Выбрать главу

Kelnerka Sharleene podeszła natychmiast z zimnym sokiem pomarańczowym i miską otrębów.

— Co dziś będzie, jajka czy naleśniki?

Alkad zalała otręby mlekiem.

— Poproszę o naleśniki.

— Mamy tu nową twarz — rzekła Sharleene półszeptem. — Jakaś grubsza szycha. — Obdarzyła Alkad tajemniczym uśmieszkiem i wróciła do baru.

Alkad przełknęła kilka łyżek otrębów, po czym zaczęła popijać sok, co dało jej okazję się rozejrzeć.

Lady Tessa Moncneff siedziała samotnie przy stoliku obok barku, gdzie zapach skwierczącego boczku i bulgoczącej kawy był najsilniejszy. Mając czterdzieści sześć lat, służyła w randze majora w ESA i kierowała placówką w Tranquillity. Jej szczupła twarz była wiecznie zmęczona, a płowiejące blond włosy przycięła na niezbyt modnego jeżyka. Biała bluzka i szara spódniczka nasuwały skojarzenie z urzędniczką, która utknęła na swoim szczeblu kariery zawodowej. Co me odbiegało tak dalece od prawdy. Przydział na Tranquillity przyjęła z zadowoleniem przed dwoma laty, kiedy została zapoznana z czekającymi ją obowiązkami i całą sprawą. Na jej ramionach spoczęła ogromna odpowiedzialność, co oznaczało, że nareszcie ugruntowała swą pozycję. Dyskryminowanie arystokracji stało na porządku dziennym we wszystkich oddziałach służb specjalnych Kulu i każdy, kto odziedziczył tytuł szlachecki, musiał harować w dwójnasób, aby dowieść swej wartości.

Służba w Tranquillity okazała się spokojna, co utrudniało utrzymanie ludzi w dyscyplinie. Doktor Alkad Mzu była niewolnikiem przyzwyczajeń, w dodatku bardzo nużących. Gdyby nie jej częste wypady w plener, które mobilizowały zespół obserwatorów do wzmożonego wysiłku, dawno już spadłoby morale.

W zasadzie największe poruszenie w okresie jej pobytu w habitacie nie wiązało się wcale z doktor Mzu, ale z niespodziewanym pojawieniem się Ione Saldany przed niespełna rokiem. Lady Moncrieff musiała wgrać na fleks obszerny raport na temat dziewczyny dla samego Alastaira II. Ciekawa rzecz, ale królewska rodzina cierpiała na ten sam głód szczegółów co pospolici obywatele.

Lady Moncneff gryzła obojętnie grzankę, gdy zatrzymało się na niej spojrzenie doktor Mzu. Wcześniej tylko dwa razy widziała ją na własne oczy. Tego ranka jednak nie zamierzała wysyłać w teren podwładnych, chciała być naocznym świadkiem reakcji tej kobiety. A wszystko dlatego, że dzisiejszy dzień mógł być początkiem końca trwającej dwadzieścia trzy lata misji agentów ESA.

Neuronowy nanosystem Alkad Mzu przeprowadził wizualny test porównawczy, lecz bez powodzenia. Nieznajoma mogła być nowym szpiegiem albo zwyczajnym gościem restauracji. Chociaż ten drugi wariant nie trafiał jej jakoś do przekonania. Sharleene miała rację, otaczała ją pewna aura tajemniczości. Alkad zapisała wizualny obraz kobiety w bardzo już rozrośniętym katalogu o nazwie „wrogowie”.

Kiedy uporała się z otrębami i sokiem, odchyliła się na oparcie krzesła i skierowała wzrok bezpośrednio na stojącą na barku kolumnę AV. Nadawali akurat wiadomości poranne Collinsa. Gdy pochwyciła nerwem wzrokowym skierkę zielonego monochromatycznego światła, momentalnie zmaterializowało się przed nią studio dziennika. Kelly Tirrel zapowiadała kolejne nowiny; ubrała się w zielony kostium i koronkowy krawat, włosy upięła w ciasny kok. Nienagannie profesjonalny wygląd postarzał ją o dziesięć lat.

Najpierw przekazała garść informacji lokalnych z dziedziny handlu i fmansowości, wspominając o przyjęciu charytatywnym, w którym zeszłego wieczoru uczestniczyła Ione Saldana. Następnie podała wiadomości z regionu, ze szczególnym uwzględnieniem polityki sąsiednich układów słonecznych. Nie brakło też krótkiego sprawozdania z sesji Zgromadzenia Ogólnego Konfederacji. W części poświęconej wojskowości Alkad usłyszała:

— Oto raport z Omuty, wgrany do pliku dziewięć dni temu przez Tima Bearda. — Studio znikło, a pojawiła się widziana z kosmosu terrakompatybilna planeta. — W roku 2581 Konfederacja nałożyła trzydziestoletnie sankcje na Omutę za jej uczestnictwo w garissańskim holokauście, zakazując utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z objętym embargiem układem słonecznym. Od tamtego czasu 7 Flota stała na straży postanowień Konfederacji.

