Выбрать главу

Louise przełknęła ślinę. Spróbowała przypomnieć sobie przygotowane wcześniej słowa powitania i wystąpiła do przodu z miłym uśmiechem na twarzy.

— Kapitanie Calvert, nazywam się Louise Kavanagh. Ojciec przeprasza, że nie może powitać pana osobiście, lecz mamy teraz w majątku mnóstwo pracy, która wymaga jego bezpośredniego nadzoru. Pragnę w jego imieniu powitać pana w Cricklade i życzyć miłego pobytu. — Mniej więcej tak to właśnie miało być powiedziane, opuściła jednak coś o dobrej podróży pociągiem. Ale co tam…

Joshua zamknął jej dłoń w gorącym uścisku.

— To bardzo miło z twojej strony, Louise. Nie potrafię wyrazić, jak się cieszę, że twój ojciec ma tyle spraw na głowie, bo dzięki temu zostałem powitany w Cricklade przez tak uroczą młodą damę.

Louise spłonęła rumieńcem; chciała się odwrócić i gdzieś schować. Cóż za dziecinna reakcja! On był tylko uprzejmy. Ale jakże przy tym czarujący. Poza tym chyba mówił szczerze. Czyżby naprawdę tak o niej myślał?

— Cześć — zwróciła się do Dahybiego, co było grubym nietaktem. Zaczerwieniła się po czubki uszu. Zauważyła, że Joshua wciąż trzyma ją za rękę.

— Mój kolega z obsługi technicznej statku — rzekł Joshua, kłaniając się lekko.

Louise przypomniała sobie nagle o swoich obowiązkach i przedstawiła Williama Ephinstone’a jako zarządcę posiadłości, nie wspominając, że dopiero przyucza się do zawodu. Powinien się z tego cieszyć, a jednak odniosła wrażenie, że kapitan statku kosmicznego nie przypadł mu szczególnie do gustu.

— Przygotowaliśmy powóz, którym pojedziecie do dworu — powiedział William. Kiwnął na woźnicę, aby odebrał od bagażowego walizki Joshui.

— O niczym nie zapomnieliście — rzekł Joshua do Louise.

W jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.

— Tędy. — Wskazała na wyjście z peronu.

Czekający na nich powóz wydał się Joshui przesadnie dużym wózkiem dziecinnym, który wyposażono w lekkie, nowoczesne koła.

Niemniej para czarnych koni biegła raźnym krokiem, a powóz toczył się po zrytej koleinami drodze bez większych wstrząsów. Colsterworth było maleńkim miastem targowym prawie pozbawionym przemysłu — rozwój gospodarczy prowincji zależał przede wszystkim od farm. Mijali domy zbudowane z kamienia o niebieskawym odcieniu, wydobywanego w pobliskich kamieniołomach. Prawie wszystkie drzwi i okna miały łukowate kształty.

Kiedy jechali główną ulicą, przechodnie trącali się łokciami i oglądali na powóz. Z początku Joshua sądził, że patrzą na niego i Dahybiego, wkrótce jednak spostrzegł, iż to Louise przyciąga powszechną uwagę.

Poza obrębem Colsterworth pagórkowatą okolicę pokrywała szachownica pól rozgraniczonych równiutko przyciętymi żywopłotami. Stokami łagodnie nachylonych dolin spływały rzeczki, wokół okrągłych wzniesień i w wąwozach rosły gęste zagajniki.

Po zżętych łanach pszenicy i jęczmienia pozostały rżyska, a tu i ówdzie stały sterty słomy, których smukłe wierzchołki powiązano w obawie przed zimowymi wiatrami. Traktory zaorywały pola, przykrywając ścierń żyzną czerwoną glebą, już z myślą o kolejnych zasiewach. Kłosy musiały dojrzeć jeszcze przed nadejściem jesiennozimowych chłodów.

— A więc nie macie żadnych obiekcji wobec elektrycznych ciągników? — zapytał Joshua.

— Oczywiście, że nie — odparł William Elphinstone. — Tworzymy tu stabilną społeczność, ale nie zacofaną. Staramy się zachować status quo, a jednocześnie zapewnić ludziom przyzwoity standard życia. Orając końmi wszystkie pola, na śmierć byśmy się tu zaharowali. A nie o to chodzi na Norfolku. Nasi przodkowie chcieli, żeby wszyscy czerpali przyjemność z wiejskiego życia.

