę kłopotów i wydatków. Gdyby to się stało za sprawą wuja, musiałbym mu zapłacić i z pewnością bym to uczynił, ale ci zakochani szaleńcy robią wszystko podług własnej woli. Jutro zaproponuję mu zwrot pieniędzy, on będzie grzmiał i gardłował o swojej miłości do ciebie i tak się cała sprawa zakończy.

Przypomniał sobie potem zakłopotanie Elżbiety, kiedy jej czytał parę dni temu list pana Collinsa. Pośmiał się z niej trochę i wreszcie pozwolił jej iść, mówiąc na odchodnym:

– Jeśli przyjdą jeszcze jacyś młodzi ludzie prosić o Kitty i Mary, to przyślij ich tutaj – jestem do waszej dyspozycji.

Ogromny ciężar spadł z serca Elżbiety. Przez pół godziny rozmyślała samotnie u siebie na górze, po czym, względnie już spokojna, przyłączyła się do reszty towarzystwa. Zbyt świeże było wszystko, by się otwarcie radować, wieczór upłynął więc spokojnie. Nic już nie groziło, nie było się czego obawiać, a z czasem zawita i beztroskie poczucie spokoju i zażyłości.

Wieczorem, kiedy matka szła do swej gotowalni, Elżbieta pospieszyła za nią i zakomunikowała ważną nowinę. Wrażenie było niezwykłe. W pierwszej chwili pani Bennet siedziała spokojnie, niezdolna wykrztusić słowa. Dopiero po pewnym czasie zdołała pojąć, co usłyszała, choć przecież na ogół szybko się orientowała, co dla rodziny jest z korzyścią lub też, ile zyskuje każda córka w osobie wielbiciela. Wreszcie zaczęła przychodzić do siebie, kręcić się w krześle, wstawać, siadać, dziwić się i wzywać pana Boga.

– Wielki Boże! Chryste Panie! Pomyśleć tylko! O Jezu! Pan Darcy! Któż by to pomyślał! I to prawda, nie żarty? Lizzy moja najsłodsza! Jaka ty będziesz bogata, jaka wielka dama! Co za pieniądze na szpilki, jaka biżuteria, jakie powozy! Fortuna Jane będzie niczym w porównaniu z twoją!!! Takam rada, takam szczęśliwa! Co za czarujący człowiek! Taki przystojny! Taki wysoki! O moja Lizzy najdroższa! Proszę cię, przeproś go, żem go dawniej nie lubiła! Mam nadzieję, że mi to zapomni! Kochana, kochana córeczko! Dom w Londynie. Tyle wspaniałych rzeczy! Trzy córki wydane za mąż! Dziesięć tysięcy rocznie! O Boże, co się ze mną stanie! Chyba oszaleję!

To wystarczyło, by usunąć wszelkie wątpliwości co do aprobaty matki. Elżbieta wysunęła się szybko z jej pokoju, rada, że sama była świadkiem tego wybuchu radości. Nie minęły jednak trzy minuty, kiedy matka przyszła do niej.

– Córeczko moja kochana! – wołała. – Nie mogę myśleć o niczym innym. Dziesięć tysięcy rocznie a może i więcej. To nadzwyczajne! I koniecznie indult! Musicie, musicie brać ślub za indultem. Ale powiedz mi, kochanie moje, co pan Darcy najbardziej lubi, żebym mogła mu przygotować na jutro?