„Oenone” i „Graeae” przez cztery lata patrolowały nie zamieszkane układy słoneczne oraz zapewniały eskortę statkom handlowym w nadziei, że dojdzie do spotkania z piratami. Jastrzębie brały też udział w wielkich manewrach taktycznych, gdzie poligonami były całe układy planetarne, uczestniczyły w nalocie na stację przemysłową podejrzewaną o produkcję os bojowych z napędem na antymaterię tudzież składały niezliczone wizyty grzecznościowe w całym sektorze podległym 4 Flocie. Przez ostatnie osiemnaście miesięcy z polecenia admiralicji wykonywały niezależne zadania pościgowe pod dowództwem CNISu, Służb Wywiadowczych Sił Powietrznych. To już była ich trzecia samodzielna misja. Pierwszy statek okazał się pusty, gdy go przechwycili. Drugi, czarny jastrząb, zdołał się wymknąć, wydłużając skok, co wprawiło Syrinx w nastrój przygnębienia. Jednakże „Dymasio” zdecydowanie miał coś na sumieniu; Służby Wywiadowcze od dłuższego już czasu podejrzewały go o przewożenie antymaterii i teraz to się potwierdzało. Statek sposobił się właśnie do wejścia w granice zamieszkanego układu planetarnego, gdzie na asteroidzie miał umówione spotkanie z pewnym ugrupowaniem separatystycznym. Tym razem dokonają aresztowania! Nareszcie! Perspektywa sukcesu wydawała się zagęszczać atmosferę w kabinie „Oenone”.
Nawet Eileen Carouch, oficerowi łącznikowemu Służb Wywiadowczych w randze porucznika, udzielała się niecierpliwość edenistów. Siedziała obok Syrinx z zapiętymi pasami — kobieta w średnim wieku z nieprzeniknioną, trudną do zapamiętania twarzą, co pomagało jej zapewne w pracy agenturalnej. Za tą maską ukrywała się jednak osoba spontaniczna i zaradna — bądź co bądź, wpadła na trop nielegalnego transportu „Dymasia”.
W tym momencie zaciskała mocno powieki, korzystając z datawizyjnych informacji, które „Oenone” przekazywał poprzez technobiotyczne procesory sprzężone z ich mechanicznymi odpowiednikami, tak aby wszyscy adamiści mogli wiedzieć, co się dzieje.
— „Dymasio” wykona zaraz skok — oznajmiła Syrinx.
— I całe szczęście. Moje nerwy już dłużej by tego nie wytrzymały.
Uśmiech pojawił się na ustach Syrinx. Czuła się zawsze trochę niezręcznie podczas indywidualnych kontaktów z adamistami; oni i te ich emocje zatrzaśnięte wewnątrz nieprzeniknionej czaszki — nigdy nie było wiadomo, co im naprawdę chodzi po głowie, a to deprymowało edenistów przyzwyczajonych do emfatycznych wyznań. Okazało się jednak, że Eileen wyraża swoje opinie bez owijania w bawełnę. Synnx lubiła jej towarzystwo.
„Dymasio” zniknął. Syrinx poczuła ostre zwichrowanie przestrzeni, kiedy węzły modelujące statku zakrzywiły wokół kadłuba materię rzeczywistości; dla „Oenone” dystorsja była niczym błysk.
Taki, którego parametry mógł określić w stu procentach. Jastrząb instynktownie poznał współrzędne wynurzenia.
— W drogę! — zakomenderowała Syrinx.
Przez komórki modelujące statku przepłynęła energia. Otworzyło się wejście tunelu czasoprzestrzennego i wlecieli w jego szeroką gardziel. Syrinx miała jeszcze świadomość, że „Graeae” generuje własny tunel, gdy szczelina się zwarła, zamykając ich w bezczasowej pustce. Wyobraźnia w parze z rzeczywistymi informacjami z ośrodków czuciowych jastrzębia wprawiła ją w;tan tępego oszołomienia na tych kilka uderzeń serca, kiedy podróżowali przez tunel. W nieokreślonej odległości otworzył się terminal — odmienna postać pustki — który na pozór wyginał się w ich stronę. Do środka zaczął się wlewać blask słońca, tworząc filigranową pajęczynę niebiesko — białych linii wokół kadłuba. „Oenone” wypadł w przestrzeń kosmiczną. Gwiazdy znowu błyszczały jak diamenty.
