Выбрать главу

— Właśnie, tak toczy się koło fortuny, prawda?

Soana zesztywniała, Sulana od razu to zauważyła.

— Najlepsze życzenia długiego i spokojnego panowania dla was i dla waszej małżonki — powiedziała czarodziejka z uśmiechem.

— Dziękuję, dziękuję — uciął Dohor, lekko urażony. Potem znowu zwrócił się do Ida: — W każdym razie nie zapominam, że jestem przede wszystkim Jeźdźcem Smoka i nigdy nie zaniedbam moich obowiązków wojskowych. To wielkie szczęście dla królestwa mieć władcę doświadczonego w sztuce wojennej, nie sądzicie?

— Gdybyśmy żyli w czasach wojny, niewątpliwie byłoby to wielkie szczęście.

— Właśnie, a przecież nikt nie może przewidzieć, kiedy nadejdzie wojna…

— Jeszcze raz dziękuję, że zaszczyciliście nas tym zaproszeniem, niech żyje para królewska — znów pospiesznie powiedziała Soana i skłoniła się. Ido, zmieszany, zrobił to samo.

Odeszli, a Sulana poczuła lekkie drżenie dłoni małżonka. Odwróciła się, żeby na niego popatrzeć, ale on nie odwzajemnił spojrzenia. Zimny i opanowany, miał już gotowy nowy uśmiech dla następnego gościa.

Sulana przebrała się pospiesznie, aż pomagająca jej pokojówka lekko się zniecierpliwiła.

— Zniszczycie suknię!

Nie obchodziło jej to. Tak czy inaczej przecież już nigdy jej nie włoży. Czekała ją noc poślubna i nie wiedziała, czy ma być przestraszona, czy szczęśliwa.

Z pobladłą twarzą weszła do komnaty. Rozjaśniała ją tylko jedna świeca i pełne światło wspaniałego letniego księżyca. Sypialnia była pusta.

Sulana zatrzymała się w drzwiach. Odwróciła się w kierunku korytarza, ale nikogo tam nie było. Przywołała pokojówkę.

— Gdzie jest król?

— Nie wiem, moja królowo, nie widziałam, jak wychodził.

Gdzie był Dohor? Co mogło być ważniejsze od jego oblubienicy?

Sulana usiadła sztywno na brzegu łóżka. Czuła głupią obawę, że pogniecie pościel. Czekała.

Była głęboka noc. Wciąż ani śladu Dohora. Co się stało? Sulana nie mogła dłużej czekać. Szła teraz boso przez ciemny ogród. Lubiła łaskotanie trawy pod stopami.

Z westchnieniem pomyślała o swoich marzeniach i o tym, że z młodzieńczych złudzeń nic jej nie pozostało.

Usłyszała szept. Odwróciła się. Podążyła za nim.

Starała się iść cicho. O tej porze w ogrodzie nie powinno nikogo być. Przez chwilę łudziła się, że może to Dohor. Może czeka tam na nią, może to jakaś niespodzianka. Myśl bardzo głupia, ale również bardzo słodka.

Kiedy pomiędzy bukszpanowymi żywopłotami, pod wierzbą, zobaczyła cień, poczuła bicie serca. Szmer. Jego głos? Nie, dwa głosy. I dwie sylwetki.

Ukryła się za drzewem.

— A dlaczego nie przyszliście na ceremonię?

— Tacy jak my wchodzą do pałaców tylko przy szczególnych okazjach, nie tak szczęśliwych jak śluby. Gdzie pojawiamy się my, tam wkracza śmierć.

Był to głos zimny i wyważony, zabarwiony ledwie wyczuwalną nutką rozbawienia. Drugi był łatwo rozpoznawalny. Dohor.

Sulana poznała jego śmiech.

— Rozumiem. A więc, co jeszcze macie mi do powiedzenia?

— Na razie nic więcej. Poza gratulacjami: uważam was za bystrego i bardzo dalekowzrocznego młodzieńca.

— Gdybym nim nie był, nie znajdowałbym się tutaj.

— Ale to dopiero początek, prawda?

— Oczywiście.

Znów ten delikatny śmiech, na który do poprzedniego dnia jej serce się otwierało, a który teraz sprawiał, że czuła lodowaty ucisk.

— Z pewnością w przyszłości będę chciał skorzystać z usług waszych i waszej sekty.

— Jesteśmy całkowicie do waszej dyspozycji. Oczywiście pamiętacie cenę…

— Z przeprowadzeniem paru śledztw w Wielkiej Krainie nie będzie żadnego problemu.

Drugi mężczyzna pokłonił się z elegancją.

