W wieku sześciu lat Syrinx była najlepszą pływaczką spośród rodzeństwa; długie pająkowate ramiona dawały jej bez wątpienia przewagę w wodzie. Grupa dzieci, której przewodziła, większość czasu spędzała w dolinie wokół strumieni i jezior na pływaniu lub budowaniu tratw i czółen. Wtedy to odkryli, jak zmylić wiecznie czujnego Romulusa: nadużywając więzi afinicznej, generowali urojone, sielankowe obrazy w komórkach sensytywnych, które pokrywały każdą odsłoniętą powierzchnię polipa.
Rok później Syrinx wyzwała brata Thetisa na zawody mające być sprawdzianem ich nowo nabytych zdolności. Obie dziecięce drużyny popłynęły na prymitywnych tratwach przecinającym dolinę strumieniem. Synnx i jej młodociane kohorty dotarły aż do wielkiego słonowodnego zbiornika, otaczającego dolne krawędzie południowej czapy biegunowej. Drągi stały się zbędne na stumetrowej głębinie. Dryfowali tak w błogiej konspiracji, póki nie przygasła osiowa tuba świetlna. Dopiero wtedy odpowiedzieli na rozpaczliwe afiniczne wezwania rodziców.
— Nie powinnaś była tego robić — napomniał ją „Oenone” poważnie. — Nawet nie mieliście z sobą kamizelek ratunkowych.
— Przynajmniej było zabawnie. A jak później pędziliśmy łodzią oficerską Służb Ratowniczych! Tryskały fontanny wody, wiatr dmuchał w oczy!
— Zamierzam porozmawiać z Romulusem na temat cech twojej moralnej odpowiedzialności. Wątpię, czy się poprawnie zintegrowały. Wiedz, że Athene i Sinon bardzo się o ciebie martwili.
— Przecież wiedziałeś, że nic mi się nie stanie. A więc i mama musiała wiedzieć.
— Jest coś takiego, co się nazywa dobre wychowanie.
— Wiem. I przykro mi, naprawdę. Jutro będę grzeczna, słowo. — Przetoczyła się na plecy, podciągając kołderkę pod brodę. Sufit był przezroczysty, co pozwalało jej dostrzec za chmurami wątłą, srebrzystą księżycową poświatę tuby świetlnej habitatu. — Wyobrażałam sobie, że kieruję tobą, a nie tą głupią tratwą.
— Naprawdę?
— Tak. — Ogarnęła ich wyjątkowa radość, kiedy ich myśli pocałowały się na wszystkich poziomach świadomości.
— Po prostu próbujesz przeciągnąć mnie na swoją stronę — oskarżył ją „Oenone”.
— Jasne, że tak. Inaczej nie byłabym sobą. Myślisz, że jestem okropna?
— Myślę, że będę się cieszył, kiedy już dorośniesz i nauczysz się odpowiedzialności.
— Przepraszam. Od dzisiaj żadnych wycieczek na tratwach. Poważnie. — Zachichotała. — Ale przynajmniej był ubaw!
Sinon umarł, gdy dzieci miały po jedenaście lat. Sam dożył stu sześćdziesięciu ośmiu. Synnx płakała wiele dni, mimo że uczynił wszystko, aby przygotować ją na taką ewentualność.
„Nigdy was nie opuszczę — powiedział rozżalonej gromadce zebranej wokół łóżka. Syrinx i Pomona zerwały na łące świeże anielskie trąbki i włożyły je do wazonów. — My, edeniści, trwamy dalej. Stanę się cząstką osobowości habitatu… Będę patrzył, co się z wami dzieje, w każdej chwili możemy porozmawiać. A zatem nie smućcie się i nie bójcie. Śmierć nie jest czymś, czego można by się bać, nie dla nas. Popatrzę też z przyjemnością, jak dorastasz i obejmujesz dowództwo statku — zwrócił się prywatnie do Syrinx. — Jeszcze zostaniesz najlepszym kapitanem w historii, spryciarko, zobaczysz”.
Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym wtuliła w jego kruche ciało, czując gorącą, mokrą od potu skórę i słysząc w myślach, jak stęka bezdźwięcznie przy zmianie ułożenia.
