Rzuciła się do niego.
— Wszystko dobrze?
— Tarcza… wysysa… wiele energii.
Zobaczyli, jak Oarf zatacza kolejny okrąg, i zrozumieli, że są zgubieni. Potem płomienie zniknęły w mgnieniu oka, a smok przeleciał nad nimi, nie rycząc ani ich nie dotykając.
W kurtynie dymu, jaka się podniosła, zobaczyli, jak siada kilka metrów od niewyraźnej postaci.
— Kim jesteście i czego chcecie?
Serce Dubhe zamarło. To mogła być tylko jedna, jedyna osoba.
Dym rozrzedził się i ich oczom ukazał się starzec o długich białych włosach i tak samo śnieżnej brodzie. Miał na sobie czarną, wytartą tunikę ozdobioną czerwonymi aplikacjami i opierał się na wielkim, surowym kiju. Jednak tym, co było niepowtarzalne i wyjątkowe, były oczy, oczy, o których Dubhe i Lonerin czytali w wielu książkach. Jasnoniebieskie, prawie białe, niepokojące.
— Dubhe i Lonerin, w imieniu Rady Wód.
Starzec stał w miejscu z ręką opartą na opuszczonym pysku Oarfa, który nadal patrzył na nich z nienawiścią.
— Ze Świata Wynurzonego?
— Tak! Czy wy jesteście Sennar? — spytała Dubhe, skacząc na równe nogi.
Starzec zacisnął oczy.
— Nie mam wam nic do powiedzenia. Tym razem uratowałem wam życie, ale uważajcie, żeby już więcej się tu nie pokazywać.
Odwrócił się i Oarf opuścił skrzydło, aby łatwiej mu było wsiąść. Starzec poruszał się z pewnym wysiłkiem, mimo że jego ciało wydawało się jeszcze w pełni sił.
— To coś ważnego, dotyczy waszego syna! — krzyknął Lonerin.
Sennar zatrzymał się, jak gdyby pochwycony jakąś niewidzialną dłonią. Jego ramiona lekko zadrżały.
— Skąd wiesz o moim synu?
— Jest w niebezpieczeństwie. Cały Świat Wynurzony też. Ja jestem czarodziejem i wyruszyliśmy w tę długą podróż, aby prosić was o pomoc i radę.
Sennar stał odwrócony plecami i nie odpowiadał, z dłonią wciąż opartą o skrzydło Oarfa. Wreszcie zdecydował się wsiąść na grzbiet i popatrzył na nich.
— Dom jest z drugiej strony, idźcie ścieżką na północny zachód. Tam będę na was czekał.
Podniósł się do lotu i znowu zostawił ich samych.
Dom Sennara był skromną chatką, jakich wiele można było zobaczyć w Świecie Wynurzonym. Dubhe i Lonerinowi przez moment wydawało się, że wrócili na swoje ziemie. Była to najbardziej swojska rzecz, jaką napotkali od dwóch miesięcy.
Niewielka, zbudowana z kamieni siedziba miała tylko jedno piętro przykryte wdzięcznym, stromym dachem. Wokół znajdował się ogródek otoczony chwastami, ale w sumie zadbany. Oarf siedział skulony z boku, ze skrzydłem opartym na dachu. W dalszym ciągu patrzył na nich, jak gdyby nie marzył o niczym innym, tylko o tym, aby ich zaatakować, a z jego nozdrzy wychodziły dwie cienkie smużki dymu.
Dom był dość stary i zapuszczony. Okiennice miał połamane, a między kamieniami w wielu miejscach widniały szpary. Mógł wydawać się niezamieszkany.
Na progu nikt na nich nie czekał. Miejsce to wydawało się niegościnne i Dubhe zatrzymała się przed wejściem.
— No co? — spytał Lonerin zdenerwowany.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zdecydowała się na wejście.
Przeszli pod ostrym spojrzeniem Oarfa i znaleźli się przed przymkniętymi drzwiami.
— Czy można?
Dotarł do nich tylko odgłos kulejących kroków.
Lonerin wszedł, a Dubhe za nim.
Wnętrze było co najmniej w tak samo złym stanie, jak obejście. Wyposażenie przedstawiało się bardzo skromnie: para krzeseł, kamienne palenisko, kredens i stół. Na ziemi leżały rozrzucone księgi i kartki, czasami pokryte dziwnymi symbolami, którym Lonerin przyjrzał się z osłupieniem. Wszędzie królował kurz razem z chwytającą za gardło wonią pleśni.