— Przykro mi, że nie mam wina, abyśmy mogli wznieść toast za nasz pakt.

— Zrobimy to później, kiedy nasza współpraca przyniesie pierwsze owoce.

Sulana zobaczyła, jak Dohor kieruje się w stronę pałacu. Miała sparaliżowane nogi, ale musiała ruszyć się, biec do ich pokoju. Tak zrobiła. Zresztą znała posiadłość lepiej niż jej świeżo poślubiony małżonek.

Dotarła na miejsce chwilę przed nim, wsunęła się do środka i usiadła na łóżku z dłońmi splecionymi na brzuchu. Co teraz?

Dohor ostrożnie otworzył drzwi. Kiedy zobaczył, że Sulana siedzi, zaskoczony zatrzymał się w progu.

— Nie śpisz?

Nie wiedziała, co odpowiedzieć.

— Czekałam na ciebie…

Zamknął za sobą drzwi.

— Przykro mi. Powinienem był cię zawiadomić, że mam coś do załatwienia. Naprawdę nie było powodu, abyś na mnie czekała.

Uprzejmy. Ale zimny. Wszedł za parawan, żeby się przebrać. Sulana słyszała, jak majstruje przy dzbanie z wodą, słyszała dźwięk odkładanego miecza. Ani słowa. Ona natomiast miała wiele pytań, które cisnęły się jej na usta.

Dohor wyszedł zza parawanu w koszuli i wojskowych spodniach. Wziął stojącą przy łóżku świecę, aby ją zgasić.

— Gdzie byłeś?

To pytanie wyrwało się prawie wbrew jej woli.

Dohor zamarł. Nie odwrócił się.

— Już ci powiedziałem, miałem coś do załatwienia.

— Nie chcesz mi powiedzieć, co?

— To nie twoja sprawa.

— Jego palce zbliżyły się do knota. Sulana nagle poczuła irytację.

— Widziałam, jak rozmawiałeś w ogrodzie z jakimś człowiekiem.

Dohor odwrócił się ku niej gwałtownie.

— Szpiegowałaś mnie?

Jego jasne oczy wypełniły się nagle mieszaniną złości i lęku.

— Byłam tam przypadkiem…

Złapał ją za nadgarstki.

— I zaczęłaś nas szpiegować? Jak śmiałaś?

Sulanę ogarnęło nagłe przerażenie. Była w komnacie sama z nieznajomym, z nieznajomym, który ją atakował. Poczuła ucisk w gardle i napływające łzy.

— Przyszłam tutaj, ale ciebie nie było… nie wiedziałam, czy martwić się, czy co… i czekałam na ciebie… ale było późno… byłam rozczarowana… no i dlatego… to nasza noc poślubna… — zakończyła, patrząc na niego i szukając zrozumienia. Nie znalazła go nawet odrobinki.

— To, co robię, nie dotyczy ciebie. Teraz jestem królem i sprawy państwowe przeszły w moje ręce.

W głębi serca Sulana już rozumiała, ale nie mogła się powstrzymać, żeby nie spróbować jeszcze raz:

— Ale teraz jesteśmy mężem i żoną… a tamten człowiek… tamten człowiek mnie przestraszył…

Dohor uśmiechnął się krzywo.

— Mężem i żoną? Raczej królem i królową. Ty byłaś zmęczona, a ja chciałem tronu, to wszystko. Tamten człowiek wyniesie mnie wysoko, bardzo wysoko, i będzie to dobre również dla ciebie.

Puścił ją szorstko, zgasił świecę i położył się plecami do niej.

Sulana siedziała dalej po ciemku z szeroko otwartymi oczami. Usłyszała, jak on znowu się obraca.

— I nie ośmielaj się rzucać mi kłód pod nogi, jasne? Mamy umowę, a ty jej nie złamiesz.

Powiedział to z lodowatym spokojem, po czym przyciągnął do siebie nakrycia.

Sulana długo tkwiła bez ruchu, ze łzami powoli spływającymi jej po policzkach, bez najcichszego szlochu.

Popełniła błąd. Dopiero z czasem miała zrozumieć, jak wielki.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Saar, czyli Wielka Rzeka, rozciąga się na zachód od Świata Wynurzonego i stanowi jego nieprzekraczalną granicę. Nikt nie zna dokładnie jego rozmiarów, mówi się jednak, że w najszerszych miejscach oba brzegi oddalone są od siebie nawet o siedem czy osiem mil. Nikt też nie wie, jakie stworzenia żyją w jego nurtach. Wszystko, co o Saarze wiadomo, jest niejasne lub oparte na legendach, ponieważ z wielu osób, które próbowały rzekę przekroczyć, żadna nigdy nie powróciła.