– Coś ci to mówi? – spytał Geneve Rhyme. Dziewczyna pokręciła głową.
– Jakiś rytuał albo element kultu? – zastanawiał się Cooper.
– Mam myśl – odezwała się Sachs. Wyciągnęła telefon komórkowy i do kogoś zadzwoniła. Rhyme wywnioskował, że osoba, z którą rozmawiała, niedługo się tu zjawi. – Wezwałam specjalistę – w sprawie karty.
– Dobrze.
Cooper zbadał kartę, lecz nie znalazł na niej żadnych odcisków palców. Nie wykrył też żadnych przydatnych śladów.
– Co jeszcze jest w torebce? – zapytał Rhyme.
– Nowa rolka taśmy izolacyjnej – odparł technik – składany nóż, prezerwatywy Trojan. Nie do wykrycia. Poza tym… Bingo! – Cooper pokazał małą karteczkę. – Jest paragon.
Rhyme podjechał bliżej i obejrzał kwit. Na paragonie nie było nazwy sklepu; kartka została wydrukowana na zwykłej maszynie sumującej. Tusz już wyblakł.
– Niewiele nam to powie – wtrącił Pulaski, ale zaraz się chyba zreflektował, że nie powinien się odzywać.
Co on tu robi? – pomyślał Rhyme. Ach, tak. Pomaga Sellitcie.
– Przykro mi, ale mam inne zdanie – odburknął Rhyme. – Ta karteczka mówi nam bardzo dużo. Sprawca kupił wszystkie przedmioty w jednym sklepie – można porównać paragon z metkami – plus coś jeszcze za pięć dziewięćdziesiąt dziewięć, czego nie ma w torebce. Może talię kart tarota. Czyli mamy sklep, który sprzedaje taśmę inlafttino – branżowy albo drogeria z różnymi drobiazgami. Wiemy, że nie należy do żadnej sieci, bo nie ma logo na torebce ani na paragonie. No i nie jest bogaty, skoro są tam zwykłe kasy, a nie komputerowe. Nie mówiąc o niskich cenach. A podatek obrotowy mówi nam, że sklep jest… – Zmrużył oczy, porównując częściową sumę na paragonie z kwotą podatku. – Cholera, kto jest dobry z matematyki? He to procent?
– Mam kalkulator – powiedział Cooper. Geneva zerknęła na paragon.
– Osiem i sześćset dwadzieścia pięć tysięcznych.
– Jak to policzyłaś? – zdumiała się Sachs.
– Tak po prostu – odrzekła dziewczyna.
– Osiem i sześćset dwadzieścia pięć – powtórzył Rhyme. – To łączny podatek obrotowy stanu i miasta. A więc sklep musi być w jednej z pięciu dzielnic. – Zerknął na Pułaskiego. – Posterunkowy, nadal sądzisz, że paragon w niczym nam nie pomoże?
– Już zrozumiałem, panie kapitanie.
– Nie jestem już w służbie. „Panie kapitanie” jest niepotrzebne. No dobrze. Sprawdzić wszystko i zobaczymy, czy będą jakieś odciski.
– Ja mam to zrobić? – spytał niepewnie nowy.
– Nie. Oni.
Ujawniając ślady linii papilarnych, Cooper i Sachs wykorzystali różne techniki: do gładkich powierzchni użyli proszku fluorescencyjnego, sprayu Ardrox i pary cyjanoakrylanu, natomiast do porowatych oparu jodu i ninhydryny. Niektóre odciski ujawniły się od razu, inne były widoczne w zmiennym świetle.
Spoglądając na pozostałych członków zespołu przez duże pomarańczowe gogle, technik zameldował:
– Są odciski na paragonie i na kupionym towarze. Wszystkie takie same. Problem w tym, że są małe, za małe na mężczyznę, który ma metr osiemdziesiąt wzrostu. Moim zdaniem należą do drobnej kobiety albo nastoletniej dziewczyny, pewnie sprzedawczyni. Widzę też smugi. Przypuszczam, że sprawca wytarł własne odciski.
Usunięcie wszystkich substancji potowych i łojowych pozostawione przez ludzkie palce jest trudne, ale odciski można bez trudu wymazać, wycierając dotykaną powierzchnię.
– Sprawdź je w AFIS-ie.
Cooper zdjął odbitki odcisków i zeskanował. Dziesięć minut później zintegrowany system informacji daktyloskopijnej FBI poinformował ich, że odciski nie należą do żadnej z osób umieszczonych w głównych bazach danych – miejskich, stanowych i federalnych. Cooper wysłał odbitki do niektórych lokalnych banków danych niepołączonych z systemem FBI.
– Teraz buty – polecił Rhyme.
