Początkowo Shane Brandes był zaskoczony, że bez większego trudu udaje mu się wyciągnąć z wnęki przeciwnika. Zadowolenie ustąpiło wszakże obawie, gdyż Erick wciąż szedł na niego. Shane musiał odstąpić o krok, aby zachować równowagę; teraz jego własny nanosystem przejął kontrolę nad pozycją ciała. Wycelował pięścią w twarz Ericka, lecz w głowie rozbrzmiało mu nanoniczne ostrzeżenie, przeciwnik bowiem zastawił się przedramieniem z niebywałą szybkością. Cios więc został zablokowany, a ręka odbita boleśnie w bok. Wymierzy! stopą uderzenie w krocze Ericka… i niemalże pękło mu kolano, zatrzymane blokującym kopnięciem.
Runął na bok, wpadając na splecionych w walce Lennona i Levine’a.
Erick trzasnął łokciem w żebra Shane’a, aż rozległ się rozpaczliwy jęk i chrupot pękającej kości.
Program walki wręcz zalecał maksymalną szybkość, błyskawiczne unieszkodliwienie przeciwnika. Neuronowy nanosystem analizował zachowanie Shane’a, który się wykręcił, chwycił za żebra i zaczął pochylać głowę. Jej ruch był przedstawiany z dwusekundowym wyprzedzeniem, system przeliczał punkty przecięcia. W myślach Ericka zmaterializowała się lista, z której wybrał cios mający spowodować tymczasowe obezwładnienie przeciwnika. Machnął nogą, celując butem w skrawek wolnej przestrzeni.
Znalazła się w niej głowa Shane’a.
Podprogram oceny zagrożenia nadał status nadrzędności receptorom zmysłów zewnętrznych. Andre Duchamp i Hasan Rawand wciąż się bili przy wnękowym stoliku, lecz w tak ciasnym pomieszczeniu nie mogli sobie zrobić wielkiej krzywdy.
Harry Levine ściskał ramieniem szyję Beva Lennona. Obaj leżeli na ziemi wśród poprzewracanych krzeseł, tarzając się jak teatralni zapaśnicy. Bev Lennon uderzał wściekle łokciem w brzuch Levine’a, jakby chciał mu przytwierdzić pępek do kręgosłupa.
Stafford Charlton miał bez wątpienia wzmacnianą muskulaturę. Stał przed Desmondem Lafoe, okładając wielkoluda pięściami z zaprogramowaną efektywnością. Desmond zgiął się w pół z bólu: prawa ręka wisiała mu bezwładnie ze strzaskanego ramienia, z rozbitego nosa ciekła krew.
Wtem łan 0’Flaherty podniósł się za nim z twarzą wykrzywioną zwierzęcą wściekłością i kieszonkowym nożem rozszczepieniowym w ręku. Żółty błysk załączanego ostrza oślepił na moment Ericka, którego udoskonalone siatkówki nastawione były akurat na najwyższą czułość. Podprogram oceny zagrożenia uaktywnił obronny implant nanoniczny w jego lewej dłoni. Erick ujrzał przed oczami delikatne, niebieskie linie siatki celowniczej. Prostokątny wycinek zabłysnął czerwienią i owinął się wokół ciała lana O’Flaherty’ego, adaptując się do jego ruchów niczym elastyczna pajęczyna.
— Stój! — krzyknął Erick, lecz 0’Flaherty zdążył już unieść nóż wysoko nad głowę. Był do tego stopnia rozwścieczony, że nawet gdyby usłyszał, pewnie i tak zadałby cios. Erick dostrzegł, jak poruszają się ścięgna ręki lana, a nóż drży i zaczyna opadać.
Program nanosystemowy powiadomił Ericka, że nawet wzmacniane mięśnie nie pozwolą mu doskoczyć na czas do 0’Flaherty’ego. Powziął błyskawiczną decyzję. Nad drugim knykciem lewej dłoni rozsunął się maleńki skrawek skóry i z implantu wystrzeliła, niewiele większa od żądła osy, igła z nanonicznym obwodem. Trafiła swą ofiarę w odsłoniętą szyję, wbijając się na głębokość sześciu milimetrów. Nóż rozszczepieniowy znajdował się już o dwadzieścia centymetrów bliżej szerokich pleców Desmonda. Żaledwie igła wniknęła pod skórę i wytraciła impet, pokryła się futerkiem mikroskopijnych fibryli, które rozpoczęły poszukiwania włókien nerwowych według ustalonego algorytmu, wijąc się w gęsto upakowanym plastrze komórek. Kiedy wreszcie zostały zlokalizowane zwoje nerwowe, ostre końce fibryli przebiły się przez cieniutkie osłonki otaczające poszczególne nerwy. Do tego czasu nóż przeleciał dwadzieścia cztery centymetry, łanowi OTlaherty’emu drgnęła mimowolnie prawa powieka, gdy poczuł ukłucie mikroskopijnego żądła. Wewnętrzny procesor igły przeanalizował elektrochemiczne reakcje zachodzące w nerwach, a następnie zaczął wysyłać własne sygnały. Neuronowy nanosystem natychmiast wyłowił obcy sygnał, lecz jego obwody nie były w stanie nic zdziałać, potrafiły jedynie wygaszać naturalne impulsy wychodzące z wnętrza mózgu.
