Ścisnęło mu się serce, kiedy dostrzegł Sennara kuśtykającego w kierunku gęstwiny. Trudno mu było naprawdę uwierzyć, że ma obok siebie jednego z największych czarodziejów wszech czasów, bohatera, autora kilku z jego ulubionych książek.
Lonerin poszedł za nim, nie wiedząc dokładnie, dlaczego to robi. Niewątpliwie takie zachowanie wobec własnego gospodarza było niegrzeczne, ale chłopak był ciekawy. Sennar zainspirował go w życiu na tysiące sposobów. Mistrz Folwar wyszkolił go w świetle jego mitu, zawsze przedstawiał mu go jako wzór do naśladowania. On też był sierotą, jego też kusiła nienawiść… To wszystko były sprawy, na które Lonerin patrzył z podziwem, zastanawiając się, czy pewnego dnia uda mu się stać tak wielkim jak Sennar.
Zachował dystans kilku kroków, przyglądając się kołyszącemu chodowi starego czarodzieja. Poruszał się z wysiłkiem. Prawie całkiem powłóczył nogą, opierając się na kiju. Dziwnie było widzieć go tak zmęczonym i pokonanym. Jego kościste ramiona wystawały z tuniki i Lonerin poczuł z bólem, że to, kim był, chyba zostało w końcu bez litości strawione przez lata.
Spacer nie trwał długo i Sennar zatrzymał się na malutkiej polance pomiędzy drzewami. Stał tam nieduży biały kamień nagrobny pokryty bluszczem. Z wielkim trudem udało mu się przed nim uklęknąć, a następnie usiąść ze skrzyżowanymi nogami. Położył dłoń na kamieniu, zamknął oczy i pochylił głowę.
Lonerin szybko odwrócił wzrok, czując, że jego obecność jest tam zdecydowanie nie na miejscu. Nie powinien był iść za nim, a przede wszystkim tam zostawać i profanować tak smutnej i osobistej chwili tego mężczyzny, którego tak podziwiał. Zamknął oczy, a nagła myśl podsunęła mu obraz płyty nagrobnej jego matki, w Krainie Nocy. Jako dziecko siedział przed nią przez cały dzień. Było to na krótko przed wyjazdem razem z wujem i przeprowadzką. On nie chciał odjeżdżać, nie mógł oderwać oczu od tamtego kawałka drewna, na którym były wyryte tylko dwa wyrazy i data.
Oparł się o pień, ogarnięty falą gorzkich wspomnień.
Kiedy znowu podniósł głowę, zobaczył Sennara stojącego o krok od niego. Patrzył na niego szklistymi oczami, a jego dłoń była kurczowo zaciśnięta na kiju.
— Przepraszam, ja… — Ale nie było żadnego dobrego usprawiedliwienia.
— Byłeś ciekawy, tak? Chciałeś zobaczyć, czy jest tu mauzoleum, posąg czy coś w tym stylu?
— Nie… ja… naprawdę nie wiem… w sumie nie było żadnego powodu…
Zdawało się, że Sennar złagodniał na widok jego zakłopotania.
— To prywatne miejsce, rozumiesz? To nie jest pomnik, który wszyscy mogą zwiedzać, ten kamień jest tu tylko dla mnie. Nie jest twój, nie jest Świata Wynurzonego, jest mój, Nihal i Tarika, jeżeli kiedykolwiek tu wróci.
Lonerin opuścił wzrok.
— Rozumiem to, przepraszam… Nie sądziłem, że tutaj przyjdziecie, po prostu obudziłem się i miałem ochotę się przejść.
Sennar uśmiechnął się krótko, po czym zrobił niedbały gest ręką.
— Czasami jestem zbyt surowy.
Usiadł z trudem obok kamienia, patrząc prosto przed siebie.
— Przychodzę tu co rano. To głupi rytuał, wiem, ale jest dla mnie niezbędny.
Lonerin też usiadł.
— Wcale nie jest głupi. Rozumiem go doskonale.
Sennar odwrócił się i spojrzał na niego.
— Ty też kogoś straciłeś?
Lonerin przytaknął.
— Tamten grób jest daleko, nigdy nie udało mi się tam powrócić. Spędziłem przed nim jako dziecko tyle czasu, w nadziei, że coś się wydarzy… Wrócę tam dopiero wtedy, kiedy Gildia zostanie unicestwiona.
Sennar zamilkł, Lonerin z nim. Nie mógł jednak powstrzymać się przed zerknięciem na płytę. Była prosta, tak jak tamta na grobie jego matki, tyle że kamienna. Bluszcz zakrywał ją prawie całkowicie, ale imię i data były czytelne. Umarła prawie trzydzieści lat wcześniej.
— Jak to się stało? — spytał instynktownie.
