— A co z tobą? Masz duszę?
— Nie. Mój umysł jest przecież sumą wielu indywidualności. Nigdy też nie byłem stworzeniem bożym. Jestem całkowicie sztuczny.
— Ale żyjesz.
— Owszem.
— Gdyby więc były dusze, też byś ją chyba miał?
— Celna uwaga. A czy ty wierzysz, że są dusze?
— No, niezupełnie. To wydaje się trochę dziwne. Ale rozumiem, dlaczego adamiści tak łatwo wierzą. Gdybym sama nie miała możliwości przenieść wspomnień do habitatu, też chciałabym wierzyć, że mam duszę.
— Świetne spostrzeżenie! Właśnie zdolność do transferu wspomnień spowodowała, że w roku 2019 papież Eleonora obłożyła zbiorową klątwą chrześcijańskich edenistów. Nasz protoplasta WingCit Czong był pierwszym człowiekiem, który przekazał swoje wspomnienia warstwie neuronowej habitatu, a wtedy papież potępiła jego czyn i ogłosiła świętokradztwem, próbą uniknięcia sądu bożego. W następstwie tego uznano gen więzi afinicznej winnym zbrukania boskiego dziedzictwa; Watykan bał się wystawienia wiernych na zbyt dużą pokusę. Rok później muzułmanie wydali dekret o podobnej treści, zakazując wiernym wszczepiania dzieciom wspomnianego genu. To wtedy powstały pierwsze zręby kultur edenistów i adamistów.
Ci ostatni wyrzekli się stosowania naszych wynalazków. Bez afinicznej kontroli pożytek z technobiotycznych organizmów jest niewielki.
— Twierdzisz, że są różne religie. Ale czy może być wielu bogów? Chyba musi istnieć tylko jeden stwórca? Jest w tym jakaś sprzeczność.
— Znowu trafna uwaga. Kilka wielkich wojen na Ziemi toczyło się z powodu tejże niejasności. Każda religia mówi, że to ona jest tą właściwą. A w gruncie rzeczy wszystkie uzależnione są całkowicie od siły przekonań wyznawców.
Syrinx dała za wygraną i wsparła głowę na rękach, przyglądając się rybkom przepływającym pod różowymi liliami. Wszyst ko, co usłyszała, wydawało jej się nieprawdopodobne.
— Co ty na to? — zapytała „Oenone”. — Wyznajesz jakąś religię?
— Nie widzę potrzeby modlić się do bóstwa. Wiem, czym jestem. Wy, ludzie, wręcz uwielbiacie komplikować sobie życie.
Syrirw wstała i wygładziła czarną sukienkę żałobną. Wystraszone ryby zanurkowały w głębinę.
— Wielkie dzięki.
— Kocham cię — rzekł „Oenone”. — Przykro mi, że czujesz smutek z powodu Sinona. Zawsze dbał, abyś była szczęśliwa.
Bądź taka dalej.
Koniec ze smutkiem, postanowiła. Tatuś ze mną porozmawia, kiedy tylko zechcę. Rany, to musi oznaczać, że mam już w pełni zintegrowaną osobowość. Świetnie.
Gdyby jeszcze nie czuła tak bolesnego ucisku w piersi… mniej więcej tam, gdzie biło jej serce.
Kiedy skończyła piętnaście lat, jej nauka skoncentrowała się głównie na przedmiotach związanych z dowodzeniem statkiem.
Poznawała inżynierię systemów napędowych, prawo kosmiczne Konfederacji, astronawigację, technobiotyczne organy podtrzymania życia, mechanikę, dynamikę płynów, nadprzewodnictwo, termodynamikę, fizykę jądrową. Wraz z „Oenone” wysłuchiwała długich wykładów na temat zdolności i ograniczeń jastrzębi. Uczestniczyła też w zajęciach praktycznych, jak: wkładanie kombinezonów, drobne naprawy w warunkach słabej grawitacji, wycieczki aklimatyzacyjne na zewnętrzne półki jastrzębi, żmudne powtarzanie procedur obowiązujących na pokładzie statku.
