Выбрать главу

Ich drugorzędna rola, podobnie jak Ralpha i Agencji, polegała na wypatrywaniu wszelkich oznak piractwa.

Komandor porucznik Solanki przyjął Ralpha zaraz po jego przybyciu na planetę. Saldanowie zawsze popierali poczynania Konfederacji, tak więc nawiązanie współpracy w zakresie ścigania piractwa obaj uznali za rozsądny pomysł. Z komandorem układało się Ralphowi w miarę dobrze, do czego poniekąd przyczyniała się mesa, gdzie serwowano niezaprzeczalnie najlepsze posiłki w mieście; poza tym żaden z nich nie wspominał nigdy o pozostałych obowiązkach Ralpha.

— Doskonały pomysł — rzekła Jenny Harris. — Jeszcze dzisiaj spotkam się z Lambourne i wytłumaczę jej, na czym nam zależy. Będzie chciała zapłaty — dodała ostrożnym tonem.

Ralph sięgnął do nanosystemu po plik z informacjami o Lambourne i potrząsnął głową, widząc, jak drogie są usługi tej kobiety.

Mógł przypuszczać, ile zażąda za swą misję zbierania informacji w górze rzeki.

— Trudno, zapłacimy. Ale proszę, spróbuj zejść poniżej tysiąca.

— Postaram się.

— Kiedy się z nią dogadasz, uruchom wtyczkę w biurze gubernatora i dowiedz się, dlaczego czcigodny Colin Rexrew uważa za konieczne wysłać komisarza do zbadania sprawy zaginionych farmerów, o których nikt wcześniej nie słyszał.

Po wyjściu Jenny przesłał datawizyjnie listę nowych kolonistów do analizy w bloku procesorowym, potem usiadł wygodnie i zaczął się zastanawiać, co powinien powiedzieć komandorowi Solankiemu.

Przy odrobinie szczęścia przeciągnie spotkanie i wprosi się na obiad w mesie.

6

Dwadzieścia dwa tysiące kilometrów przed „Oenone” międzygwiezdna noc pochłonęła błękitne strużki jonów z silników manewrowych statku adamistów „Dymasio”. Za pośrednictwem sensorów optycznych jastrzębia Syrinx patrzyła, jak jaskrawa kropka światła rozpływa się w nicość. Na obrzeżu jej umysłu zamrugały wektory kierunkowe, efekt machinalnych obliczeń dokonanych na podstawie instynktu przestrzennego „Oenone”. „Dymasio” ustawił się w kierunku odległego o osiem lat świetlnych układu planetarnego Honeck; parametry ustawienia zostały odczytane z bezbłędną precyzją.

— Myślę, że nam nie zwieją — zwróciła się do Thetisa. „Graeae”, jastrząb jej brata, dryfował tysiąc kilometrów obok „Oenone”. Oba jastrzębie zmniejszyły do minimum pola dystorsyjne.

Działały w trybie pełnej niewykrywalności, przy znikomym poborze mocy. Nawet w toroidzie znikła grawitacja. Załoga nie jadła gorących posiłków, nie było spalania odpadków, potrzeby fizjologiczne załatwiano do woreczków sanitarnych. Nikt nie marzył o ciepłej wodzie. Korpus „Oenone” razem z toroidem załogi oplótł sieciowy płaszcz kabli odprowadzających ciepło, pokryty gęstą, pochłaniającą światło pianką izolacyjną. Całe wydzielane przez statek ciepło gromadziło się w płaszczu, następnie wypromieniowywał je pojedynczy panel termozrzutu, zawsze skierowany przeciwnie do tropionej ofiary. P ›zostawiono otwory dla pęcherzy sensorowych „Oenone”, lecz to było wszystko. Statek ciągle narzekał na swędzenie, co wydawało się śmieszne. Syrinx na razie zachowywała spokój.

— Też tak myślę — odpowiedział Thetis.

Syrinx poczuła dreszcz niepokoju, pomieszany z pełnym wyczekiwania napięciem. Przez siedemnaście dni podążali za „Dymasiem”, trzymając się od dwudziestu do trzydziestu tysięcy kilometrów z tyłu, kiedy lawirował całkowicie przypadkowym kursem między nie zamieszkanymi układami planetarnymi, chcąc namierzyć bądź zgubić ewentualny pościg. A pościg tego rodzaju zawsze był trudny i uciążliwy, wpływał nużąco nawet na psychikę edenistów, a cóż dopiero mówić o rekrutowanym wśród adamistów dwudziestoosobowym oddziale komandosów, który mieli na pokładzie. A jednak mimo nie sprzyjających warunków kapitan Larry Kouritz podczas trwania misji utrzymywał dyscyplinę wśród swoich żołnierzy, czym zdobył sobie szacunek Syrinx, jakim darzyła niewielu adamistów.

