Było to szczęśliwe życie, tak. Bo było to życie, które miało cel. Jej dzieciństwo pozbawione było wszystkiego, było miotaniem się w ciemności w poszukiwaniu niemożliwej do osiągnięcia ulgi. Natomiast odkąd poznała Thenaara, jej egzystencja rozjaśniła się, a droga jawiła się przed nią prosta, pewna. Wiedziała, że w głębi każdego cierpienia był on, jej bóg, i że zawsze będzie.
Potem pojawiła się Dubhe. Nie chodziło o samą jej obecność. Rekla bez trudu zgodziła się, żeby wziąć ją pod swoje skrzydła. Myśl, żeby mieć kogoś całkowicie do swojej dyspozycji i absolutnie podporządkowanego, ekscytowała ją. Dopiero ucieczka dziewczyny wszystko zniszczyła.
Potraktowała ją jako swoją osobistą porażkę. Dubhe została jej powierzona i umknęła jej sprzed nosa. Gdyby jednak chodziło tylko o poczucie winy, wiedziałaby, jak sobie z tym poradzić. Niestety, szło o coś więcej.
Tego dnia, kiedy odkryto ucieczkę Dubhe, Rekla zrozpaczona pobiegła do świątyni. Rzuciła się na ziemię z dłońmi skierowanymi ku górze.
— Przebacz mi, Thenaarze, proszę cię, przebacz twojej nieudolnej służebnicy! Przemów do mnie, powiedz, co mam robić, a będę twoją ręką!
Z góry nie padło żadne słowo, żadne pocieszenie. Tylko cisza.
Długie godziny spędziła na pokucie, inne na modlitwie, ale wszystko daremnie. Thenaar milczał oburzony, a Rekla była zrozpaczona. Osobiście zaoferowała się pójść na poszukiwanie Dubhe, bo sądziła, że to jedyny sposób na przebłaganie gniewu boga. Kiedy krew tej zdrajczyni zostanie wlana do basenu, Thenaar znów do niej przemówi. Rekla nie mogła się tego doczekać, rozpaczliwie potrzebowała usłyszeć go jeszcze raz. Myślała nawet, żeby zabić młodzieńca, który był razem z Dubhe, i złożyć go w ofierze w oczekiwaniu na śmierć dziewczyny. Jednak jemu też udało się jej wymknąć, on też zniweczył jej plany.
Reklę wypełniała nieprzebrana złość, której tylko częściowo dała upust, masakrując Dubhe. Ale to nie wystarczyło.
Tamtego wieczoru wlała do eliksiru dwie krople więcej. A teraz czekała na jęki dziewczyny, efekt trucizny. Nie umrze, ale będzie cierpiała, i to bardzo.
Kiedy pierwszy lament dotarł do jej uszu, Rekla uśmiechnęła się.
11. Niewola
W połowie nocy Dubhe poczuła ją obok siebie. Z trudem odwróciła oczy i zobaczyła błysk innego spojrzenia. Pomyślała o tych wielu razach, kiedy podczas podróży zdarzało się, że ona i Lonerin widzieli połyskiwanie oczu w gęstwinie. Teraz było tak samo. Oczy Rekli były oczami dzikiej bestii.
— Słyszałam, jak jęczałaś — powiedziała.
Jej głos miał mrożący krew w żyłach spokój.
Dubhe poczuła mdłości na widok tej kobiety, zwłaszcza że w piersi czuła podnoszące się z głębi żądanie. Zacisnęła zęby, aby słowa nie wypłynęły jej na usta, ale Rekla i tak zrozumiała.
— Wiem, czego chcesz.
Uśmiechała się. Taką właśnie Dubhe zobaczyła ją po raz pierwszy, uśmiechniętą.
Rekla wyciągnęła z chlebaka ampułkę i kołysała nią przed jej twarzą. Dubhe wiedziała, co w niej jest, i poczuła w głębi swego brzucha wszechogarniającą obecność Bestii. Powstrzymała się jednak.
— Chcesz ją? — spytała przymilnie Rekla. — Taka zdrajczyni jak ty nie zasługuje na nią. Ty zasługujesz tylko na cierpienie — zacisnęła dłoń na buteleczce.
Była zadowolona, jej mieszanka wywołała właściwy efekt.
— W eliksirze, który ci dałam, było coś, czego nie powinno tam być, dlatego źle się czujesz. Mam doprowadzić cię do świątyni żywą, ale nikt nie rozkazał mi, w jakim masz być stanie.
