Wyczerpani, usnęli. Tylko dzięki czujnemu snowi Dubhe — spadkowi po przeszkoleniu Zabójcy — zorientowali się, co się dzieje.
Dziewczyna zbudziła się nagle, wyraźnie czując, że coś jest nie tak. Podniosła się i zauważyła, że ziemia pod jej dłonią wstrząsana jest dziwnymi wibracjami.
Natychmiast dotknęła ramienia Lonerina.
— Co jest? — spytał zaspany.
Dubhe jeszcze nie wiedziała, ale wystarczyło jej podnieść oczy, aby zobaczyć, że wyspa płynie pod prąd.
— Rusza się! — krzyknęła, skacząc na równe nogi.
Lonerin zrobił to samo i obydwoje pomyśleli o łódce. Zobaczyli, jak płynie za nimi, wciąż jeszcze przywiązana.
Natychmiast pobiegli w tamtym kierunku i dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że wyspa zanurza się z wielką prędkością.
Dubhe zatrzymała się z niedowierzaniem, ale głos Lonerina przywrócił jej przytomność:
— Do licha, to potwór!
Wszystko na próżno. Woda obmyła ich kostki, a zaraz potem poczuli, jak ziemia usuwa im się spod nóg, i znaleźli się w odmętach.
Dubhe jako pierwsza dotarła do liny, którą przymocowana była łódka. Zaczynała już przechylać się pod dużym kątem i część zapasów skończyła w wodzie, na zawsze stracona w otchłaniach rzeki.
Jedną ręką schwyciła za linę wiążącą łódź, a drugą błyskawicznie wyciągnęła sztylet. Wystarczyło jedno precyzyjne uderzenie: sznur został odcięty, a łódka wystrzeliła do tyłu. Niewiarygodnym wysiłkiem Dubhe udało się wejść na pokład i kiedy tylko znalazła się w środku, wychyliła się, żeby wyłowić z wody towarzysza.
Szybko wciągnęła go do góry.
— Masz jakiś pomysł, co to mogło być?
Lonerin tylko potrząsnął głową.
— Nie, ale wraca.
Dubhe odwróciła się w kierunku, w którym patrzył, i zobaczyła go. Potwór znów się wynurzył, a to, co wydawało się wyspą, wyglądało po prostu jak groteskowy krąg trawy wyrysowany na gigantycznym cielsku. Przypominało ono kształtem olbrzymiego węża i pokryte było zielonymi łuskami, które stawały się białe na brzuchu, tam gdzie w równych odstępach rozmieszczone były płetwy w kolorze żywej żółci.
Oszołomiona Dubhe zadrżała.
— Wiosła… — wyszeptał Lonerin, nie mniej wstrząśnięty od niej. — Wiosła!
Dubhe sięgnęła po nie, ale nagle wyłonił się przed nimi olbrzymi łeb, coś jakby skrzyżowanie konia z wężem, i otwarty pysk z przerażającym rzędem zębów.
Zobaczyli, jak szczęki zamykają się nad nimi, i Dubhe naprawdę pomyślała, że to koniec. Nie mogła powstrzymać się od zamknięcia oczu, ale zamiast rozdzierającego bólu wywołanego przez zatopione w ciele zęby poczuła straszliwy wstrząs.
Otworzyła oczy. Łódkę otaczała srebrzysta, przejrzysta kula, wygenerowana przez dłonie stojącego przed nią Lonerina. Zęby potwora w jakiś sposób zatrzymały się na niej.
— Przygotuj się! — wrzasnął Lonerin. — Kiedy zdejmę barierę, postaraj się go uderzyć. — Ale ona już była gotowa.
Bariera znikła. Dubhe podniosła ręce do piersi, gdzie trzymała swoje noże do rzucania, i wyciągnęła jeden z nich. Wyrzut był błyskawiczny i dokładny. Nóż wbił się w oko potwora. Ten natychmiast się wycofał, wyjąc z bólu i otrząsając się z wściekłością. Łódka kilka razy zakołysała się przerażająco w przód i w tył, a Lonerin upadł na twarz. Mimo to udało mu się szybko wypowiedzieć zaklęcie i łódka, podniósłszy się, zaczęła sunąć szybko, jak gdyby poruszana magicznym wiatrem.
Oddalając się, Dubhe patrzyła, jak gigantyczna kreatura miota się bezładnie, szukając ich, zamykając szczęki na niczym.
Kiedy Lonerin nie mógł już dłużej utrzymać zaklęcia, przeszli do wioseł. Przez cały czas, gdy utrzymywał łódkę w locie, Dubhe siedziała w nabożnym milczeniu i przyglądała się, jak wielki wysiłek podjął czarodziej, aby ich obydwoje ocalić. Utrzymał zaklęcie nie dłużej niż pół godziny, ale Dubhe i tak była pełna podziwu.
