— Tam! — zawołała, wskazując dłonią.
Bjol wychylił głowę naprzód.
— Ja nic nie widzę.
— Ale ja to czuję — uśmiechnęła się. Było to drobne zaklęcie, ale Theanę cechowała nadzwyczajna wrażliwość na magię. Ten wątły ogień był dla niej niczym latarnia morska wskazująca drogę.
Wylądowali i zobaczyli małego chłopca machającego rękami w nadciągającej ciemności. Była już prawie noc.
— Tutaj, tutaj!
Theana zwinnie zeskoczyła z siodła i rzuciła się ku niemu z ciążącą na ramieniu torbą, która ciągłe jej zawadzała.
— Gdzie jest Ido? — spytała od razu, starając się zapanować nad sytuacją.
San ruszył, żeby zaprowadzić ich do niego. Chłopiec był zdruzgotany i blady. Potargane włosy częściowo zakrywały mu czoło, a jego krok z pośpiechu był jeszcze bardziej niepewny. Theana odniosła dziwne wrażenie. Było w nim jednocześnie coś z mężczyzny i dziecka, ponadto chłopiec emanował szczególną aurą, której nie potrafiła zidentyfikować.
Wzięła go delikatnie za ramiona i spojrzała mu w oczy, zatapiając się w tym głębokim i przejrzystym fiolecie.
— Bądź spokojny, teraz jestem tutaj. — Poczuła, jak gdyby pod mocno zaciśniętymi na chudych ramionach dłońmi przepływał jakiś prąd. — Powiedz mi tylko, gdzie jest Ido.
San po prostu podniósł palec i wskazał jakieś miejsce na pustyni.
Theana wytężyła wzrok, ale zobaczyła go tylko dzięki swojej percepcji magii. Na ziemi rozłożona była maskująca płachta. Odwróciła się do Bjola:
— Zostaniesz z chłopcem?
Jeździec przytaknął. Ona rzuciła się do gnoma. Serce mocno waliło jej w piersi. Zaczynała się bać.
Delikatnie odsunęła płachtę i jej oczom ukazała się owa postać, którą tyle razy podziwiała na zebraniach Rady, teraz obszarpana i blada. Wydawał się starszy niż pamiętała, ale nagle poczuła wielki szacunek. Nigdy wcześniej nie była tak blisko niego.
— Nie spieszyliśmy się, co? — wycharczał Ido.
Theana obruszyła się, ale on uśmiechnął się do niej.
— Wszystko dobrze… Lepiej późno niż wcale.
Trudności w oddychaniu, bladość, pot. Theana położyła mu dłoń na czole. Lodowate. Nagle poczuła się panią sytuacji.
Wolną dłonią przywołała mały ogień, który podniósł się w powietrzu nad Idem. Teraz mogła przyjrzeć mu się lepiej. Gnom natychmiast zamknął powieki. Światłowstręt, kolejny objaw, który należało rozważyć.
— Proszę was, trzymajcie przez moment oczy otwarte.
— Wedle rozkazu — odpowiedział Ido, ale jego głos był coraz bardziej złamany, a spojrzenie szkliste. Trucizna niebezpiecznie weszła już w obieg.
Theana całkiem zdjęła maskującą płachtę i ponownie zbliżyła się do gnoma, żeby lepiej się mu przyjrzeć.
— Powiedz mi, że wszystko z nim dobrze, proszę cię! — San podszedł, a jego głos był strapiony.
— Cisza, potrzebuję tylko ciszy — rzuciła w odpowiedzi. Była skoncentrowana, szukała czegoś. Kiedy to znalazła, odetchnęła z ulgą. Rana na ramieniu Ida była już zainfekowana i nie do opanowania i to stamtąd trucizna weszła w obieg. Gnomowi udało się wytrzymać aż tyle, bo było to zaledwie zadrapanie. Gdyby rozcięcie było większe, już by nie żył.
Theana odwróciła się do Bjola.
— Zanim go zabierzemy, muszę udzielić mu przynajmniej pierwszej pomocy, w przeciwnym razie nie przeżyje podróży.
Chłopiec jęknął, ale jeździec zachował spokój.
— To ty jesteś czarodziejką.
Theana poczuła ciążącą na niej ogromną odpowiedzialność. Drżącą ręką zaczęła wyciągać z torby wszystko, co było jej potrzebne.
O przygotowaniu antidotum nie było mowy. Nie miała środków, chociaż zrozumiała, co to było. Jedynym sposobem była próba powstrzymania rozprzestrzeniania się trucizny, zatrzymanie jej na czas podróży. Rozpięła do końca koszulę gnoma i zdjęła ją, pozostawiając go z gołym torsem.