Nóż pokonał w powietrzu trzydzieści osiem centymetrów, kiedy łan 0’Flaherty poczuł, jak przez jego ciało przepływa milion krzyżujących się strumyków ognia. Ostrze opadło następne cztery centymetry, lecz wtedy skurcze targnęły zalanymi powodzią impulsów mięśniami lana. Nerwy wręcz płonęły, w trakcie gdy diaboliczny sygnał nanonicznej igły inicjował totalny, nie kontrolowany przepływ energii wzdłuż każdego włókna, jednoczesną chemiczną detonację we wszystkich komórkach neuronowych.
0’Flaherty zacharczał z otwartymi szeroko ustami, tocząc przerażonym wzrokiem po barze z niemą prośbą o litość. Jego skóra poczerwieniała, jakby spiekła się nagle w skwarnym słońcu, a mięśnie zwiotczały. Runął jak długi. Nóż rozszczepieniowy podskakiwał przez chwilę na ziemi, wycinając płatki kamienia, ilekroć dotykał posadzki.
Bójki ustały.
Desmond Lafoe obrzucił Ericka spojrzeniem pełnym boleści i zdumienia.
— Co?…
— Chciał cię zabić — rzekł Erick cicho, opuszczając lewą rękę. Wszyscy w barze zdawali się wpatrywać w dłoń mordercy.
— Coś ty mu zrobił? — zapytał wstrząśnięty Harry Levine.
Erick wzruszył ramionami.
— Chrzanić to — prychnął Andre Duchamp. Krew płynęła mu z dziurki w nosie, oko szybko puchło. — Spadamy.
— Nie wolno wam tak odejść! — ryknął Hasan Rawand. — Zabiliście człowieka!
Duchamp pomógł wstać Lennonowi.
— W obronie własnej. Pieprzony angol próbował zabić członka mojej załogi.
— Zgadza się! — potwierdził gromko Desmond Lafoe. — Zginął podczas próby zabójstwa. — Skinął ręką na Ericka, pokazując drzwi.
— Zawołam gliny — warknął Rawand.
— A pewnie, wołaj sobie — parsknął Andre Duchamp. — To do ciebie pasuje, angolu. Przegrywasz, beczysz, a potem szukasz opieki prawa. — Spojrzał ostrzegawczo na zszokowanego barmana, po czym kiwnął głową na załogę i ruszył w stronę wyjścia. — Tylko o co nam poszło, Hasan? Odpowiedz sobie na to pytanie, bo żandarmi z pewnością ci je zadadzą.
Pomagając pobladłemu, kuśtykającemu Desmondowi, Erick wyszedł do skalnego tunelu, który łączył Catalinę z resztą korytarzy, wind i poczekalni pionowego miasta.
— Uciekasz, Duchamp, chcesz się przede mną schować! — dogonił ich grzmiący głos Hasana Rawanda. — I ty, morderco! Ale ten wszechświat nie jest taki duży. Zapamiętajcie to sobie!
W Cricklade nastała prawdziwa noc, ciemna i pełna cudownie błyszczących gwiazd na niebie, wkrótce jednak odeszła. Trwała niespełna osiem minut, zanim ziemię zalała czerwona poświata Duchessy, przy czym nawet w ciągu tych krótkich chwil mrok był ledwie szary. Pierścień zawieszonych na orbicie statków, które migotały chłodno na bezchmurnym północnym niebie, wyglądał wprost bajecznie. Po zjedzeniu pięciodaniowego obiadu Joshua wyszedł wraz z rodziną Kavanaghów na balkon, aby podziwiać słynny niebiański most. Louise miała na sobie kremową sukienkę z obcisłym stanikiem, która lśniła żywym błękitem w płynącym z góry kometarnym blasku. Ciągła uwaga, jaką skupiała na nim w czasie posiłku, wprawiała go wręcz w zakłopotanie — niewiele mniej dokuczająca od wrogiej postawy Wilłiama Elphinstone’a.