Teraz wiosłowała sama, najenergiczniej, jak tylko mogła, i patrzyła na wykończonego Lonerina, który leżał na wznak na dnie łódki z zamkniętymi oczami. Nigdy by nie pomyślała, że może on być tak potężny i mieć tak stalowe nerwy. W obliczu tego potwora nawet ona, która była przyzwyczajona do różnych okropności i otrzymała przeszkolenie Zabójców, zachwiała się.
— Byłeś… wielki — powiedziała wreszcie z wahaniem. Pierwszy raz mówiła mu komplement.
Lonerin uśmiechnął się, nie otwierając oczu.
— To zasługa Sennara. Czytałaś o jego przygodach na morzu?
Dubhe przytaknęła żywo. Kiedy mieszkała w Selvie, wiosce w Krainie Słońca, a Gornar jeszcze żył, darzyła Sennara młodzieńczym uwielbieniem. Wielokrotnie czytała jego przygody, fantazjując na jego temat.
— Był pierwszym, który zastosował to zaklęcie do łodzi, ale zrobił to z okrętem piratów Aires i o wiele dłużej niż tylko przez pół godziny.
Dubhe doskonale pamiętała ten epizod.
— Myślisz, że potwór wróci? — spytała Lonerina.
Dubhe oślepiła go na jedno oko, to było pewne. Jej cel nigdy nie zawodził. Jednak nie była to rana śmiertelna.
— Nie wiem — przyznał. — Na wszelki wypadek lepiej się pospieszyć.
Wiosłowali bez wytchnienia przez całą noc i cały następny dzień, dopóki na horyzoncie nie pojawiło się cienkie, zielone pasmo, w które żadne z nich nie chciało uwierzyć.
— Ziemia… — wyszeptał Lonerin, kiedy kreska poszerzyła się, ukazując niewyraźną jeszcze sylwetkę lasu.
Ramiona odnalazły nowe pokłady zapału.
A potem fala, olbrzymia, nienaturalna i mrożący krew w żyłach ryk rozlegający się w powietrzu.
Mimo że jej serce biło jak szalone, Dubhe tym razem nie dała się ponieść panice.
— Ty zajmij się łodzią — powiedziała do Lonerina, puszczając wiosła. Następnie chwyciła za przewieszony przez ramię łuk, błyskawicznie wyciągnęła z kołczanu dwie strzały i przyjęła pozycję.
Potwór wynurzał się, gigantyczny i groźny, a Dubhe zobaczyła czarną kałużę krwi, niegdyś będącą jego okiem, z której jeszcze wystawał wbity sztylet. Drugie oko błyszczało wściekłością i bólem.
Na ten widok jej dłoń lekko zadrżała, ale dziewczyna zapanowała nad nią. Wystrzeliła bez wahania i strzała precyzyjnie utkwiła w czole monstrum. Wydał on ostry, bardzo głośny odgłos, podnosząc w powietrze niezmierzone ciało. Kolejne fale zaczęły szarpać łódką.
— Poderwij ją do lotu! — krzyknęła Dubhe, nie tracąc z oczu celu, z już założoną drugą strzałą.
— Jestem zbyt zmęczony! — odpowiedział jej Lonerin złamanym głosem.
Dubhe znów wystrzeliła i tym razem strzała pogrążyła się w szyi potwora. Z rany gwałtownie wytrysnęła krew i gigant zaczął się miotać.
— Zrobione — mruknęła do siebie dziewczyna.
Jednak potwór jeszcze raz uderzył ogonem. Jego płetwa ogonowa, żółta i płaska, opadła niedaleko od nich ze straszliwym pluskiem. Łódka nie wytrzymała. Rozpadła się na kawałki pod ich stopami.
Dubhe ledwie zdążyła przycisnąć do siebie łuk i kołczan, zanim zaczęła szamotać się pod wodą. Potem poczuła, jak ktoś łapie ją za włosy, i znalazła się na powierzchni. Od razu zobaczyła przed sobą zielone oczy Lonerina i jego czarne włosy przyklejone do bladej twarzy.
— Płyń! — Ponaglił ją nerwowo, a ona posłuchała. Czarodziej podążył za nią.
Płynęli rozpaczliwie, a fale wywołane przez podrygiwania potwora wciąż zasłaniały im widok brzegu, wymarzone ocalenie.
I wreszcie udało im się: bez tchu, niespokojni, znaleźli się na krawędzi nieznanego.