Dubhe żywo uścisnęła dłoń gnoma, opuszczając wzrok. Gdyby czuła się godna, może by go nawet objęła, ale jej dłonie były splamione krwią, a jej dusza ciężka. Dlatego rozluźniła uścisk i przeszła przez drzwi ze swoim brzemieniem na plecach.
Theana stała pośrodku jednego z korytarzy w pobliżu pokoju Ida. Wiedziała, że Dubhe będzie tędy przechodzić. Zauważyła, jak nie tak dawno tam wchodziła. Pozostawało jej jedynie czekać, ale to oczekiwanie nużyło ją i wykręcała sobie dłonie jak zawsze, kiedy była zdenerwowana.
Zastanawiała się nad swoją decyzją, podjętą tak impulsywnie. To rzecz niepodobna do niej. Ale nie zawróci. Nie potrafiła sobie jasno wyjaśnić, dlaczego tak postanowiła. Wystarczyło zobaczyć Lonerina i usłyszeć te jego rezolutne słowa: „Misja stoi dla mnie ponad wszystkim”.
Ponad Dubhe, oczywiście, ale i ponad nią. Ponad wszystkim innym. Lonerin nigdy nie będzie jej, mimo swych niezdarnych prób pokochania jej i mimo niezmierzonej miłości, jaką ona sama do niego żywiła.
W tej sytuacji odejście było jedynym, co mogła zrobić. Śmierć Dohora, chociaż upragniona i osiągnięta z innych powodów, oznaczałaby ratunek dla Świata Wynurzonego. A ona będzie mogła mieć w tym swój własny udział, chociaż niewielki.
Zobaczyła Dubhe idącą w czarnym płaszczu; pomyślała, że naprawdę jest w niej coś, czemu nie sposób się oprzeć. Była sama, naznaczona i otulona mrocznym przeznaczeniem. Teraz Theana doskonale to rozumiała.
— Mogę z tobą porozmawiać? — powiedziała, zbliżając się szybko.
Dubhe obdarzyła ją spojrzeniem pełnym niedowierzania i niepokoju.
— Ze mną?
To było naturalne. W końcu nie tak dawno była dla niej bardzo nieuprzejma.
— Tak — uśmiechnęła się Theana.
Wyprowadziła ją na zewnątrz. Było pochmurno, powietrze pachniało mchem i deszczem. Usiadły na ławeczce zwróconej na balkon.
— Co teraz zrobisz? — spytała.
Dubhe spojrzała na nią niepewnie.
— Dlaczego interesuje cię mój los?
Theana wzruszyła ramionami. Sama nie bardzo wiedziała.
— Znalazłaś czarodzieja, którego potrzebujesz?
Przeszła od razu do rzeczy. Mimo wszystko była to rozmowa w jakiś sposób nieprzyjemna.
Dubhe potrząsnęła głową.
— A kto by chciał pomóc morderczyni? Nie sądzę, żebym kogoś tu znalazła.
Theana przełknęła ślinę. O tym nie pomyślała. Pomóc morderczyni.
— Ja mogłabym z tobą pójść.
Dubhe odwróciła się do niej gwałtownie.
— Że co?
— Jestem czarodziejką i to pod niektórymi względami jedyną. Jestem dobra w kapłańskiej sztuce Thenaara, prawdziwego Thenaara.
Dubhe patrzyła na nią z niedowierzaniem.
— Co masz na myśli?
— Mój ojciec według Gildii był heretykiem. Thenaar jest prastarym bogiem, którego niektórzy identyfikują z elfickim Shevraarem.
— Wiem o tym.
Theana zdumiała się. Naprawdę niewielu o tym wiedziało.
— Mój ojciec był jego kapłanem i spędził życie, starając się wyplenić herezję Gildii.
Niepewność w spojrzeniu Dubhe nie rozwiała się.
— Jakie masz powody, żeby ze mną iść? W końcu nie przepadasz za mną, nie? To oczywiste i rozumiem to.
To była prawda, ale Theanie trudno było wytłumaczyć wszystkie powody, które popchnęły ją do tej decyzji. Pragnienie odejścia daleko od Lonerina, podążania za własnym celem; własna chęć działania, jej, która zawsze stała ukryta bezpiecznie za krzesłem Folwara; szalone, niedorzeczne pragnienie pomocy kobiecie, którą kocha, albo przynajmniej kochał, Lonerin. Subtelna przyjemność wyrządzenia sobie tortury pomaganiem własnej nieprzyjaciółce. Ten cały chaos miotał się niewyraźnie w jej sercu i nie mogła wyjaśnić go słowami, a przynajmniej nie jej.