Sachs wyciągnęła folię z elektrostatycznym obrazem śladu buta. Protektor podeszwy był starty, a więc buty nie były nowe.
– Rozmiar jedenaście – oznajmił Cooper.
Między rozmiarem stopy a budową kości i wzrostem istniała pewna współzależność, choć dla sądu był to dowód równie wątły jak poszlaka. Mimo to rozmiar świadczył, że Geneva prawdopodobnie miała rację, oceniając wzrost mężczyzny na metr osiemdziesiąt.
– Marka obuwia?
Cooper sprawdził odbitkę w policyjnej bazie danych z odciskami podeszew i znalazł pasujący wzór protektora.
– Bass, buty turystyczne. Mają co najmniej trzy lata. W zeszłym roku przestali produkować ten model.
– Starcie podeszwy wskazuje – powiedział Rhyme – że nasz NS lekko wykręca prawą stopę na zewnątrz, ale nie utyka i nie ma żadnych zauważalnych haluksów, wrastających paznokci ani innych malades des pieds.
– Nie wiedziałem, że znasz francuski, Lincoln – rzekł Cooper.
Tylko w stopniu ułatwiającym śledztwo. To wyrażenie Rhyme zapamiętał z pracy nad sprawą skradzionych prawych butów, kiedy kilka razy rozmawiał z francuskim gliniarzem.
– Jak wyglądają mikroślady?
Cooper ślęczał nad torebkami zawierającymi drobiny materiału, jakie przykleiły się do rolki – lepkiego wałka do zbierania mikrośladów, podobnego do przyrządu, którym usuwa się nitki i sierść zwierząt domowych. Wałki wykorzystywano zamiast odkurzaczy Dust-Buster do zbierania włókien, włosów i suchych osadów.
Ponownie nałożywszy gogle powiększające, technik delikatnie chwycił pęsetą kawałeczki materiału, umieścił między płytkami i wsunął pod mikroskop, a potem ustawił powiększenie i ostrość. Obraz pojawił się równocześnie na kilku płaskich monitorach ustawionych w różnych miejscach laboratorium. Rhyme odwrócił wózek, by lepiej przyjrzeć się obrazowi na ekranie. Zobaczył pyłki wyglądające na drobiny kurzu, kilka włókien, grube białe bryłki i jakieś bursztynowe łuski przypominające fragmenty szkieletu zewnętrznego owadów. Kiedy Cooper przesunął obraz, zobaczyli małe gąbczaste kulki koloru złamanej bieli.
– Skąd to jest?
Sachs spojrzała na torebkę.
– Z dwóch źródeł: z podłogi obok stołu, przy którym siedziała Geneva, i zza pojemnika na śmieci, gdzie stał, strzelając do Barry’ego.
Mikroślady zebrane w miejscu publicznym często były bezużyteczne ze względu na duże prawdopodobieństwo pozostawienia ich przez obce osoby. Ale znalezienie podobnego materiału w dwóch różnych miejscach, w których przebywał sprawca, wyraźnie wskazywało, że to jego ślady.
– Dzięki ci, Boże, za to, że w swej mądrości stworzyłeś buty z głębokim protektorem – mruknął Rhyme.Sachs i Thom wymienili spojrzenia.
– Zastanawiacie się, dlaczego mam taki dobry humor? – spytał Rhyme, wciąż wpatrując się w ekran. – Stąd te porozumiewawcze spojrzenia? Widzicie, czasem naprawdę bywam wesoły.
– Od wielkiego dzwonu – mruknął jego asystent.
– Uwaga, Lon, alarm frazeologiczny. Słyszałeś to wyrażenie? Wracajmy do mikrośladów. Wiemy, że pochodzą od niego. Ale co to jest? I czy może nas doprowadzić do jego kryjówki?
Podczas analizy dowodów kryminalistycy stają wobec kilkupiętrowego zadania. Wstępny etap – zwykle najłatwiejszy – polega na zidentyfikowaniu substancji (na przykład na ustaleniu, czy brązowa plama to krew, czy jest ludzka czy zwierzęca, albo czy znaleziony kawałeczek ołowiu stanowi fragment pocisku).
Drugie zadanie to zaklasyfikowanie próbki, czyli przyporządkowanie jej do konkretnej podkategorri (na przykład określenie, czy to krew grupy zero lub amunicja kalibru.38). Informacje o przynależności dowodów do odrębnej klasy mogą być cenne dla policji i prokuratury, jeśli uda się znaleźć związek podejrzanego z dowodem podobnej kategorii – ma broń kalibru.38 lub na jego koszuli jest plama krwi grupy zero – choć sam fakt nie stanowi rozstrzygającego argumentu.