– Już się robi – odrzekł nowy.
– Co jeszcze mamy? – zapytał Rhyme.
– Płatki z karetki czytnika mikrofiszek, zdjęte z miejsca, w które uderzył tępym narzędziem.
– Płatki?
– Chyba kawałki lakieru z tego przedmiotu.
– Dobra, sprawdź w Marylandzie.
FBI dysponowało ogromną bazą danych z próbkami farb, obecnych na rynku i produkowanych dawniej, znajdującą się w jednym z budynków Biura w Marylandzie. Korzystano z niej głównie w celu identyfikacji lakierów samochodów. Były w niej jednak także próbki setek innych barwników. Po kolejnej interwencji Dellraya Cooper przesłał tam wyniki analizy chromatograficznej i inne dane o płatkach znalezionych w bibliotece. W ciągu paru minut zadzwonił telefon i technik FBI poinformował ich, że próbka pochodzi z lakieru sprzedawanego wyłącznie producentom sprzętu używanego w sztukach walki, takiego jak nunczaku lub tonfy. Miał też dla nich złą wiadomość: nie udało się ustalić producenta substancji, którą w dodatku sprzedawano w dużych ilościach, co oznaczało, że jest właściwie nie do wykrycia.
– No dobrze, mamy gwałciciela uzbrojonego w nunczaku, podrasowane pociski i zakrwawiony sznur… facet to żywy koszmar.
Rozległ się dzwonek u drzwi i po chwili Thom wprowadził do pokoju dwudziestokilkuletnią kobietę, obejmując ją ramieniem
– Patrzcie, kto przyszedł.
Szczupła kobieta miała nastroszone fioletowe włosy i urodziwą twarz. Elastyczne spodnie i sweter ukazywały wysportowane ciało – Rhyme wiedział, że to ciało artystki.
– Kara – powiedział. – Miło cię znowu widzieć. Domyślam się, że to ty jesteś tą specjalistką, do której dzwoniła Sachs.
– Cześć. – Kobieta uściskała Sachs, przywitała się z pozostałymi i położyła dłonie na rękach Rhyme’a. Sachs przedstawiła ją Genevie, która przyjrzała się jej z powściągliwą miną.
Kara (to był jej pseudonim sceniczny; prawdziwego imienia nie chciała wyjawić) była iluzjonistką i artystką estradową, która pomogła Rhyme’owi i Sachs jako konsultantka w niedawnej sprawie morderstwa. Zabójca podchodził ofiary, mordował je i uciekał, wykorzystując umiejętności prestidigitatorskie.
Mieszkała w Greenwich Village, lecz kiedy Sachs do niej zadzwoniła, właśnie odwiedzała matkę w domu opieki na górnym Manhattanie. Przez chwilę dzieliły się z Sachs nowinami – Kara przygotowywała jednoosobowy program dla Performance Warehouse w Soho i spotykała się z akrobatą – gdy Rhyme przerwał im, mówiąc:
– Potrzebujemy twojej fachowej wiedzy.- Jasne – odrzekła młoda kobieta. – Jeżeli tylko mogę pomóc. Sachs wyjaśniła, o co chodzi w sprawie. Kara spoważniała, a słysząc o próbie gwałtu, szepnęła do Genevy:
– Przykro mi.
Nastolatka wzruszyła tylko ramionami.
– Miał przy sobie to – odezwał się Cooper, pokazując kartę tarota z wizerunkiem wisielca.
– Pomyśleliśmy, że będziesz nam mogła coś o tym powiedzieć. Kara mówiła kiedyś Rhyme’owi i Sachs, że świat magii dzieli się na dwa obozy: artystów estradowych, którzy nie roszczą sobie pretensji do posiadania nadprzyrodzonych sił, oraz osób twierdzących, że dysponują tajemną mocą. Kara nie miała cierpliwości do tych drugich – uważała się wyłącznie za artystkę – ale kiedyś zarabiała na życie, pracując w sklepach z akcesoriami magików i dzięki zdobytemu tam doświadczeniu wiedziała co nieco o wróżbiarstwie.
– Tarot to bardzo stara sztuka wróżenia, pochodząca ze starożytnego Egiptu – zaczęła. – Talia kart tarota składa się z arkanów małych – odpowiednika talii pięćdziesięciu dwóch zwykłych kart – i z arkanów wielkich, od zera do dwudziestu jeden. Wszystkie mają przedstawiać drogę życiową. Wisielec jest dwunastą kartą arkanów wielkich. – Pokręciła głową. – Ale coś tu nie gra.
– Co takiego? – zapytał Sellitto, dyskretnie pocierając policzek.