— Bo potrzebujesz pomocy. Lonerin by ci jej udzielił, ale nie może. Więc zrobię to ja.
I była to część prawdy.
Dubhe potrząsnęła głową.
— Nie możesz naprawdę tego chcieć. Co to, pragnienie cierpienia? — rzuciła ironicznie.
Również.
— Ofiarowuję ci moją pomoc — nalegała Theana. — Dlaczego po prostu nie przyjmiesz jej, zanim się rozmyślę?
Wzrok Dubhe stwardniał.
— O nic cię nie prosiłam.
— No dobrze, jestem zmęczona byciem tutaj. Byciem dobrą uczennicą mistrza Folwara. Kilka tygodni temu poszłam uratować życie Idowi, kiedy został otruty, i zrozumiałam, że muszę wyjść z mojego więzienia. Pasuje ci to?
Dubhe podniosła się nagle.
— Ty nie masz pojęcia, kim ja jestem. Ja żyję pośród śmierci, mam w sercu potwora, a kiedy mną rządzi, nie odróżniam nieprzyjaciół od przyjaciół. Prawie zabiłam Lonerina, opowiedział ci o tym? Ja tam idę zamordować człowieka, rozumiesz?
Jej spojrzenie stało się rozpaczliwe. Theana nie wiedziała, co odpowiedzieć.
— Tak bardzo go kochasz? — zaatakowała ją Dubhe znienacka.
— Pomaganie mi nic ci nie pomoże. Lonerin nie pragnie mnie aż tak bardzo, w przeciwnym razie sam by ze mną poszedł.
Theana nie spodziewała się tego zdania.
— Potrzebuję tego, Dubhe… Potrzebuję odejść i odnaleźć moją własną drogę.
Dubhe oparła głowę o ścianę. Przez chwilę milczała.
— Zapytaj Sennara o zaklęcie — powiedziała wreszcie. — Jeżeli dalej będziesz chciała… ja wyruszam jutro rano.
Podniosła się i Theana została sama tam, na zewnątrz, a chłód zbliżającej się jesieni pełzał ku niej.
Lonerin otworzył gwałtownie drzwi i zastał Theanę zajętą pakowaniem bagaży. Na ten widok oślepiła go wściekłość.
Podbiegł do niej i porywczo chwycił ją za ręce.
— Można wiedzieć, co ci przyszło do głowy? Nigdzie nie pojedziesz!
Theana nie spodziewała się tego, ale bardzo szybko odzyskała panowanie nad sobą.
— To boli — syknęła i Lonerin nie mógł jej nie puścić.
— Dlaczego? To szaleństwo!
Dziewczyna spokojnie powróciła do pakowania. Lonerin patrzył, jak jej kapłańskie przyrządy jeden po drugim lądują w skórzanej torbie.
— Nie możesz mówić mi, co mam robić. Kiedyś dałam ci taką możliwość, ale ją odrzuciłeś.
— Nawet nie znasz Dubhe, dlaczego miałabyś jej pomagać? Ona idzie zabić człowieka! Ona nie ma z tobą nic wspólnego!
Theana zatrzymała się, drżały jej dłonie. Zawsze tak było, kiedy ogarniały ją złość i bezradność, Lonerin wiedział o tym.
Z nieznośną udręką pomyślał o tym, ile o niej wie, jak dobrze ją zna.
— Leczyłam Ida na terytorium nieprzyjaciela, mówili ci o tym? — spytała, odwracając się do niego.
— Tak, ale…
— Jestem zmęczona przebywaniem w tym pałacu, kiedy ty i inni działacie. Nie ma nikogo takiego jak ja i czas, żebym zdała sobie z tego sprawę i poszukała własnej ścieżki. W drodze, daleko stąd.
Popatrzyła w ziemię, powstrzymując łzy.
Lonerin wziął ją za ramiona, ale ona znowu uciekła przed jego spojrzeniem.
— Czy to z mojego powodu?
Dalej uparcie patrzyła w ziemię.
— Jeżeli to dla mnie, nie musisz tego robić.
— To dla mnie! — wybuchnęła Theana, uwalniając się. — Nie wystarczyły te wszystkie miesiące, kiedy cię nie było, kiedy byłeś z Dubhe i ją kochałeś.
Lonerin chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu szybkim gestem.
— Miej przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby milczeć — powiedziała, wibrując od tłumionej złości.
Szukała utraconej kontroli, ale kiedy znowu przemówiła, jej głos drżał.