Wyobrażała sobie, jak po dokonaniu ostatniej korekty współrzędnych „Dymasio” chowa swoje czujniki i składa panele termozrzutu, przygotowując się do skoku z naładowanymi węzłami modelowania energii.

— Gotów? — zapytała „Oenone”.

— Jak zawsze — odparł cierpko jastrząb.

O tak, odetchnie z ulgą, kiedy skończy się ta operacja.

To Thetis namówił ją do podpisania siedmioletniego kontraktu na służbę w Siłach Powietrznych Konfederacji — Thetis z tym swoim silnym poczuciem obowiązku i odpowiedzialności, porwany fanatycznym zapałem. Syrinx zawsze myślała o zaciągnięciu się do Floty: Athene opowiadała często niesfornym dzieciom o swojej służbie, roztaczała przed ich oczami urokliwą wizję rycerzy kosmosu związanych duchem braterstwa. Synnx po prostu nie przypuszczała, że nastąpi to tak szybko, zaledwie trzy lata po pierwszych lotach „Oenone”.

Ze względu na swą siłę i zwinność, jastrzębie stanowiły zasadniczy składnik Sił Powietrznych, najmowane przez admirałów Floty jako idealne okręty pościgowe. „Oenone” i „Graeae”, gdy najpierw zostały wyposażone w ofensywne i obronne systemy bojowe oraz w bogaty zestaw czujników elektronicznych, a potem przeszły trzymiesięczne przeszkolenie, dostały przydział do 4 Floty, prowadzącej operacje z baz w Oshanko, stolicy Imperium Japońskiego.

Aczkolwiek Siły Powietrzne Konfederacji tworzyły z założenia organizację ponadnarodową, to jednak załogi jastrzębi zawsze składały się z edenistów. Także załoga Syrinx wyglądała jak dawniej: Cacus, inżynier odpowiedzialny za moduły mieszkalne; Edwin, nadzorujący mechaniczne i elektryczne układy toroidu; Oxley, operator wielofunkcyjnego pojazdu serwisowego i pilot aeroplanu z polem jonowym; Tulą, specjalistka od wszystkiego oraz oficer medyczny. No i oczywiście Ruben, ekspert od generatorów termojądrowych, który został kochankiem Syrinx w miesiąc po zaokrętowaniu się na „Oenone”. Mając sto dwadzieścia pięć lat, był od niej starszy dokładnie o stulecie.

Czuła się znowu jak beztroska dziewczyna u boku Auliego, choć jawnie temu przeczyły jej kapitańskie obowiązki. Spali razem, kiedy tylko pozwalał im na to harmonogram zajęć, a będąc na przepustce, buszowali po planecie, habitacie czy osiedlu asteroidalnym — gdziekolwiek zdarzyło im się zawinąć. Chociaż Ruben był już w podeszłym wieku, zachował — podobnie jak większość edenistów — doskonałą sprawność fizyczną, dzięki czemu w ich stosunkach miłosnych nigdy nie wiało nudą. Oprócz tego łączyła ich wspólna radość z poznawania różnorodnych kultur kwitnących w Konfederacji, jakże cudownie odmiennych. Za sprawą Rubena i jego niewyczerpanej — zdawałoby się — cierpliwości, Syrinx nauczyła się tolerować adamistów i ich dziwactwa.

Dlatego też przyjęła zlecenie Sił Powietrznych.

Dochodził jeszcze ów swojski, perfidny dreszczyk zadowolenia, o jaki przyprawiał ją fakt, że wszyscy uważali jej związek za nieco skandaliczny. Duże różnice wie! u między partnerami zdarzały się często wśród edenistów, zważywszy na długość ich życia, ale sto lat… to wykraczało poza granicę przyzwoitości. Tylko Athene nie wyrażała zastrzeżeń, zbyt dobrze znała własną córkę. Bądź co bądź, ich związek nie był aż tak poważny: Ruben jej odpowiadał, ponieważ miał nieskomplikowaną i skłonną do zabawy naturę.

Do załogi dokooptował jeszcze Chi, przydzielonego im przez wojsko speca od broni — oficera, który swą karierę związał z Siłami Powietrznymi Konfederacji, mimo że od oficerów sztabowych dowództwo wymagało wyrzeczenia się dotychczasowego obywatelstwa (warunek mało praktyczny w przypadku edenistów).