Dubhe zazgrzytała zębami. Oto, skąd się wzięło to dziwne, bolesne otępienie. Poczuła, że mdleje.
— Nie chcę go — powiedziała. Jej głos drżał. Było to żałosne kłamstwo.
— Gdybyś mogła się poruszyć, wyrwałabyś mi go z rąk.
Dubhe jęknęła. Nie mogła już dłużej tego znieść. Nie mogła tak bardzo się upokorzyć tylko dlatego, aby po prostu przeżyć. Nie teraz, kiedy poza murami swojej niewoli zobaczyła coś innego. I nieważne, że ten nowy świat był nie dla niej. Istniał.
— Ja natomiast dam ci się pomęczyć — ciągnęła dalej Rekla.
— Do jutra rana, a może nawet jeszcze dłużej.
— Jeżeli będzie ze mną źle, nie będziemy mogli wyruszyć.
Rekla wzruszyła lekceważąco ramionami.
— Mój bóg prosi mnie, abym cię teraz nie zabijała, a ja go posłucham. Ale nie sądzę, aby rozgniewał się za tę małą satysfakcję, na jaką sobie pozwolę. Wiesz, że patrzenie, jak cierpisz, to dla mnie wyszukana przyjemność.
Dubhe poruszyła związanymi za plecami dłońmi, ale próba uwolnienia się była daremna.
— Dlaczego mi to robisz?
Rekla wydawała się szczerze zdumiona.
— Dla mojego boga.
— Ja nie mam z tym nic wspólnego! — wrzasnęła Dubhe. — Staram się tylko ocalić własną skórę.
— Nawet gdyby to była prawda, ośmieliłaś się oszukać Thenaara, a za to nie ma przebaczenia.
Rekla zbliżyła się do niej. Lekko musnęła jej ranę na ramieniu i Dubhe jęknęła. Strażniczka położyła dłoń na jej ustach.
— Ciii, jeśli nie przestaniesz, obudzisz Filię, a to jest chwila tylko dla mnie i dla ciebie.
Dubhe zamknęła oczy, nie chciała dać jej tej satysfakcji współudziału.
— Nie ma ratunku, Dubhe. Nigdy nie było. Yeshol wierzył, że jesteś Dzieckiem Śmierci, i byłaś nim, ale wyrzekłaś się swojej natury. Ale przed Thenaarem nie można uciec, a on przemienił cię w śmiercionośną maszynę przydatną dla naszej sprawy.
Dubhe mocno potrząsnęła głową.
— Nigdy nie byłam jedną z was i nigdy nią nie będę!
— Bestia jest jedną z nas, Bestia jest Thenaarem! Dubhe, to ja przygotowałam igłę, którą wstrzyknięta została twoja klątwa. Trzymałam ją w dłoniach i dałam ją tamtemu chłopaczkowi. Wiedział, że musi umrzeć, ale i tak poszedł, bo takie było jego przeznaczenie.
Dubhe rzuciła jej palące spojrzenie.
— Zaś twoje przeznaczenie to bycie barankiem ofiarnym. Thenaar używał cię, dopóki mógł, bo przelałaś dla niego krew, i to wiele razy.
Prawda tych słów uderzyła ją niczym policzek.
Rekla zbliżyła się jeszcze bardziej i Dubhe ze wstrętem poczuła na szyi powiew jej oddechu.
— Zabiję cię własnymi rękami. Basen wypełni się twoją krwią, a Bestia pożre cię od wewnątrz. Już żaden eliksir cię nie uratuje, Dubhe. — Uśmiechnęła się do niej złośliwie. — Ty i Thenaar jesteście jednym. I będziesz mu służyła do końca, czy tego chcesz, czy nie.
Zgroza tych słów przewyższyła wszelki ból. Dubhe poczuła, jak na jej skroniach zaciska się imadło strachu. Ale było coś jeszcze, czego wcześniej nie znała.
— Nie! — krzyknęła znowu. — Ja nie należę do Thenaara! I nie umrę w tym przeklętym basenie z twojej ręki! Ja do was nie należę!
Gardło jej pulsowało, jej chrapliwy i pełen cierpienia głos rozdarł ciemność nocy. Jakiś ptak poderwał się do lotu.
Po kilku sekundach pojawił się Filia ze sztyletem w dłoni: najwyraźniej cały ten zgiełk w końcu go obudził.