— William wydawał się nieco spięty; odkąd zostali sobie przedstawieni, nie opuszczał go posępny nastrój.

— Skąd bierzecie energię? — spytał Joshua.

— Do użytku domowego wystarczają baterie słoneczne, lecz dziewięćdziesiąt procent elektryczności zużywanej przez przemysł i rolnictwo pochodzi ze źródeł geotermicznych. Kupujemy od Konfederacji termiczne kable potencjałowe i wpuszczamy je do otworów wywierconych w płaszczu ziemi na głębokość trzech, czterech mil. Większość miast posiada pięć albo sześć szybów energetycznych. Właściwie nie trzeba ich wcale konserwować, kable wytrzymują dwieście lat. To o wiele lepszy pomysł niż budowa zapór wodnych i zatapianie dolin.

Joshuę zaskoczyła ta dziwna wzmianka o Konfederacji — zupełnie jakby Norfolk nie wchodził w jej skład.

— Wszystko tu musi wam się wydawać niezwykle ekscentryczne — rzekła Louise.

— Skądże znowu. To cudowna kraina. Powinnaś odwiedzić kilka tak zwanych rozwiniętych światów, do których latałem. Ludzie płacą słoną cenę za rozwój techniczny: rośnie przestępczość, szerzy się bandytyzm. W miastach są dzielnice, gdzie obcy nie mają prawa wstępu.

— Zeszłego roku zamordowano trzech ludzi na Kesteven — oznajmiła Louise.

William Elphinstone zmarszczył czoło, jakby chciał zaoponować, lecz dał sobie spokój.

— Myślę, że wasi dziadkowie napisali dobrą konstytucję — stwierdził Joshua.

— Chociaż krzywdzi chorych — zauważył Dahybi Yadev.

— Niewielu tu choruje — rzekł William. — Co zawdzięczamy zdrowemu stylowi życia. A nasze szpitale radzą sobie z większością przypadków.

— Łącznie z kuzynem Gideonem — uzupełniła Louise uszczypliwie.

Gdy William Elphinstone przeszył dziewczynę chłodnym, karcącym wzrokiem, Joshua z trudem powstrzymał się od uśmiechu.

Nie była taka strachliwa, jak mu się zrazu wydawało. Siedzieli naprzeciwko siebie w powozie, dzięki czemu bez przeszkód mógł jej się przyglądać. Przedtem wyglądało na to, że ona i ten wrzód na tyłku, William, ulepieni są z jednej gliny, zaczął w to jednak wątpić, widząc, jak Louise ostentacyjnie ignoruje swego znajomego. William Elphinstone sprawiał wrażenie dotkniętego jej oziębłością.

— Prawdę mówiąc, William troszkę rzecz uprościł — ciągnęła.

— Choroby nas omijają, ponieważ większość pierwszych osadników poddała się genetycznym modyfikacjom przed przybyciem na Norfolk. I postąpili słusznie, skoro zamierzali zamieszkać na planecie, gdzie zabrania się wykonywania skomplikowanych zabiegów medycznych. A zatem w tym względzie nieco odbiegamy od stereotypu kultury nieskażonej cywilizacją. Prawdopodobnie przed epoką inżynierii genetycznej nie udałoby się stworzyć tak szczęśliwego społeczeństwa jak nasze na Norfolku. Ludzie musieliby podejmować badania naukowe, chcąc poprawić swój los.

William Elphinstone demonstracyjnie odwrócił głowę i zatrzymał wzrok nad polami.

— Fascynujące przypuszczenie — stwierdził Joshua. — Można dojść do równowagi społecznej, kiedy osiągnie się odpowiednio wysoki stopień rozwoju techniki, a brak stabilności jest stanem normalnym, póki to się nie zdarzy. Zamierzasz studiować nauki polityczne na uniwersytecie?

Nieznacznie ściągnęła usta.

— Wątpię, czy to możliwe. Kobiety na ogół nie zajmują się polityką. Poza tym nie ma u nas wielu uniwersytetów, gdyż nie prowadzi się tu żadnych badań. Moi krewni kończą najczęściej szkoły rolnicze.

— A więc i ty do nich dołączysz?