Zamilkła z zamkniętymi oczami i pięściami przyciśniętymi do piersi. Puszcza trwała w ciszy. Może to już koniec, może jej grzech był nie do odkupienia.
Wkrótce.
Nie więcej niż słabe wrażenie, niejasne przeczucie. Szept.
Rekla otworzyła oczy na ciemność lasu i czekała.
— Jeszcze, proszę cię! Mów do mnie jeszcze! — Ale nikt jej nie odpowiedział.
Był to tylko moment, ale to jej wystarczyło. Most został przerzucony, wszystko znowu będzie tak jak dawniej. Kiedy krew Dubhe zostanie wlana do basenu, wówczas Thenaar znowu obejmie ją i pocieszy.
Rekla roześmiała się głośno przez łzy.
Przez długi czas była tylko ciemność i ból. I zamęt.
Pospieszny dotyk dłoni na ciele, dwa głosy wypowiadające słowa, których nie rozumiała, świeżość maści na ramieniu, mdłości.
A potem sny. Mistrz, który do niej mówił.
„Nigdy nie wolno tracić czujności, zawsze trzeba być czujnym”.
To samo zdanie, i znowu, powtarzane w nieskończoność.
„Tak, Mistrzu”.
„No to dlaczego się zdekoncentrowałaś?”.
Potem kwiaty, jak okiem sięgnąć tysiące kwiatów, i Lonerin, latający nad nimi z dziwnym uśmiechem i oczami pełnymi nienawiści.
Kiedy się obudziła, właśnie zaczynało świtać.
— Jak się czujesz?
Głos Lonerina! Ciekawe, co się tym razem wydarzyło i w jaki sposób udało mu się ją ocalić. Już miała otworzyć się w uśmiechu, gdy obracając się, zobaczyła twarz nieznanego mężczyzny.
Nie potrafiła ocenić jego wieku, ale ubrany był całkowicie na czarno, a jego ciało wyglądało młodo i atletycznie.
— Kim jesteś?
Jej głos był chrapliwy, straszliwie bolało ją gardło.
— Twoim wybawcą — odpowiedział kobiecy głos. Dubhe rozpoznała go od razu, a rzeczywistość, wspomnienie tego, co się stało, uderzyło ją gwałtownie jak cios. Lonerin… Lonerin nie żył.
Mdłości stały się nie do zniesienia. Zwymiotowała tę resztkę, którą jeszcze miała w żołądku. Jej ramiona i nogi były związane, więc nie mogła się podnieść. To mężczyzna jej pomógł, żeby się nie zadławiła.
Rekla weszła w jej pole widzenia.
— Zdaje się, że nieźle sobie zaszalałam — powiedziała z uśmieszkiem.
Podsunęła jej pod nos naczynko wypełnione płynem o zapachu goździków. Dubhe zacisnęła wargi.
— Wypij to albo to w ciebie wmuszę.
Dubhe miała oczy zasnute łzami i była świadoma, że wygląda zupełnie niegroźnie, ale wytrzymała jej spojrzenie. Chciała patrzeć w oczy kobiecie, która zabiła Lonerina.
— Jak chcesz.
Mężczyzna zaszedł od tyłu i posadził ją, a Rekla zmusiła ją do przełknięcia eliksiru, który przygotowała.
Dubhe nie miała siły się buntować. Własne ciało odmawiało jej posłuszeństwa.
Część płynu wylała się na nią, ale duża porcja zeszła, paląc, do gardła.
Mężczyzna puścił ją nagle, tak samo Rekla. Znowu znalazła się na ziemi. Spojrzała na różowe niebo nad sobą. Widok jedyny w swoim rodzaju. Gdyby był tu Lonerin, położyłby się obok niej i z pewnością powiedziałby coś żartobliwego. Zamknęła oczy, a dwie wielkie łzy spłynęły jej po policzkach.
— Chyba nie płaczesz z powodu tego twojego przyjaciela, co? — spytała Rekla.
Dubhe otworzyła oczy i spojrzała na nią ostro.
— Nie wspominaj jego osoby… — wymamrotała zachrypłym głosem.
Rekla podniosła dłoń, jak gdyby chciała ją spoliczkować. Jednak nie uderzyła jej. Ograniczyła się do szyderczego uśmiechu.
— No tak, nigdy nie byłaś jedną z nas, inaczej od razu byś zrozumiała, że Przegrany to tylko kawał ciała. Jedynym, który się liczy jest Thenaar.