– To wcale nie jest zła karta. Spójrzcie na obrazek.
– Jak na człowieka wiszącego głową w dół – powiedziała Sachs – wygląda dosyć spokojnie.
– Postać na karcie jest wzorowana na skandynawskim bogu Odynie, który przez dziewięć dni wisiał głową w dół, poszukując wewnętrznej mądrości. Kiedy ktoś wylosuję tę kartę, oznacza to, że rozpocznie poszukiwanie duchowego oświecenia. – Ruchem głowy wskazała komputer. – Mogę?
Cooper zrobił przyzwalający gest. Kara wstukała hasło do Google’a i kilka sekund później znalazła jakąś stronę.
– Jak to mogę wydrukować?
Sachs pomogła jej i po chwili z drukarki laserowej wysunęła się kartka z tekstem. Cooper przykleił ją do tablicy.
– To jest interpretacja karty – powiedziała Kara.
Karta Wisielca nie wiąże się z karą. Jej pojawienie się oznacza duchowe poszukiwanie prowadzące do podjęcia decyzji, przemiany, zmiany kierunku. Karta często zapowiada poddanie się doświadczeniu, rezygnację z walki, pogodzenie się z rzeczywistością. Gdy wylosuje się tę kartę, należy słuchać wewnętrznego głosu, nawet jeśli jego podszept wydaje się sprzeczny z logiką.
– Wisielec nie ma nic wspólnego z przemocą ani śmiercią – dodała Kara. – Chodzi tu raczej o stan duchowego zawieszenia i oczekiwania. – Pokręciła głową. – Zabójca nie zostawiłby czegoś takiego na miejscu zbrodni, gdyby miał jakieś pojęcie o tarocie. Jeśliby chciał przekazać jakąś przestrogę, zostawiłby Wieżę albo jedną z kart koloru mieczy z arkanów małych. To one oznaczają złe wiadomości.
– Czyli wybrał Wisielca, bo groźnie wygląda – podsumował Rhyme. – I dlatego, że zamierzał udusić albo „powiesić” Geneve.
– Tak przypuszczam.
– Bardzo nam pomogłaś – rzekł Rhyme. Sachs też jej podziękowała.
– Powinnam wracać. Na próby. – Kara podała rękę Genevie. – Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
– Dzięki.
Kara podeszła do drzwi. Przystanęła i spojrzała na Geneve.
– Lubisz iluzję i pokazy magii?
– Rzadko wychodzę z domu – odrzekła dziewczyna. – Mam dużo pracy w szkole.
– Za trzy tygodnie mam występ. Jeżeli chciałabyś przyjść, szczegóły znajdziesz na bilecie.
– Na czym?
– Na bilecie.
– Nie mam biletu.
– Ależ masz – odparła Kara. – W torbie. A ten kwiatek – niech to będzie twój szczęśliwy talizman.
Wyszła i usłyszeli trzask zamykanych drzwi.
– O czym ona mówiła? – spytała Geneva, patrząc na swoją zamkniętą torbę.
Sachs zaśmiała się.
– Otwórz.
Dziewczyna rozsunęła zamek i w zdumieniu wytrzeszczyła oczy. Wewnątrz spoczywał bilet na przedstawienie Kary. Obok leżał sprasowany fiołek.
– Jak ona to zrobiła? – szepnęła Geneva.
– Nigdy nie udało się nam jej przyłapać – rzekł Rhyme. – Wiemy tylko, że jest niesamowita.
– Fakt, niesamowita. – Dziewczyna wzięła zasuszony kwiatek.
Wzrok kryminalistyka zatrzymał się na karcie tarota, którą Cooper przyklejał na tablicy obok wydruku z interpretacją jej znaczenia.
– A więc karta tylko wygląda jak przedmiot, który zabójca zostawiłby w miejscu jakiejś okultystycznej zbrodni. Nie miał jednak pojęcia, co oznacza. Wybrał ją tylko dla efektu. Czyli oznacza to… – Urwał, patrząc na zapiski na tablicy. – Jezu.
Pozostali spojrzeli na niego.
– Co? – zapytał Cooper.
– Wszystko zrozumieliśmy na opak. Przestając trzeć twarz, Sellitto zapytał:- Co masz na myśli?
– Popatrzcie na odciski z przedmiotów, które były w torebce. Swoje wytarł, zgadza się?
– Owszem – przytaknął Cooper.
– Ale znaleźliśmy odciski – zauważył kryminalistyk. – Prawdopodobnie zostawiła je sprzedawczyni, bo takie same są na paragonie.
– No. – Sellitto wzruszył ramionami. – Co z tego?