Zanim zaczęła, w myślach podziękowała swojemu ojcu. Był to gest, który czyniła zawsze, automatycznie, ale za każdym razem trochę ją wzruszał. To wszystko wyszło od niego, a ona nigdy nie przestała za nim tęsknić. Teraz musiała działać szybko, a jej ojciec będzie ją chronił i prowadził. Powolna litania wychodząca z jej ust była w języku już zapomnianym w tych stronach. Całe ciało dziewczyny poruszało się w jej rytm, kiedy mieszała składniki w miseczce, którą wyciągnęła z torby. Poczuła na swych plecach zdumione spojrzenie Bjola, ale starała się o tym nie myśleć. Nie może się zdekoncentrować.
Dalej śpiewała, zanurzając w płynie długą gałązkę wierzby. Jej dłonie stopniowo zaczęły się świecić, a modlitwa stawała się coraz głośniejsza. Zamknęła oczy, pozwalając się prowadzić rytmowi własnego głosu, i przed jej opuszczonymi powiekami zaczął się utrwalać skomplikowany rysunek jaśniejących, splatających się skrętnie linii. Świat zniknął z horyzontu; teraz istniał tylko śpiew i potęga, którą czuła, przepływająca przez jej ciało. Kiedy jej dłoń stała się ciepła, zaczęła.
Gałązką rysowała na skórze Ida dziwne ornamenty, podążając za niewidzialną drogą tego labiryntu fosforyzujących linii. Za każdym razem, kiedy któryś kończyła, wypowiadała jedno słowo, śpiew na chwilę ustawał, po czym podejmowała go harmonijnie, podczas gdy jej dłoń przechodziła do rysowania innego punktu.
W końcu złożona forma tej wielkiej arabeski ukazała się w całej swej urodzie. Stopniowo, jak Theana ją kompletowała, w jakiś mroczny i niezrozumiały sposób oddech Ida normalizował się, jego twarz nabierała koloru, a ciało rozgrzewało się. Czarodziejka dotarła do zranionego miejsca, dotknęła go, a jej głos zatrzymał się na długiej i wysokiej nucie. Nakreśliła wokół rozcięcia koło i przeciągnęła dźwięk, dopóki nie poczuła się całkiem pusta, aby nagle urwać śpiew, otwierając oczy. W jednej chwili linie na ciele Ida znikły, jak gdyby nigdy nie zostały wytyczone.
Theana oparła się dłońmi o ziemię, wyczerpana. Było to trudniejsze niż myślała. Minęło wiele czasu od zakażenia i zatrucie było dość rozlegle.
— Co mu zrobiłaś? — spytał chłopiec, drżąc.
Theana odwróciła się do niego z uśmiechem.
— To prastara magia. Teraz jest już w porządku. Kiedy przybędziemy do Laodamei, przygotuję antidotum i wszystko będzie dobrze.
Oblicze Sana rozpogodziło się.
— Dziękuję, dziękuję nieskończenie! — zawołał, rzucając się jej na szyję i wybuchając płaczem.
Theana uśmiechnęła się. Nieczęsto zdarzało jej się czuć tak potrzebną.
Zauważyła, że Bjol patrzy na nią zdumiony.
— Nigdy nie widziałem tego rodzaju zaklęcia, co takiego zrobiłaś?
— To archaiczne czary i praktyki kapłańskie. Nauczył mnie ich mój ojciec.
Wstydziła się o tym mówić. Przez tak długi czas jej zdolności były czymś, co należało ukrywać, czymś tak wstydliwym, że nawet teraz nie ośmielała się wypowiadać imienia tego boga, na którego chwałę praktykowała jego sztukę. Bóg źle traktowany, zdradzony i wypaczony. Bóg jej ojca, a jeszcze wcześniej Elfów: Thenaar.
28. Nihal
Śniadanie zostało spożyte w milczeniu, po czym Sennar poświęcił się swoim codziennym obowiązkom i krzątał się po domu, nie dbając o obecność dwójki gości.
Kiedy wreszcie skończył, usiadł przed nimi.
— Od czego chcecie, żebym zaczął?
— Od niej — powiedział z rozpędu Lonerin.
Natychmiast poczuł na swoim ramieniu dłoń Dubhe.
— Moja sprawa może zaczekać. Prawdziwym powodem, dla którego tu jesteśmy, jest wskrzeszenie Astera. Zacznijmy od tego.