Przynajmniej tego dnia zostawili ją w spokoju. Mieszanka, którą jej dali, plątała jej myśli i utrzymywała w dziwnym stanie przytępienia. Z pewnością był to jakiś narkotyk. Wiedzieli, że inaczej nie dałaby się nigdzie zaprowadzić bez walki.
Mieszkająca w niej Bestia milczała: najwyraźniej Rekla dodała do jej napoju kilka kropel eliksiru, żeby ją uśpić. Miała świadomość, że gdyby Bestia się obudziła, byłby to dla nich problem. Dubhe czuła się jak w pułapce.
To dziwne, jak bardzo wcześniej ciążyła jej obecność Lonerina. Każdego dnia szukała samotności, a wieczorami nie mogła się przyzwyczaić, że ma go blisko siebie. Teraz jednak brakowało jej go, straszliwie. Nie było go już, a bez niego jej misja była skończona. To on prowadził ją ku ocaleniu, taka była prawda. Po tym, jak przysięgła sobie samej, że już nigdy się do nikogo nie zbliży, skończyło się tak, jak z Jenną. On też był przy niej, ochraniając ją zaraz po śmierci Mistrza, ale w końcu musiała oddalić go, aby ocalić mu życie, kiedy Gildia zażądała od niej jego głowy. Jednak o ile była w stanie zachować życie owego starego przyjaciela, inaczej było w przypadku Lonerina.
Teraz jedyne, co mogła zrobić, to zabić Reklę i dokończyć swych dni tam, w gęstwinie lasu, czekając, aż pożre ją Bestia. Tak wreszcie się wypełni jej egzystencja, tak bezużyteczna i szkodliwa.
Nigdy tak naprawdę nie miała ochoty się ratować. To Lonerin tego pragnął, dla nich obojga, a teraz wola ta znikła razem z nim.
Dubhe ukryła twarz przed spojrzeniem Rekli i jej towarzysza. Płakała w ciszy, tak, żeby tego nie widzieli.
10. Dar Rekli
Rekla czuwała w ciemności. Wracała myślą do chwili, kiedy kilka godzin wcześniej straciła głowę i zmasakrowała Dubhe kopniakami. Była bardzo bliska zaprzepaszczenia misji, a jednak w tym wspomnieniu było coś słodkiego — to samo uczucie, które teraz nie pozwalało jej zasnąć. Śledziła oddech dziewczyny, studiując jej cierpienie. Bo musiała cierpieć, wiedziała o tym. Z przyjemnością czekała na jej jęki.
Nawet nie mogła sobie przypomnieć pierwszego razu, kiedy zaczęła rozkoszować się cierpieniem innych. Było to coś tak głęboko zakorzenionego w jej naturze, że już prawie zapomniała, jak to się zaczęło.
Może to było w zabawie. W położonej w Krainie Morza wiosce, skąd pochodziła, czasami zdarzało jej się chodzić za starszymi dziećmi. Nie była wśród nich zbyt popularna, więc najczęściej kończyło się na tym, że śledziła ich z daleka, nigdy nie przyłączając się do grupy. Czasami, kiedy zdawali się nudzić, widziała, jak wyżywają się na jakimś zwierzęciu. Patrzyła, jak obcinali świerszczom odnóża, wyrywali motylom skrzydła, słuchała, jak się śmieją.
W tych widowiskach zawsze było coś, co ją fascynowało. Rozpaczliwa ucieczka ofiar, ich bezradność i żywotność, jakie za każdym razem okazywały, to ogłupiałe sprzeciwianie się torturom, wytrwałe czepianie się życia.
Wówczas ona też zaczęła to robić, w samotności. Rozumiała, że dla tamtych dzieciaków miało to inne znaczenie. Buly, Granda i ich przyjaciele oddawali się tej zabawie tylko wówczas, kiedy byli w towarzystwie, był to swojego rodzaju zbiorowy rytuał. Wszyscy razem się z tego śmiali, wszyscy czuli się silni. Ale ona nie mogła z nimi przebywać. Z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafiła się z nikim związać. Była zbyt nieśmiała, aby nawiązać kontakt, i zawsze paraliżował ją strach, że będzie gorsza od innych, oraz lęk, że powie albo zrobi coś niewłaściwego. Jednak to przede wszystkim reszta świata jej nie chciała. Po pierwsze dlatego, że nigdy nic nie mówiła, a po drugie — wszyscy wiedzieli, co działo się w jej domu. Jej rodzina nie była miłe widziana i cała wioska znała ich historię. Tylko ona, Rekla, wciąż jeszcze broniła się przed zaakceptowaniem prawdy.