Выбрать главу

— Ja znam tylko dwa zaklęcia: rozpalanie ognia i wysyłanie wiadomości. Ale jestem za słaby, aby to zrobić. Potrzebuję, żebyś pomógł mi wykonać zaklęcie, między innymi dlatego, że zawsze byłem fatalnym czarodziejem. Potrząsnął głową. Myśli zaczęły mu się plątać. Nagle przyłapał się na rozmyślaniu o swoim pierwszym zetknięciu z magią, o szkoleniu i całej serii niepotrzebnych wspomnień.

— Musisz zrobić to za mnie.

San przytaknął, ale bez większego przekonania.

— Weź kamienie.

Chłopiec usłuchał. Ido krok po kroku objaśnił mu, co ma robić. Kazał mu rozłożyć kamienie w kręgu, a następnie podał mu pióro oraz kałamarz, które zawsze nosił w sakwie, i podyktował mu wiadomość.

Jesteśmy dwie mile od granicy z Krainą Wody, w kierunku Wielkiej Krainy. Łatwo nas zobaczycie. Ja zostałem otruty.

Dłoń Sana zadrżała i Ido musiał znieść jego przerażone spojrzenie.

— Lekko, tylko lekko, inaczej już bym nie żył — sprecyzował.

— Pisz dalej: Ja zostałem otruty, mój towarzysz ranny. Wyślijcie smoka i czarodzieja. Ido.

San skończył pisać, po czym spojrzał na niego wytrzeszczonymi oczami.

— Teraz potrzeba ognia. — Gnom podał mu dwa krzesiwa.

— Wiesz, jak to się robi?

San przytaknął słabo.

Długo to trwało. Chłopiec był zdenerwowany i wciąż przygniatał sobie palce. Ido go nie pospieszał. Wiedział, że to by tylko pogorszyło sytuację, no i w końcu go rozumiał.

Wreszcie mała iskierka oderwała się od kamieni i spadła na papier.

— Skoncentruj się.

San nie wiedział dobrze, co ma robić, gubił się.

— No dalej, zamknij oczy i wyciągnij dłoń nad papierem! — popędził go Ido.

San usłuchał znowu, ale dłoń mu się trzęsła.

— Pomyśl imię, które ci powiem. Folwar. Pomyśl je intensywnie, jasne? Myśl tylko o nim.

Na szczęście było to proste zaklęcie. San był zbyt wstrząśnięty, aby stawić czoła jakiejkolwiek innej próbie.

Ogień powoli spalił pergamin i w powietrzu szybko rozniosła się niebieskawa smużka.

— Teraz możesz otworzyć oczy.

San zrobił to, a Ido pokazał mu dym.

— To znaczy, że zadziałało. Brawo! — Uśmiechnął się do niego z wysiłkiem, jego ciałem już zaczęły wstrząsać dreszcze.

San patrzył z otwartą buzią na oddalające się niebieskawe kłęby dymu. Przez chwilę dzięki gnomowi zapomniał, w jakiej sytuacji się znajdują.

Ido rzucił okiem na bielejące niebo.

— Teraz pozostaje nam tylko czekać.

Theana rzuciła się biegiem do mistrza Folwara. Rzadko ją wzywał. Przez te wszystkie lata terminowania to zawsze Lonerin był ulubionym uczniem, chociaż nieco mniej zaawansowanym niż ona.

— Mistrz pilnie cię potrzebuje — powiedział ordynans. Pomyślała o najgorszym.

Weszła do pokoju zdenerwowana, gwałtownie otworzywszy drzwi na oścież.

Serce przestało jej bić tak mocno, kiedy tylko zobaczyła, jak Folwar uśmiecha się do niej z krzesła, na którym siedział. Theana zwolniła kroku, ale nie mogła powstrzymać się od wzięcia w swoje dłonie ręki nauczyciela, klęknąwszy przy nim.

— Mistrzu, tak się zdenerwowałam! Wezwaliście mnie z takim pośpiechem, a nigdy po mnie nie posyłacie…

Starzec uśmiechnął się łagodnie. Theana uwielbiała ten uśmiech. Był pociechą jej samotnego dzieciństwa i nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez niego.

— Przykro mi, że mój pośpiech wprowadził cię w błąd, ale sytuacja jest trudna.

Jego twarz przybrała poważny wyraz i Theana wstała. Najwyraźniej nadszedł moment otrzymania jakiegoś rozkazu.

— Właśnie otrzymaliśmy wiadomość od Ida. Leży niedaleko od granicy Krainy Wody, otruty, a chłopiec, który mu towarzyszy, jest ranny. Potrzebuje czarodzieja, czarodzieja, który zna się także na sztuce kapłańskiej.

