— Już nie. — Mosul stał obok niej, w równym stopniu zauroczony.
— Dzięki niech będą opatrzności, że starczyło nam rozsądku, by zachować ich geny. A jednak to zdumiewające, że Konfederacja pozwoliła wam je sprowadzić.
— Wieloryby nie niszczą tutejszych łańcuchów pokarmowych, są jakby na uboczu. Cóż to jest milion ton kryla dziennie dla tych oceanów? Żaden analogiczny organizm nie mógł się nigdy rozwinąć na Atlantydzie, więc nie muszą rywalizować o pożywienie. Wieloryby to przecież ssaki, które w procesie ewolucji zeszły kiedyś z lądu. Największym autochtonicznym stworzeniem w tych morzach jest rekin czerwony, a i on dorasta najwyżej do sześciu metrów.
Syrinx przytuliła się do Mosula.
— Źle mnie zrozumiałeś. Zdumiewające jest to, że Konfederacja wykazała tyle zdrowego rozsądku. Ponieślibyśmy niepowetowaną stratę, gdyby te zwierzęta wymarły.
— Skąd w tobie tyle cynizmu?
Pocałowała go lekko w policzek.
— Przedsmak tego, co cię czeka. — Wsparłszy głowę na jego ramieniu, całkowitą uwagę skierowała na płetwale, ze wzruszeniem wychwytując i zapisując w pamięci każdy element ich zachowania.
Do samego wieczoru podążali za stadem gigantycznych zwierząt, które bawiły się i kotłowały w morzu. Mosul zawrócił jednak żaglówkę po zapadnięciu zmierzchu. Gdy po raz ostatni spojrzała na stado, ciemne sylwety przewijały się majestatycznie na tle czerwono — złotej linii widnokręgu, a szum wyrzucanej z nozdrzy wody zlewał się z pluskiem oceanu.
Tej nocy po wodzie wokół kadłuba pląsały fantomy widmowej poświaty, rzucającej na zwiniętą do połowy błonę żagla chwiejne, błękitnawe cienie. Syrinx i Mosul wynieśli na pokład poduszki, a potem kochali się pod gwiazdami. „Oenone” od czasu do czasu zerkał z góry na ich splecione ciała — jego obecność dokładała się w umyśle Syrinx do cudownego poczucia spełnienia.
Nie powiedziała jednak o tym Mosulowi.
Wydział elektroniki instytutu badań nad Laymilami mieścił się w trzykondygnacyjnym ośmiokątnym budynku prawie pośrodku kampusu. Hortensje pięły się po białych, polipowych ścianach aż pod wielkie, okrągłe okna pierwszego piętra. Naokoło budynku rosły pochodzące z Raouil drzewa chuantawa, czterdziestometrowe okazy o gumowatej korze i długich, podobnych do języka liściach w kolorze jasnej purpury; z każdej gałązki zwisały kiście brązowych jagód.
Ione w towarzystwie trzech sierżantów szła w ich kierunku wysadzaną amarantami dróżką, która biegła od najbliższej z pięciu tutejszych stacji kolejki tunelowej. Po kąpieli z Haile nie zdążyła jeszcze wysuszyć włosów, których końce ocierały się o kołnierz oficjalnego żakietu z zielonego jedwabiu. Pracownicy instytutu, których mijała, obrzucali ją zaskoczonym spojrzeniem, uśmiechając się ostrożnie.
Parker Higgens czekał już przed głównym wejściem, ubrany jak zwykle w swój piaskowy garnitur z czerwonymi spiralkami na rozszerzanych rękawach. Zgodnie z modą nosił szerokie, workowate spodnie, choć marynarka ściślej opinała jego pulchne ciało.
Na jego czoło swobodnie opadała grzywka białych włosów.
Ione powstrzymała się od uśmiechu, gdy ściskali sobie ręce.
W jej towarzystwie dyrektor zawsze okazywał zdenerwowanie.
Ze swoich zadań wywiązywał się dobrze, lecz z pewnością nie śmieszyły ich te same żarty. Każdą drwinę z jej strony odebrałby jako osobistą obrazę.
Przywitała się też z Oski Katsurą, kierowniczką wydziału elektroniki. Swoje stanowisko objęła przed sześcioma miesiącami; jej awans był pierwszym zatwierdzonym osobiście przez Ione. Ta siedemdziesięcioletnia, wyższa od niej kobieta o wyniosłej, posągowej urodzie nosiła zawsze zwykły biały fartuch laboratoryjny.