Horyzont zdarzeń zniknął wokół korpusu „Dymasia”, statek wynurzył się w odległości pięciu lat świetlnych od słońca układu Honeck. Zespoły sensorów i panele termozrzutu wypełzały z kadłuba z nieśmiałością zimującego zwierzęcia, które wiosennego dnia opuszcza norę. Jak w przypadku wszystkich statków adamistów, tak i temu trochę czasu zabrała weryfikacja pozycji i przebadanie najbliższej okolicy w poszukiwaniu przelatujących komet czy skalnych okruchów. Ta charakterystyczna zwloką nie pozwoliła mu dostrzec potężnych zawirowań przestrzeni w miejscach, gdzie otwierały się terminale jastrzębi.
Nie zdając sobie sprawy z obecności niewidocznych prześladowców, kapitan „Dymasia” uruchomił termojądrowy silnik napędowy i skierował się na nowe współrzędne skoku.
— Znowu się przemieszcza — powiedziała Syrmx. — Zechce wejść w głąb układu. Mamy go teraz przechwycić? — Przerażała ją myśl, że statek wwoził antymaterię do zamieszkanego układu.
— Dokąd się kieruje? — zapytała Eileen Carouch.
Synnx zasięgnęła informacji w leksykonie przechowywanym w komórkach pamięci „Oenone”.
— Chyba na Kirchola, jednego z gazowych olbrzymów.
— Jakieś osiedla na orbicie? — Eileen słabo sobie radziła z uzyskiwaniem wiadomości od „Oenone”, wolałaby pewnie korzystać ze sprzętowych układów pamięci.
— Żadnego z listy.
— W takim razie dojdzie do spotkania w przestrzeni. Nie przechwytujcie, ale idźcie jego tropem.
— Mamy znowu go wpuścić do zamieszkanego układu?
— Jasne. Niech pani posłucha. Gdyby chodziło nam tylko o antymaterię, weszlibyśmy na pokład w dowolnej chwili w ciągu tych trzech miesięcy. Bo od dawna już wiemy, co mają w ładowni.
„Dymasio” odwiedził siedem zamieszkanych układów słonecznych, odkąd zaczęliśmy go monitorować, a mimo to żadnemu z nich nie zagroził. Mój agent mnie zapewnił, że kapitan znalazł kupca wśród tutejszych buntowników i ja chcę go dorwać. W ten sposób za jednym zamachem zgarniemy dostawców i odbiorców. Może nawet poznamy lokalizację stacji produkującej antymaterię. Gratulacjom nie będzie końca, więc niech pan zachowa cierpliwość.
— W porządku. Słyszałeś wszystko? — zapytała Thetisa.
— Co do joty. Ona ma rację.
— Wiem, ale… — Przesłała mu emocjonalną wiązankę zapału i obawy.
— Tylko spokojnie, siostrzyczko. — Mentalny śmiech. Thetis zawsze wiedział, jak ją podejść. Wprawdzie „Graeae” narodził się przed „Oenone”, lecz rozmiarami odstawał od swego krewniaka; z kadłubem o średnicy stu pięćdziesięciu metrów „Oenone” był największym z dzieci „Iasiusa”. Dopiero hormony wzrostu wieku młodzieńczego pozwoliły Thetisowi dorównać Syrinx w siłowych zapasach. Zawsze jednak dzieliła ich najmniejsza różnica, zawsze z sobą rywalizowali.
— Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by się mniej nadawał na kapitana — zakpił Ruben. — Brak opanowania i dziewczęca beztroska to twoje stabe strony, młoda damo. Kiedy będzie po wszystkim, zmieniam statek. Pal licho warunki kontraktu.
Zaśmiała się głośno, lecz szybko spoważniała i ze względu na Eileen udała kaszel. Mimo że przywykła do bezwzględnej szczerości, jaką narzucała więź afiniczna, Ruben zdumiewał ją zawsze dogłębną znajomością jej stanów emocjonalnych.
— Jakoś nie narzekasz na inne atrybuty mojej młodości — odcięła się, pokazując przy tym wymowny gest.
— Zaczekaj tylko, moja damo, aż będziemy po służbie.
— Trzymam cię za słowo.
Mila perspektywa skróciła jej czas żmudnego oczekiwania.
Z powodu konieczności dokładniejszego wyboru trajektorii lotu w przypadku skoku w pobliże planety „Dymasio” przez dobre pięćdziesiąt minut ustawiał kurs. Kiedy wreszcie nowy wektor orbitalny przeciął się z Kircholem, statek przekonfigurował się do skoku.
— Proszę o sprawdzenie stanu uzbrojenia — zarządziła Synnx, kiedy światło silników „Dymasia” zaczęło przygasać.
— Myśliwce bezpilotowe i systemy obrony zbliżeniowej w pełnej gotowości — zameldował Chi.