Tamtej nocy wysłuchiwała wraz z „Oenone” wspomnień uciekających z jego obumierającego mózgu — oszałamiającego zestawu obrazów, zapachów i bodźców emocjonalnych. To wtedy po raz pierwszy dowiedziała się o jego tajonym, związanym z „Oenone” zmartwieniu, okruchu nie rozstrzygniętej wątpliwości co do niezwykłego rodzica młodego jastrzębia. Troska ojca zdawała się unosić w przyciemnionej sypialni niby jedna z owych zjaw, dzięki którym wyprowadzała w pole komórki receptorowe habitatu.
— Widzisz, spryciarko, mówiłem ci, że nigdy cię nie opuszczę. Nie ciebie.
Uśmiechnęła się w pustce, gdy usłyszała w głowie charakterystyczny ton jego myśli. Oprócz tatusia nikt jej tak nigdy nie nazywał. W tle pobrzmiewał osobliwy gwar, jakby gdzieś daleko za nim tysiące osób prowadziły ściszone rozmowy.
Jednakże następnego ranka widok jego owiniętego białym całunem ciała, wynoszonego z domu na pogrzeb w gaju, przytłoczył ją tak, że nie umiała powstrzymać łez.
— Jak długo będzie żył we wspólnocie habitatu? — zapytała matkę po krótkiej uroczystości pogrzebowej.
— Jak długo zechce — odpowiedziała wolno Athene. Nigdy nie okłamywała dzieci, lecz zdarzały się chwile, kiedy żałowała, że musi być tak cholernie szlachetna. — W większości ludzie we wspólnocie zachowują swoją integralność przez kilka stuleci, potem stopniowo wtapiają się w wieloskładnikową osobowość habitatu. A zatem nawet wtedy coś po nich pozostaje. Tak czy inaczej, to o wiele lepszy los od zbawienia w niebie, które religie adamistów proponują swoim wyznawcom.
— Opowiedz mi o religii — poprosiła Syrinx osobowość habitatu jeszcze tego samego dnia. Siedziała przy ogrodzie, zajęta obserwowaniem żwawych, brązowych rybek, które dostrzegała wśród lilii w toni otoczonego kamieniami stawu.
— To zorganizowana forma oddawania czci bóstwu, mająca zwykle swe źródło wśród pierwotnych kultur. Większość religii postrzega Boga jako mężczyznę, ponieważ wszystkie one wywodzą się z czasów sprzed emancypacji kobiet. Co daje wyobrażenie o ich pokrętności.
— Ale ludzie wyznają je do dzisiaj?
— Owszem, większość adamistów zachowała swoje wierzenia. W ich kulturze obecnych jest kilka religii, lecz dominują obrządki chrześcijańskie i sekty muzułmańskie. Wszyscy jednak wyznają pogląd, jakoby w zamierzchłej przeszłości na Ziemi żyli prorocy, obiecując pewną formę wiecznego zbawienia dla tych, którzy będą postępować zgodnie z naukami tychże proroków.
— Aha. W takim razie dlaczego edeniści w to nie wierzą?
— Nasza kultura niczego nie zabrania, pod warunkiem, że nie krzywdzi większości. Możesz oddawać cześć dowolnemu bóstwu, jeśli sobie tego życzysz. Najważniejszym powodem, dla którego żaden edenista nie wybiera tej drogi, jest nasza doskonale stabilna osobowość. Rozpatrujemy koncepcję Boga i spirytualizmu z punktów widzenia opartych na logice i zasadach fizyki.
Poddana rygorystycznej, naukowej analizie religia nie wytrzymuje próby argumentów. Nasza wiedza w dziedzinie kosmologii kwantowej jest dziś na tyle ugruntowana, że możemy zdecydowanie odrzucić wiarę w istnienie Boga. Wszechświat to wyłącznie naturalne zjawisko, chociaż niebywale złożone. Nie powstał pod wpływem żadnego zewnętrznego aktu woli.
— A więc nie mamy duszy?
— Koncepcja duszy również jest ułomna. Pogańscy kapłanie żerowali na ludzkim strachu przed śmiercią, obiecując im życie wieczne, w którym otrzymają nagrodę, o ile będą wiedli cnotliwe życie na ziemi. Wobec powyższego wiara w duszę także jest indywidualnym wyborem każdego człowieka. Ponieważ jednak edeniści po śmierci trwają nadal jako część osobowości habitatu, żaden z nich nie był skłonny uznać tego szczególnego aspektu wiary za słuszny. Edeniści wiedzą, że ich istnienie nie kończy się z chwilą fizycznej śmierci. Techniczne założenia naszej kultury poniekąd wyparły religię.