— Podobno macie dla mnie jakieś dobre nowiny — rzekła Ione, kiedy weszli do środka i ruszyli głównym korytarzem.
— Owszem, proszę pani — odparł Parker Higgens.
— Większą część modułów zajmują kryształy pamięci — pospieszyła z wyjaśnieniem Oski Katsura. — Procesory pełnią w tym przypadku rolę elementów podrzędnych, optymalizujących procedury dostępu i zapisu. Całe urządzenie jest jednym z segmentów banku danych.
— Rozumiem. Czy lód zachował elementy w nienaruszonym stanie, jak się tego spodziewaliśmy? Gdy widziałam je po raz ostatni, wyglądały idealnie.
— O tak, były prawie nienaruszone. Skute lodem chipy i kryształy po wyciągnięciu i oczyszczeniu działają bez zarzutu. Odczytanie informacji zawartych w kryształach dlatego trwało tak długo, że są niestandardowe. — Podeszli do szerokich podwójnych drzwi, gdzie Oski Katsura przesłała datawizyjnie kod zabezpieczający. Gdy się otworzyły, zaprosiła Ione do środka.
Wydział elektroniki kojarzył jej się zawsze z cyberfabryką: rzędy identycznych, nieskazitelnie czystych pomieszczeń, jaskrawo oświetlonych białym światłem, wypełnionych blokami tajemniczych urządzeń i pajęczynami kabli. To pomieszczenie takie właśnie było: środkiem biegł jeden szeroki stół, inne zaś pod ścianami, a wszystkie podzielone na stanowiska do testów i przegrody z wyspecjalizowanymi przyrządami. Naprzeciwko wejścia szklana ściana oddzielała sześć pomieszczeń warsztatowych. Wewnątrz pracowali naukowcy, używając robotów elementarnych do precyzyjnego montażu podzespołów. Pod przeciwległą ścianą stał cokół ze stali nierdzewnej dźwigający wielką kulę z twardego, przezroczystego kompozytu. Z jej dolnej ćwiartki wychodziły grube węże systemu regulacji środowiskowej podłączone do masywnych klimatyzatorów. Wewnątrz kuli Ione dostrzegła elektroniczne moduły Laymilów, z których u podstawy rozbiegały się kable zasilające i światłowody. I co dziwniejsze, przed długim stołem pośrodku laboratorium stała Lieria: każde z jej traktamorficznych ramion podzieliło się na pięć czy sześć macek oplatających sprzęt elektroniczny.
Ione cieszyła się, że może od razu rozpoznać Kiinta.
— Dzień dobry, Lierio. Myślałam, że pracujesz w wydziale fizjologii.
Mackowate wypustki wywinęły się z przegrody, przybierając z powrotem wygląd jednolitych słupów ciała. Lieria odwracała się bez pośpiechu, aby czegoś nie potrącić.
— Witaj, Ione Saldana. Do udziału w prowadzonych tu pracach zaprosiła mnie Oski Katsura. Zdołałam wnieść pewien wkład w analizę danych zgromadzonych w kryształach Laymilów. Odnajduję wiele wspólnych cech z przedmiotem moich wcześniejszych badań.
— Doskonale.
— Widzę, że w twoich włosach czaszkowych zachowała się pewna ilość słonej wody. Pływałaś?
— Tak, chlapałyśmy się z Haile. Dopytuje się, kiedy wreszcie będzie mogła obejrzeć Tranquillity. Daj mi znać, jeśli uznasz, że już pora.
— Okazujesz nam wiele uprzejmości. Uważamy, że Haile jest już na tyle dorosła, aby można ją było pozostawić bez nadzoru rodziców, aczkolwiek stale ktoś musi jej towarzyszyć.
Tym niemniej nie pozwól, aby zabierała ci cenny czas.
— Żaden kłopot.
Jedno z ramion Lierii wydłużyło się i podniosło ze stołu delikatną białą płytkę o powierzchni dziesięciu centymetrów kwadratowych.
Urządzenie wydało z siebie krótki pisk, po czym przemówiło:
— Witam pana, dyrektorze.
Parker Higgens pozdrowił ksenobionta lekkim ukłonem.
Oski Katsura postukała paznokciem o ściankę klimatyzowanej bańki — Wszystkie komponenty zostały oczyszczone i przetestowane, zanim je na nowo zmontowano — rozpoczęła swój wywód.
— Ten lód nie był czystą wodą, zawierał również pewne domieszki węglowodorów.