Sennar zesztywniał i młodzieniec natychmiast pożałował swojego pytania.
— W sposób bardzo głupi. Stało się to z winy Elfów zamieszkujących wybrzeże. Kiedy tylko tu przybyliśmy, po licznych perypetiach na tych ziemiach, poszliśmy do nich. Nihal chciała zobaczyć swoich przodków. — Westchnął. — Często coś sobie w jakiś sposób wyobrażamy, ale rzeczywistość jest całkiem inna. Elfy to lud wrogi, nienawidzący wszystkich ras Świata Wynurzonego, bo dawno temu został zeń wygnany. Przy pierwszej podróży złapały nas i wrzuciły do celi. Potrzeba było całej naszej dyplomacji, żeby wytargować wolność, ale kiedy wyszliśmy, nakazano nam, abyśmy już nigdy nie postawili nogi w tamtych stronach. Zastosowaliśmy się do tego nakazu. Zresztą, zaczęliśmy nawiązywać kontakty z ludem Huve i nie odczuwaliśmy już potrzeby, żeby chodzić na wybrzeże.
Sennar przerwał, wpatrując się w ziemię.
— Pewnego dnia jednak zdarzył się wypadek. Nie wiem dokładnie, jak to się stało, moje wspomnienia są dość mgliste. Od kiedy tutaj przybyłem, prowadziłem eksperymenty nad zasobami magicznymi tego miejsca. Na pewno zorientowałeś się, że różni się ono głęboko od Świata Wynurzonego.
Lonerin przytaknął. To wszystko, czego on i Dubhe doświadczyli podczas swojej podróży, było dziwne i szczególne; nawet energia Ojca Puszczy jawiła mu się niepodobną do czegokolwiek, co poznał w Świecie Wynurzonym.
— Tutaj duchy są bliższe istotom ludzkim, myślę, że to zrozumiałeś. Niektóre to duchy zmarłych, które w jakiś sposób nasycają tę ziemię. Słyszysz, jak krzyczą w nocy, widzisz, jak krążą wśród drzew i czegoś szukają. Inne to istoty, których natury do dziś w pełni nie pojąłem. W każdym razie istnieją utajone moce, których można by użyć do celów magicznych, i odkąd tu jestem, cały swój czas poświęcałem na próby zrozumienia, jakie one są i jak je wykorzystać. To wydarzyło się podczas jednego z tych eksperymentów, z jakimiś nektarami, które wydobyłem z roślin. Dopiero później pomyślałem, że prawdopodobnie posiadła mnie jakaś dziwna istota i jej duch. Faktem jest, że zacząłem czuć się źle i gasłem z każdym dniem. Czułem, że mój umysł jest podzielony na pół, jak gdyby ktoś naciskał na krawędzie mojego sumienia, mówiąc mi o zemście, złości i pradawnym zabójstwie. Zacząłem podupadać fizycznie i to był punkt, z którego nie było odwrotu. Nihal spróbowała najpierw użyć tych niewielkich umiejętności magicznych, jakimi dysponowała, a potem zwróciła się do ludu Huve. Oni jednak są głównie kapłanami, wspaniałymi kapłanami, powiedziałbym nawet, ale kompletnie nie znają prawdziwej sztuki. Tymczasem mój stan się pogarszał i coraz bardziej przypominałem ducha, który mnie zamieszkiwał. Dlatego Nihal postanowiła pójść do Elfów.
Nowa pauza. Lonerin był pochłonięty opowieścią, ale zrozumiał, że dla Sennara musiało to być rozdzierające wyznanie.
— Próbowała po dobroci, ale oczywiście nie było sposobu, żeby ich zmusić do rozsądku. Ona jednak się nie poddała i porwawszy ze sobą elfickiego czarodzieja, siłą przyprowadziła go do naszego domu.
Przesunął dłońmi po twarzy, coraz bardziej garbiąc plecy.
— Zmusiła go, aby mnie wyleczył. Elfy to potrafią, żyją w symbiozie z tym miejscem, tak jak w przeszłości w Świecie Wynurzonym. Czarodziej uwolnił mnie od ducha, który mnie zamieszkiwał, tylko po to, aby wrzucić mnie w piekło, z którego do tej pory nie potrafię wyjść.
Głos załamał mu się z emocji.
— Elfy znalazły nas, odebrały czarodzieja i poprowadziły nas do swojej ziemi na proces. Dla nich to, co się stało, było prawdziwym nadużyciem bez precedensu. Nie miały litości nawet dla Tarika, który był dzieckiem, i w końcu wzięły też jego. Nic nie mogłem zrobić, żeby bronić siebie i swojej rodziny. Byłem osłabiony, ledwo trzymałem się na nogach, a moje moce nie istniały. Jako zadośćuczynienia za naszą winę zażądano mojego życia.