Theana była zdumiona.

— I wy chcecie, żebym to ja poszła?

Przez jakiś czas pielęgnowała najciężej ranne ofiary wojny, tam, w Laodamei, ale zawsze chodziło o spokojne prace w przyjaznym otoczeniu. Teraz było to coś innego.

Folwar przytaknął.

Theana ograniczyła się do pochylenia głowy. Z pewnością nie zamierzała się wycofywać przed jedynym rozkazem, jaki kiedykolwiek wydał jej mistrz, chociaż sądziła, że jest to zadanie zbyt trudne jak na jej umiejętności.

— Jak sobie życzycie.

— Polecisz z Bjolem i jego smokiem.

Theana podniosła gwałtownie głowę. Nigdy nie latała i bała się smoków. Jej dłonie zadrgały niedostrzegalnie.

— Wyruszycie natychmiast.

Dziewczyna znów przytaknęła.

— Dam z siebie wszystko… i dziękuję za wasze zaufanie.

Folwar uśmiechnął się dobrotliwie.

— Teraz idź. Jestem pewien, że nas nie zawiedziesz.

Przez całą podróż Theana kurczowo trzymała się Bjola. Otoczyła go w pasie ramionami jeszcze przed startem i nie puściła; nigdy dotąd tak bardzo nie tęskniła za ziemią pod swoimi stopami. Powiedziano jej, że potrzeba będzie około dnia podróży. W rzeczywistości to nie smoków się bała, tylko pustki. Za każdym razem, kiedy znajdowała się w wysoko położonym miejscu, musiała się czegoś uchwycić. Zawsze wydawało jej się, że spada. Tak samo też było na grzbiecie tego smoka.

— Spokojnie! — zawołał rozbawiony Bjol.

— Wybacz mi, ale nigdy nie latałam — odpowiedziała słabym głosem.

Czuła się głupio. Nie była ani trochę typem żądnym przygód. Dzieciństwo spędziła odizolowana w swojej wiosce, często zamknięta w domu, i nie miała żadnych skłonności do działania. Pierwszy raz zdarzało jej się tak niebezpieczne zadanie.

Natychmiast pomyślała o uwielbiającym wplątywać się w ryzykowne sytuacje Lonerinie, który wróci jako bohater z podróży do miejsca, gdzie niewielu dotarło. Lekko rozluźniła uścisk. Wspomnienie pocałunku, jaki wymienili, razem z głuchym bólem przepełniły jej umysł. Nie wiedziała, gdzie on teraz jest, przez cały ten czas nie przestała bać się, że już nie wróci, i myślała o nim bez przerwy. Wciąż towarzyszyła jej pamięć ich zimnego pożegnania. Lonerin wyruszył razem z Dubhe po tym, jak zaryzykował własne życie, aby ją ocalić: dało jej to wyobrażenie, jak bardzo mu na niej zależało, na tej mrocznej dziewczynie. Od razu zrozumiała, że dla niej nie było tu miejsca. A jednak nie mogła się z tym pogodzić. Słowa, jakie wymieniali podczas nauk u Folwara, uśmiechy, potem ten pocałunek: ten mały pocałunek bez znaczenia — ale który dla niej był wart całego świata — z pewnością nie mogła tego zapomnieć.

Te myśli w jakiś sposób odwróciły jej uwagę i stopniowo strach przed lataniem gdzieś się rozwiewał. Z kolei Bjol starał się przez cały czas mówić, uspokajając ją błahą i zabawną paplaniną. Theana prawie zawsze odpowiadała monosylabami, niepewnie, przepełniona wstydem z powodu swojego strachu i zakłopotaniem wynikającym z sytuacji. W końcu mocno przytulała się do nieznajomego.

Dotarli na miejsce wieczorem i zaczęli przeszukiwać terytorium wskazane przez Ida. Dla Theany było to przykre przeżycie, bo Bjol kazał jej mieć oczy otwarte.

— Dwie pary oczu to lepiej niż tylko jedna, nie? Jeżeli oczywiście patrzenie w dół nie jest dla ciebie zbyt okropne.

Potrząsnęła głową i zaczęła wpatrywać się w ziemię, czując, jak nasilają się jej mdłości. Zacisnęła zęby. Nie mogła poddać się właśnie ten jedyny raz, kiedy wymagano od niej niewielkiego dowodu odwagi.

Udało im się ich znaleźć dzięki magicznemu ogniowi, który rozpalili. Theana nie miała absolutnie żadnych wątpliwości.