Sennar stał przy stole i starał się zrobić na nim miejsce, odsuwając całkowicie go przykrywające książki. Poruszał się z trudem i powłóczył nogą, jak gdyby była bezwładna.
Kiedy zwolnił wystarczająco dużo miejsca, usiadł w milczeniu.
Wcale nie był taki, jakim wyobrażała go sobie Dubhe. Jego twarz, prawie całkiem zakryta włosami i brodą, była jedną wielką plątaniną zmarszczek, na której tle wyróżniały się żywe, jasnoniebieskie oczy. Dłonie były zniszczone, wysuszone, sczerniałe nie wiadomo od czego i drżały w sposób dość wyraźny. Był to starzec, nic więcej, obraz bardzo daleki od postaci młodego bohatera, o którym czytała w książkach.
— A więc?
Lonerin oprzytomniał. On też wydawał się w jakiś sposób poruszony i dalej trzymał wzrok utkwiony w leżących na ziemi pergaminach.
Sennar podążył za jego wzrokiem.
— Jesteś członkiem Rady?
Chłopak potrząsnął głową.
— Jestem uczniem obecnego członka Rady z Krainy Morza.
— To dlaczego jesteś taki zgorszony moimi księgami o zakazanych formułach?
Lonerin zaczerwienił się gwałtownie.
— Jestem pewien, że ty też studiowałeś zakazaną magię, a może i nawet jej używałeś.
Młodzieniec wzdrygnął się, a Sennar uśmiechnął się złośliwie.
— Jasne, że jej użyłeś, i to jeszcze jak…
Omiótł ich spojrzeniem, które wcale nie było przyjazne.
— Streszczajmy się. Im wcześniej sobie pójdziecie, tym lepiej. Co macie mi do powiedzenia?
Lonerin starał się odzyskać panowanie nad sobą, wziął krzesło i usiadł przed czarodziejem. Dubhe zrobiła to samo.
Chłopak odchrząknął i zaczął swoją opowieść. Musiał wcześniej długo myśleć o tym, co powiedzieć i jak, bo przemawiał tak, jak gdyby czytał. A jednak był czerwony jak pomidor i cała pewność siebie, jaką zazwyczaj okazywał, mówiąc publicznie, gdzieś się rozwiała. Połykał słowa, przerywał, tracił wątek.
Sennar siedział i słuchał z dłonią opartą na policzku. Mierzył go zarozumiałym wzrokiem, przesuwając zimne oczy po każdym centymetrze jego ciała. Wydawał się wręcz rozbawiony jego zawstydzeniem i nie robił nic, żeby go uspokoić. Jeżeli chodzi o Dubhe, co jakiś czas rzucał na nią ukradkowe spojrzenie. Koszula, którą dali jej Huve, pozostawiała dobrze na widoku symbol pieczęci na jej ramieniu.
— Przychodzicie z wioski Ghuara? — spytał nagle i spojrzał na Dubhe.
Lonerin zatrzymał się w połowie opowieści o osobie Dohora i o tym, jak doszedł do władzy.
— Przychodzimy z wioski Huve, to oni pokazali nam drogę do waszego domu — pospieszył z odpowiedzią.
Sennar znowu zacisnął oczy, a jasna blizna, którą miał na policzku, stała się wyraźniejsza. Cały czas przyglądał się Dubhe.
— Najwyraźniej Ghuar postanowił złamać naszą niepisaną umowę.
— Nie, to my nalegaliśmy, a on uwierzył, że mamy dobre powody.
Tak, jakby nic nie powiedziała. Sennar znowu odwrócił się do Lonerina.
— Nie musisz przytaczać mi historii Świata Wynurzonego od momentu, kiedy odszedłem. Ido pisał do mnie przez te wszystkie lata, a zresztą nawet gdyby tego nie zrobił, i tak już bym wszystko wiedział. To takie banalne, ten cały Świat Wynurzony, takie powtarzalne… Czy nazywa się Dohor, czy Tyran, i pochodzi z Krainy Nocy czy Ognia, to nie ma znaczenia. Zawsze w którymś momencie ktoś się pojawia i pokój znika. Świat Wynurzony zawsze stoi na krawędzi wojny, zostaje zniszczony, a potem powstaje z popiołów, tylko po to, aby przygotować się na nadejście nowego nieszczęścia. Aż pewnego dnia skończy w krwi, w rzezi, bo do tego dąży od czasu swojego powstania.
Lonerin milczał przez kilka chwil.
Dubhe przeniosła spojrzenie z Lonerina na Sennara i z powrotem.