Przed dziewięcioma dniami jej służba oficjalnie dobiegła końca.

Alkad otworzyła kanał łączności z siecią telekomunikacyjną Tranquillity i poprosiła o dostęp do pełnego sensywizyjnego programu Collinsa. Mogła teraz patrzeć oczami Tima Bearda i słuchać jego uszami. Dotknęła stopami omutańskiej ziemi, wciągając w płuca pachnące sosną powietrze.

Cóż za perfidna ironia losu, pomyślała.

Tim Beard czekał na betonowej płycie rozległego kosmodromu. W dali po lewej ręce widział szarobłękitne ściany kompozytowych hangarów, wyblakłe z upływem czasu, pokryte przy nitach rdzawym nalotem. Przed nim stało pięć potężnych kosmolotów Sukhoi SuAS-686 typu delta; perłowoszare kadłuby lśniły w ciepłych promieniach porannego słońca. Tuż przed rzędem ich szpiczastych nosów oddział żołnierzy prężył się w postawie na baczność.

Po prawej stronie zmontowano tymczasową trybunę dla dwustu osób, przed którą na czerwonym dywanie zebrał się w komplecie gabinet rady ministrów: czternastu mężczyzn i sześć kobiet, wszyscy w oficjalnych, szykownych szaroniebieskich ubraniach.

— Przeżywacie wraz ze mną ostatnie chwile izolacji tej planety — rzekł Tim Beard. — Lada moment spodziewamy się przybycia kontradmirała Mereditha Saldany, który dowodzi eskadrą 7 Floty przydzieloną do zadań w układzie słonecznym Omuty.

Na zachodniej stronie nieba zabłysnął złocisty punkcik, szybko zwiększając swe rozmiary. Implant wzrokowy Tima Bearda zrobił powiększenie, zogniskowany na wojskowym aeroplanie. Matowoszary klinowy kształt długości czterdziestu metrów zawisł lekko nad betonową płytą, kiedy rozkładały się metalowe płozy. Skrzący się obłok zjonizowanych cząsteczek powietrza prysnął niczym bańka mydlana.

— To pierwszy aeroplan z polem jonowym, jaki wylądował na Omucie — oznajmił Tim Beard, pokazując równocześnie scenę powitania kontradmirała przez miejscowego ministra spraw zagranicznych. Meredith Saldana byl równie wysoki i dostojny co jego kuzynowie, miał też ten sam charakterystyczny nos. — Chociaż ekipa dziennikarzy za specjalnym pozwoleniem mogła tu przybyć już zeszłej nocy, to jednak musieliśmy skorzystać z omutańskich kosmolotów, a niektóre liczą już sobie po pięćdziesiąt lat i trudno zdobyć do nich części. Co tylko dowodzi, jak bardzo ucierpiał ten świat w wyniku nałożonych sankcji. Cofnął się w rozwoju zarówno pod względem przemysłowym, jak i ekonomicznym. Przede wszystkim jednak brakuje tu inwestycji. Rząd pragnie dołożyć wszelkich starań, aby nadrobić stracony czas. Zostaliśmy poinformowani, że już wkrótce powstaną tu pierwsze misje handlowe.

Kontradmirał i jego świta podeszli w otoczeniu obstawy do uśmiechniętego prezydenta Omuty, studziesięcioletniego siwowłosego mężczyzny. Nastąpił uścisk dłoni.

— Los bywa przewrotny — ciągnął tymczasem Tim Beard.

Alkad czuła, jak jego wargi układają się do ironicznego uśmiechu.

— Ostatnim razem, kiedy przed trzydziestu laty dowódca eskadry 7 Floty Sił Powietrznych Konfederacji spotkał się z omutańskim prezydentem, cały gabinet rządowy został stracony za udział w ludobójstwie. Dziś trochę inaczej przedstawiają się sprawy. — Implanty wzrokowe pokazały zbliżenie dłoni kontradmirała, który podawał prezydentowi zwinięte w rulon pismo. — Oto oficjalne zaproszenie przewodniczącego Zgromadzenia Ogólnego Konfederacji. Omuta ponownie zabierze głos na forum Zgromadzenia.

A teraz widzimy, jak prezydent wręcza mu swoją akceptację.

Alkad Mzu przerwała połączenie z Collinsem, odwracając wzrok od barku. Polała naleśniki gęstym syropem cytrynowym i zaczęła je kroić widelcem, żując w zamyśleniu. Projektor AV zabrzęczał cicho przy termosie bufetowym, gdy Kelly Tirrel nareszcie skończyła paplać.