W stanie nieważkości czuła się jak ryba w wodzie. Modyfikacje genetyczne zwiększyły umiejętność poruszania się w takich warunkach wszystkich edenistów, a członkowie stu rodzin poszli nawet krok dalej, wzmacniając i pogrubiając swe błony wewnętrzne, aby mogły wytrzymać duże przyspieszenia. Edeniści niechętnie się godzili na nanoniczne suplementy, chyba że nie mieli innego wyjścia.
W tym czasie zaczęła tracić zbędny tłuszcz (choć nikt jej nigdy nie uważał za grubą) i wyraźnie nabierać kształtów dorosłej osoby.
II Starannie zmodyfikowane geny przodków obdarzyły ją pociągłą twarzą z lekko wklęsłymi policzkami, podkreślającymi silnie zaznaczone kości, oraz szerokimi ustami, na które w dowolnej chwili mógł wypłynąć najbardziej czarujący uśmiech. Wzrostem dorównywała prawie wszystkim braciom, figura nabierała kobiecych kształtów. Pozwalała włosom opadać do połowy pleców, wiedząc, że to ostatnia ku temu okazja: gdy zaczną się loty operacyjne, będzie musiała ostrzyc się na krótko. Na statku długie włosy stanowiły w najlepszym przypadku przeszkodę, w najgorszym zali grożenie.
W wieku siedemnastu lat przeżyła trwającą miesiąc przygodę miłosną z Auliem, mężczyzną czterdziestoczteroletnim, co nie wróżyło dobrze ich związkowi, lecz zarazem było niezwykle romantyczne. Bez najmniejszych skrupułów oddawała się uciechom; nic sobie nie robiła z plotek i oburzenia przyjaciół i rodziny, doświadczając nowych, upajających doznań w ramionach pomysłowego kochanka. A był to ktoś, kto naprawdę umiał korzystać z dobrodziejstw nieważkości.
Owiane legendą dokonania seksualne nastoletnich edenistów były czymś, czego najbardziej im zazdrościli adamiści. Albowiem ci pierwsi dzięki ulepszonym systemom immunologicznym nie musieli obawiać się chorób, a więź afiniczna skutecznie zapobiegała scenom zazdrości czy przemocy psychicznej. Naturalna żądza nie była niczym wstydliwym; dorastająca młodzież chciała się wyszumieć, choć zdarzały się też nierzadko autentyczne zauroczenia.
Skoro zaś nawet kandydaci na pilotów mieli dziennie tylko pięć godzin zajęć z inżynierii i technologii, a nocą ich młode organizmy zadowalały się sześcioma godzinami snu, resztę czasu spędzali na poszukiwaniu wrażeń miłosnych, jakie zadziwiłyby nawet starożytnych Rzymian.
Wreszcie nadszedł dzień jej osiemnastych urodzin. Syrinx nie mogła się przemóc, aby tego ranka wyjść z domu. Athene miała jak zwykle pogodny wyraz twarzy i nawet najbardziej wytężone podsłuchiwanie nie mogło wyjawić dziewczynie uczuć matki. Syrinx dobrze jednak wiedziała, jak bardzo musi cierpieć na widok wszystkich dziesięciorga dzieci przygotowujących się do odejścia.
Po oficjalnym śniadaniu długo się wahała, lecz Athene ponagliła ją do wyjścia z kuchni, całując przelotnie.
— To cena, którą wszyscy płacimy — powiedziała. — A wierz mi, że warto.
Całe rodzeństwo wdziało kombinezony i wyszło na wewnętrzną półkę północnej czapy, przemieszczając się długimi skokami w czterokrotnie słabszym polu grawitacyjnym. Przed śluzami kręciło się mnóstwo ludzi, przeważnie z obsługi technicznej i załóg jastrzębi usadowionych na cokołach. Wszyscy niecierpliwie oczekiwali przybycia nowych statków. Nagły zalew domysłów — również osób, które pozostały w habitacie — zaskoczył Syrinx, lecz pozwolił jej przynajmniej przezwyciężyć własne zdenerwowanie.
— To ja powinienem się denerwować — żachnął się „Oenone”.
— Niby czemu? Tobie wszystko przychodzi naturalnie.
— Ha!
— Jesteś gotów?
— A gdybyśmy tak się wstrzymali? Może jeszcze trochę urosnę?
— Nie rośniesz od dwóch miesięcy. Jesteś już wystarczająco duży.
— Tak, Syrinx — odparł statek potulnie, aż się uśmiechnęła.